Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alfred Newman

Anastasia (Anastazja)

(1983)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.

Każdą tragedię łatwo wykorzystać. Po krwawym mordzie dokonanym przez bolszewików na rodzinie cara Mikołaja II wkrótce po zwycięstwie Rewolucji Październikowej, świat trwał w oburzeniu. I rzeczywiście, śmierć dotychczasowego władcy Rosji razem z żoną i dziećmi była zupełnie niepotrzebna. Wkrótce ujawniło się kilka kobiet, z których każda utrzymywała, iż jest jedyną ocalałą z rzezi córką Mikołaja, Anastazją. Zbudowany został zgrabny mit o ucieczce dziewczyny tuż przed egzekucją. Najsłynniejsza z Anastazji, Anna Anderson, rzekomo wdowa po rosyjskim żołnierzu – Aleksandrze Czajkowskim – który miał w lipcu 1918 roku wybawić ją od śmierci, okazała się (dzięki przeprowadzonym kilkanaście lat temu, niemal 100%-owo pewnym badaniom DNA) oszustką, najprawdopodobniej mieszkanką Pomorza, pracowniczką fabryki w Berlinie. Anderson jeszcze za życia miała okazję obejrzeć własną historię na szerokim ekranie, za sprawą dokonanej w 1956 roku hollywoodzkiej ekranizacji z Ingrid Bergman w roli tytułowej. Aktorka za występ otrzymała pierwszego w swej karierze Oscara, autor ścieżki dźwiękowej natomiast – jeden z trzech ojców muzyki filmowej – kolejną z niezliczonych nominacji. Alfred Newman… Zabawnie się złożyło, że 40 lat później, syn kompozytora, David, otrzymał szansę podjęcia tego samego tematu, tym razem w animowanej adaptacji. Ach, ta monopolizacja rynku… Newman Senior statuetki za Anastazję nie otrzymał, lecz tego samego wieczoru odebrał ją razem z przyjacielem Kenem Darbym za inne dzieło, musical The King and I, po raz kolejny w swojej długiej karierze miażdżąc konkurencję. I pomyśleć, że za młodu marzył tylko o zostaniu dyrygentem, a studia kompozycji podjął po to jedynie, by lepiej zrozumieć wykonywaną muzykę…

Anastazję, podobnie jak choćby kultowe Przeminęło z Wiatrem Maxa Steinera, określić można jednym z hollywoodzkich manifestów neoromantycznych. Alfred Newman czerpie garściami z dokonań XIX-wiecznych kompozytorów-romantyków, przede wszystkim Johanna Straussa młodszego, miejscami również Piotra Czajkowskiego, tworząc dzieło mocno osadzone w klasycznych korzeniach, ale równocześnie zgodne z wymaganiami stawianymi przez kino. Źródło inspiracji jest niepodważalne i w zupełności usprawiedliwione z racji tematyki filmu, którego akcja rozgrywa się głównie w środowisku arystokratycznym, wśród wyższych sfer na salonach i dotyka także wątku rosyjskiego, w tym samym roku podjętego z równym sukcesem przez Nino Rotę w Wojnie i Pokoju. Partytura Newmana to głównie hołd złożony 'królowi walca’ – Straussowi, nie tylko z powodu często rozbrzmiewającego metrum 3/4 (Austriak wszakże nie wymyślił, a jedynie doprowadził do perfekcji ten rodzaj tańca), ale i nawiązań technicznych. Nie można tu mówić o kopiach, gdyż Amerykanin po prostu doskonale imituje styl swojego wielkiego poprzednika, trudno jednakże nie dostrzec, jak olbrzymi wpływ na muzykę popularną, a zwłaszcza filmową miała twórczość autora Nad pięknym, modrym Dunajem. Alfred Newman był z kolei pomostem między klasyką, a dokonaniami dzisiejszych kompozytorów kina, 'obrabiając’ klasyczny dźwięk do potrzeb hollywoodzkiego obrazu i tym sposobem tworząc koneksję między dotychczasowym brzmieniem, a nowym medium XX. wieku – szerokim ekranem. Prąd newmanowski to prekursor późniejszego prądu konserwatywnego w muzyce filmowej, będącego dawniej naturalną przeciwwagą dla nurtu North-Rosenman-Goldsmith, dziś natomiast uosabianego oczywiście z naczelnym spadkobiercą Złotej Ery, Johnem Williamsem.

O ile Maurice Jarre w innym dziele przesyconym rosyjskim duchem – Doktorze Żywago – dość autorsko i raczej pobieżnie traktuje element walca (a pamiętajmy, że czasowo akcja obu obrazów pokrywa się), o tyle autor Anastazji pozostaje wierny klasycznej tradycji i pozwala się jej zdominować. Na samym początku wprowadza bardzo smutny, dramatyczny wręcz temat przewodni dla tytułowej bohaterki, dla którego kontrapunkt stanowić będą niemal wszystkie pozostałe motywy i tematy poboczne. Intensywność melodyczna partytury Newmana jest olbrzymia, w wyniku czego na płycie nie ma miejsca na jakikolwiek nastrojowy przestój w konwencji underscore. W tych rzadkich momentach, gdy brakuje kolejnej aranżacji tematu głównego, kompozytor wprowadza walc, marsz, względnie inny jeszcze styl muzyczny, wciąż jednak opierając się na założonej maksymalizacji melodyki. Newman jest dodatkowo bardzo konsekwentny w budowie motywów, trudno wychwycić tu jakiekolwiek odstępstwa od przyjętej już myśli przewodniej, każda powtórka, choć zmieniona pod względem orkiestracyjnym, zaprezentowana zostaje najczęściej w wersji niemal bliźniaczej wszystkim poprzednim. A jednak, wbrew pozorom, nie można narzekać na nudę. Płyta jest doskonale skonstruowana, wystarczająco często bowiem wprowadza nowe elementy dla równowagi tematu głównego. Zaraz po jego inicjacji w utworze pierwszym następuje powalająca, ciężka i ponura rosyjska sekwencja chóralna, w ciągu 40 minut co prawda jedyna, ale o doprawdy znamiennej sile. Dla odmiany klimatu z kolei natychmiast rozbrzmiewa bardzo ładny, na przemian romantyczny i pompatyczny salonowy walc. I znów maksymalna melodyka.

Chociaż tematu przewodniego nie zaliczyłbym do największych arcydzieł Newmana (względnie najlepszych tematów w historii kina), bez wątpienia skutecznie dźwiga ciężar emocjonalny całej kompozycji. Zwłaszcza interesująco brzmi jako walc, w pełnym, koncertowym Anastasia Waltz, co prawda wykraczającym poza oś fabularną, lecz trafnie dobranym dla słuchalności płyty. Album podzielić można właśnie ze względu na wartość narracyjną poszczególnych utworów, spośród których jedną grupę stanowić będą tradycyjne dla hollywoodzkiej ilustracji kolejne wersje tematu przewodniego, drugą natomiast – wszelkiego rodzaju tańce (kilka walców, polka, a także rosyjska troika), festynowy Riberhaus Marsch oraz mający swoją premierę na opisywanym tu wydaniu Varese Sarabande Anastasia (piano version), w wykonaniu samego Alfreda Newmana. Wystarczająco duże zatem jest zróżnicowanie, zarówno stylistyczne, jak i orkiestralne, by przykuć uwagę słuchacza, zaś 40 minut prezentacji tej doskonałej muzyki to ilość najprawdopodobniej optymalna dla większości słuchaczy.

Dla kogo zatem kompozycja ta nie jest przeznaczona? Dla ludzi poszukujących nowych prądów w muzyce filmowej. Anastazja jest partyturą całkowicie konserwatywną nie tylko zresztą na dzisiejsze czasy, lata pięćdziesiąte to wszak początek rewolucji muzycznej Alexa Northa, która wprowadziła atonalizm do kinematografii. Słuchacze głodni nowatorstwa, przeciwnicy eksploatowanego przez dziesięciolecia klasycznego romantyzmu, z prostej przyczyny poczują zapewne zmęczenie po zapoznaniu się z płytą. Newman, razem ze Steinerem i Korngoldem, położyli podwaliny pod tradycyjną muzykę filmową Złotej Ery. Konserwatywny prąd późniejszych dekad, o którym wspominałem, oparł się na ich osiągnięciach, powtarzając przyjęte schematy po wielokroć. Wiele zatem z twórczości Alfreda Newmana słychać w dokonaniach jego następców, czego oczywistym przykładem jest przywoływany już wcześniej John Williams. Dla ludzi wychowanych na projektach lat 80-tych i 90-tych ów ojciec muzyki filmowej ma być może niewiele nowego do zaoferowania. A jednak, jego przebogata kariera stanowi niejako amalgamat stylów i pomysłów wielu kompozytorów współczesnych, znacząco przewyższając dokonania niemal każdego z nich z osobna. Owszem, powinniśmy zaczynać od źródeł. Wtedy to Newman stałby na piedestale, a większość jego następców usunęłaby się w cień. Lecz dopóki jego twórczość nie będzie łatwiej dostępna, dopóki nie pojawią się na rynku wznowienia innych jego dzieł, pozostanie on echem przeszłości, docenionym przez Akademię i jemu współczesnych, zapomnianym natomiast przez nas, młode pokolenie fanów. A ponieważ na ogół wyżej cenimy sobie słuchalność niż nowatorską technikę, spośród nestorów muzyki filmowej prędzej sięgniemy właśnie po Newmana, nie Northa. Tak – Anastazję. Co za score.

(tekst opublikowany na Dyrwin’s OST)

Najnowsze recenzje

Komentarze