Lider awangardy, antyteza Hollywoodu, ajatollah dodekafonii – takimi słowami, zaczerpniętymi częściowo od Claude’a Chabrola, określić można postać Pierre’a Jansena. Mało znany poza Francją kompozytor mógł pochwalić się w czasach swojej kinowej aktywności jednym z najbardziej oryginalnych głosów muzycznych. Chabrol, lider La Nouvelle Vague i autor pierwszego nowofalowego filmu, poznał młodego Jansena w 1960 roku i na przestrzeni dwóch kolejnych dekad nakręcił z nim wspólnie prawie 30 filmów. O tej długotrwałej, nieszablonowej i niezwykle płodnej współpracy opowiemy dzisiaj.
Claude Chabrol w okresie swojej działalności w kultowym czasopiśmie filmowym Cahiers du cinema dał się poznać jako wielki fan Alfreda Hitchcocka. Kinowy debiut młodego reżysera – nagrodzony na festiwalu w Locarno Piękny Sergiusz – zainspirowany był klasycznym obrazem brytyjskiego mistrza suspensu, Cieniem wątpliwości. Jako że w późniejszej twórczości Chabrola gatunek thrillera wyraźnie dominował, reżyser dorobił się łatki „francuskiego Hitchcocka”. Trzeba mu jednak oddać, że pomimo tych czytelnych inspiracji, zdołał zachować swój własny głos i styl. Kariera Chabrola, kręcącego średnio jeden film rocznie, miała swoje wzloty i upadki. Jako jedyny z ojców-założycieli Nowej Fali, Chabrol w pewnym momencie poszedł otwarcie w kino komercyjne – powodem był brak środków na finansowanie swoich autorskich pomysłów. Spotkało się to oczywiście z dużą krytyką środowiska, choć reżyser przetrwał ją i pod koniec lat 60-tych odzyskał sympatię widzów i krytyków obrazem Łanie.
Wśród znaków firmowych kina Chabrola wymienić należałoby charakterystyczną muzykę, za którą przez ponad 20 lat odpowiadał Pierre Jansen. Kompozytor-awangardzista, wraz ze znakomitym operatorem Jeanem Rabierem, nadał twórczości francuskiego reżysera unikalny sznyt, który rozpozna każdy, kto obejrzał Rzeźnika albo Dekadę strachu. Co za odmiana po pogodnej, melodyjnej muzyce Paula Misrakiego, obecnej we wczesnych filmach Chabrola z lat 1959-1960! Oczywiście dorobku Jansena nie można sprowadzić wyłącznie do innowacyjnych, wymagających eksperymentów – niech przykładem wszechstronności będzie recenzowany w dzisiejszym odcinku Landru, utrzymany w formule wiedeńskiego walca. To co jednak u francuskiego kompozytora najciekawsze, to jego nieustanne sięganie do rozwiązań awangardowych, które zadają kłam tezie, jakoby filmy Chabrola były jedynie komercyjnym rzemiosłem, nastawionym na poklask publiczności. Jansen ma swoje dziwactwa, nie znosił na przykład Morricone i Cosmy, gardząc ich chwytliwymi, „populistycznymi” tematami. Ale tak to już bywa z artystami, którzy chwytają się rewolucyjnych narzędzi w przekonaniu, że zmienią nimi świat. Odkładając powyższe kontrowersje na bok, powiedzieć można tyle: Jansen świata nie zmienił, na kształt muzyki filmowej wpływ miał w ostatecznym rozrachunku niewielki, ale mimo to jego nisza warta jest poznania.