Tęsknię za czasami, kiedy repertuary kinowe zapełnione były różnego rodzaju thrillerami sensacyjnymi – rasowym kinem policyjnym, gdzie liczyła się historia i odpowiedni talent aktorski do jej uwiarygodnienia. Te czasy jakby minęły, dlatego z wielką satysfakcją wracam do produkcji sprzed kilku dekad. I mimo, że widziałem ich już wiele, to jednak zdarza mi się raz na jakiś czas dokonać swoistego odkrycia. Jednym z takowych był W sieci pająka (Along Came A Spider) – obraz oparty na bestsellerowej powieści, a wyreżyserowany przez Lee Tamahori. Stworzona przez niego kilka lat wcześniej Lekcja przetrwania zwiastowała trzymające w napięciu, dobrze zrealizowane widowisko. I w gruncie rzeczy nie zawiodłem się. Oto bowiem śledzimy losy pewnego policjanta, który nie może pogodzić się ze stratą partnerki. Pewnego dnia dzwoni do niego jakiś mężczyzna, informując, że porwał córkę senatora. Wraz z szefową ochrony szkoły, do której uczęszczała młoda dziewczyna, wyrusza więc na poszukiwanie uprowadzonej. Choć zarys fabuły nie zwiastuje niczego specjalnego, to jednak zaskakująca końcówka oraz świetna gra Freemana rekompensuje wszelkie niedogodności.
Muszę przyznać, że jednym z powodów, dla którego w ogóle sięgnąłem po ten obraz była ścieżka dźwiękowa, która ostatnimi czasy wpadła w moje ręce w kompletnym wydaniu. Jej autor, Jerry Goldsmith, to jeden moich ulubionych twórców muzyki filmowej – niewątpliwy mistrz kina akcji. Choć swoje największe triumfy pod tym względem święcił w latach 80. i połowie lat 90., to jednak zawsze, nawet te najmniej okazałe dzieła wychodzące spod jego rąk dawały przynajmniej szczyptę satysfakcji. O takiej szczypcie można również mówić w przypadku filmu W sieci pająka. Aczkolwiek nie ukrywam, że swoje pierwsze kroki z tą oprawą muzyczną poprzedzone były wielkimi oczekiwaniami. Po fenomenalnej oprawie muzycznej do Lekcji przetrwania trudno było sobie wyobrazić, aby amerykański twórca sprawił jakikolwiek zawód. Cóż, w momencie ukazywania się tej pracy na rynku, czyli w roku 2001, większość słuchaczy i krytyków właśnie przez pryzmat wielkiego zawodu spoglądało na to niepozorne dzieło. Bardzo zachowawcze, wycofane emocjonalnie i delikatnie rzecz ujmując, mało oryginalne w treści, wpisujące się w sztandarowy, tworzony na autopilocie zestaw brzmień, jakie Goldsmith mógł generować na poczekaniu. I coś w tym jest, gdy podejdziemy do samej muzyki, jako indywidualnego tworu. Zresztą sporo w tym temacie napisał już przez kilkoma laty Marek Łach w recenzji regularnego wydania albumu, opublikowanego w okolicach premiery filmu. Wszystkich zainteresowanych odsyłam więc do tego tekstu. Ale jak to często w przypadku rozszerzonych wydawnictw kompozycji Goldsmitha bywa, dodatkowy materiał oraz odpowiedni układ treści potrafią nieco namieszać w odbiorze. Czy i tym razem tak było?
Chciałbym, ale to, co ostatecznie trafiło na krążek od Varese Sarabande w ramach klubowego The Deluxe Edition, raczej nie będzie odkrywało niczego nowego. Zresztą mało która kompletna edycja prac Goldsmitha ma taką moc. Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, że pełniejszy wgląd w strukturę ścieżki dźwiękowej nadaje dodatkowego znaczenia wyrwanym z kontekstu fragmentom. Ma to szczególne przełożenie na krótkie, półgodzinne soundtracki Goldsmitha wydawane niegdyś przez Varese. Dorzucenie do tego zestawu kilkunastu lub kilkudziesięciu krótkich utworów pozwala wbić się w nastrój całego słuchowiska. I nie inaczej jest w przypadku oprawy muzycznej do W sieci pająka. Dosyć oszczędnej w aparacie wykonawczym – szczególnie w kontekście kawałków budujących napięcie – ale skutecznej w opowiadaniu filmowych wydarzeń. Rozszerzenie pracy Goldsmitha przywraca więc pamięć o fragmentach, które choć mniej okazałe są w swoim melodycznym kształcie, to jednak dobrze odnalazły się jako tło to scen detektywistycznego procedurala. Olbrzymia luka, jak pod tym względem powstała w regularnym albumie (fragmenty ze środkowej części filmu) została tu wypełniona. Muzyka dawkuje napięcie przed wyprowadzeniem kluczowego fragmentu – ilustracji dynamicznego pościgu po ulicach miasta w celu wręczenia okupu. W specjalnym wydaniu soundtracku otrzymujemy pełną wersję tej kompozycji sztucznie (w moim odczuciu) podzieloną na dwie części. Elektryzujące The Ransom wpisuje się w kanon najlepszych fragmentów akcji schyłku kariery Goldsmitha. I cieszy fakt, że na tym krążku możemy usłyszeć bardziej rozbudowany aranż tego tematu, jaki znalazł się w napisach końcowych filmu. Z kolei kończące ten album That’s It, to zlepek fragmentów z sesji nagraniowych, będących puszczeniem oczka w kierunku najbardziej zagorzałych fanów Goldsmitha.
Można odnieść wrażenie, że tylko oni będą usatysfakcjonowani tym kolekcjonerskim delikatesem. Statystyczny miłośnik muzyki filmowej zapewne już przy regularnym albumie niewiele będzie miał tam do odkrycia. Trzeba bowiem jasno podkreślić, że W sieci pająka nie należy do najbardziej błyskotliwych i przebojowych ścieżek dźwiękowych w karierze Goldsmitha. Ale kiedy przypatrzymy się innym jego pracom z tego okresu, to jasne się staje, że kompozytor wyraźnie odchodził od przerysowywania treści i rozbudowanych melodii na rzecz subtelniejszych hybryd elektroniczno-orkiestrowego brzmienia. I jako miłośnik tego typu rozwiązań nie mogłem przejść obojętnie wobec tego wydania.
Inne recenzje z serii: