Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

TOUR DE FRANCE # 7: Belmondo nieposkromiony

Marek Łach | 21-04-2022 r.

Żywa legenda francuskiej Nowej Fali, niestrudzony zdobywca kobiet, pasjonat futbolu i boksu: Jean-Paul Belmondo. Żaden inny aktor znad Sekwany nie pojawia się równie często na okładkach płytowych soundtracków. I to jakich soundtracków! Belmondo od początku swojej błyskotliwej kariery ma niesamowitą zdolność inspirowania kompozytorów filmowych, którzy odwdzięczyli mu się wyśmienitymi, charyzmatycznymi tematami, stanowiącymi dziś niekwestionowany kanon francuskiej muzyki filmowej. Po krótkim spotkaniu z ikonicznym aktorem w ramach pierwszego etapu naszego Tour de France, przyszła pora przyjrzeć się jego osobie uważniej – choć nie po raz ostatni!

Przygodę Belmondo z filmem poprzedziła króciutka, ale obfitująca w sukcesy kariera bokserska. Po tym epizodzie młody Jean-Paul dostał się Konserwatorium Paryskiego (Conservatoire national supérieur d’art dramatique), choć nie zdobył tam uznania swoich nauczycieli. Po debiucie na srebrnym ekranie i przebiciu się do aktorskiej ekstraklasy, Belmondo obstawiał bardzo szeroki wachlarz ról; z czasem jednak (w miarę jak oddalał się od Nowej Fali na rzecz kina komercyjnego) przyjął charakterystyczne emploi czarującego łobuza, który raz po raz wdaje się w tarapaty, ale dzięki sprytowi i cwaniactwu wychodzi z nich bez szwanku. Nietypowa uroda i ekranowa charyzma zapewniły aktorowi rzesze fanów i uznanie kolegów po fachu. W początkach kariery mówiono o nim „francuski James Dean”, w 1963 roku wybrano go prezydentem francuskiego związku aktorskiego, a w 1988 roku nagrodzono Cezarem dla najlepszego aktora za rolę w filmie Podróż rozpieszczonego dziecka. W swoim czasie głośno było również o jego romansach, m. in. z pierwszą „dziewczyną Bonda”, Ursulą Andress. Ogólnie rzecz biorąc, kariera Belmondo ułożyła się w wymarzony wręcz sposób. Ubóstwiany przez widzów, ceniony przez krytykę, jest po dziś dzień prawdziwym filarem i symbolem kina znad Sekwany.

W bogatej filmografii artysty udział mieli prawie wszyscy wielcy kompozytorzy francuskiej muzyki filmowej. Znajdziemy tam takie sławy, jak Philippe Sarde, Michel Legrand, François de Roubaix, Francis Lai, Claude Bolling, Michel Colombier, Vladimir Cosma, Antoine Duhamel, Pierre Jansen, a także – już w XXI. wieku – Alexandre Desplat i Philippe Rombi… Nie można również zapomnieć o największym z Włochów, Ennio Morricone (Le Professionel, Le Marginal). Omówienie takiego ogromu interesującej muzyki wykracza oczywiście poza formułę naszego cyklu. Dzisiaj przyjrzymy się zatem, jak czar Belmondo działał na wyobraźnię jedynie dwóch, ale za to jakich artystów – Martiala Solala i Georgesa Delerue.

Martial Solal spotkał się z Jean-Paulem Belmondo trzykrotnie. Najważniejszym oczywiście wspólnym tytułem obu panów jest kultowe Do utraty tchu Jean-Luca Godarda, obraz przełomowy zarówno dla francuskiej La Nouvelle Vague, jak i dla całego światowego kina. Głośny film Godarda był wielkim początkiem gwiazdorskiej kariery Belmondo i to za jego sprawą aktor stał się symbolem nowofalowego przełomu lat 60-tych. Zagrany przez Belmondo sympatyczny rzezimieszek Michel Poiccard zawsze już kojarzyć się będzie z poczuciem wolności i młodzieńczym wigorem, jaki towarzyszył początkowi kinowej rewolucji wywołanej przez Truffauta, Resnaisa i Godarda.

Pierwszy krok aktora na drodze do sławy uświetniła jazzowa, przebojowa ścieżka dźwiękowa Martiala Solala, dla którego również Do utraty tchu stało się przepustką na filmowe salony. W kolejnych latach obaj artyści spotkali się na planie Księdza Leona Morina (o którym nieco szerzej pisałem tutaj) oraz komedii kryminalnej Échappement libre. Zainteresowanych tym, jak spisał się Solal w konfrontacji z rozsadzającą ekran osobowością Belmondo, zapraszam do lektury recenzji À bout de souffle / Échappement libre.

Po wielkim sukcesie artystycznym filmu Godarda Jean-Paul Belmondo stał się jednym z najgorętszych i najbardziej rozchwytywanych nazwisk francuskiego kina. Taki stan rzeczy musiał prędzej czy później doprowadzić do spotkania z czołowym kompozytorem Nowej Fali, Georgesem Delerue. Rzeczywistość wyprzedziła powyższą regułę – rezultat pracy obu panów można było podziwiać na ekranach kin zaledwie tydzień po premierze Do utraty tchu! Był to zapomniany już dziś kryminał Claude’a Sauteta Kategoria: duże ryzyko. Kolejne lata przyniosły serię hitów sygnowanych wspólnie nazwiskami Belmondo i Delerue: Cartouche – zbójca, Młodszy Fercheau, Człowiek z Rio, Człowiek z Hong-Kongu… Większość spośród nich to obowiązkowe pozycje dla każdego miłośnika twórczości francuskiego Maestro.

I tak dochodzimy do Henriego Verneuila. Ceniony reżyser o ormiańskich korzeniach nakręcił przy udziale Belmondo i Delerue dwie przygodowe produkcje, osadzone w klimacie postkolonialnej Afryki Północnej: Sto tysięcy dolarów w słońcu (1964) oraz Złoto dla pazernych (1984). O ile druga z nich to lekka komedia osadzona w realiach drugiej wojny światowej, o tyle pierwsza jest pełnokrwistym, męskim kinem przygodowym, czerpiącym stylistycznie z wielkiego arcydzieła francuskiej kinematografii, tj. słynnej Ceny strachu Clouzota. W pamięć zapada szczególnie duet przyjaciół/adwersarzy, koncertowo odegrany przez Lino Venturę oraz Belmondo. Dramatyczny pościg wśród surowego, nieprzyjaznego krajobrazu Sahary zainspirował Delerue do stworzenia jednego z najlepszych tematów w karierze kompozytora. O obu ścieżkach możecie przeczytać w recenzji znajdującej się pod TYM linkiem. Miłej lektury!

RECENZJE NA DZIŚ:



Najnowsze artykuły

Komentarze