Kilka rzędów pokręteł, garść bezpieczników, świecące diody, wiązka kabli… W zasięgu drugiej ręki organy elektroniczne albo keyboard, z lśniącą, biało-czarną klawiaturą… Technologia otwierająca nowe horyzonty, pozwalająca komponować zarówno w profesjonalnym studiu, jak i w domowym zaciszu. Na przełomie lat 60. i 70. syntezatory – coraz bardziej zaawansowane technologicznie i coraz bardziej mobilne – trafiają powoli pod strzechy kompozytorów muzyki filmowej. Francuscy artyści dostrzegają potencjał elektronicznych nowinek i ochoczo wprowadzają je na łono rodzimej kinematografii. O tych właśnie pionierach porozmawiamy sobie w dzisiejszym odcinku.
Jeana Michela Jarre’a przedstawiać nikomu nie trzeba. Miliony sprzedanych albumów, spektakularne koncerty, masa nagród branżowych, status pioniera muzyki elektronicznej – francuski kompozytor to żyjąca legenda europejskiej sceny muzycznej. Kino i telewizja chętnie sięga po twórczość Jarre’a, z reguły jednak mariaż ten cechuje się wtórnością: za podkład dźwiękowy służą utwory, które Francuz napisał przy innej okazji, najczęściej na potrzeby swoich albumów solowych. Warto więc cofnąć się do początków kariery artysty, gdyż to właśnie świat filmu pozwolił mu wydać pierwsze longplay’e: Deserted Palace (1972, zbiór luźno powiązanych utworów, napisanych na potrzeby telewizji i branży reklamowej) oraz Les Granges Brûlées (1974, oryginalny elektroniczny score skomponowany do dramatu kryminalnego w reżyserii Jeana Chapota).
W dzisiejszym odcinku poświęcimy uwagę tej drugiej płycie, opierając się na edycji wytwórni Disques Dreyfus. Francuski wydawca przez ponad 20 lat dysponował prawami do muzyki Jeana Michela Jarre’a, zaś re-edycja Les Granges Brûlées zbiegła się w czasie z szerzej zakrojoną akcją, w ramach której wytwórnia postanowiła promować rodzimą muzykę filmową. Seria Bandes originales de films – zunifikowana graficznie trochę na modłę cyklu Écoutez le cinéma – oprócz ścieżki Jarre’a objęła również prace takich twórców, jak Eric Demarsan, André Hossein, Francis Lai, czy François de Roubaix. Łącznie wydano wprawdzie tylko 10 albumów, ale część z nich to prawdziwe rarytasy, dzięki którym współczesny odbiorca ma szansę zapoznać się dawno już zapomnianymi, wyśmienitymi kompozycjami ze starych, francuskich filmów. Do przeczytania recenzji Les Granges Brûlées zapraszam TUTAJ.
W odróżnieniu od Jarre’a, dla którego elektronika była celem samym w sobie, François de Roubaix zwykł mieszać syntezatory z brzmieniami instrumentalnymi. Twórca Samuraja po elektroniczną technologię sięgnął z początkiem lat 70-tych, choć już wcześniej miał ciągotki do różnorakich, nieszablonowych eksperymentów (generator częstotliwości w Thaumetopoei, przyspieszone za pomocą magnetofonu partie trąbki w Człowieku orkiestrze). Gdy domowe studio De Roubaixa dorobiło się pierwszych syntezatorów – w tym analogowego sprzętu EMS VCS3, którego Jarre użył nagrywając Les Granges Brûlées – francuski artysta stał się właściwie samowystarczalny. Począwszy od 1972 roku, elektronika zaczęła pełnić w twórczości Françoisa fundamentalną rolę; gdy dwa lata później kariera kompozytora znalazła się w dołku, syntezatory okazały się strzałem w dziesiątkę – De Roubaix zwrócił się bowiem ku telewizji, a domowy sprzęt pozwalał mu wykroczyć poza ograniczenia budżetowe ilustrowanych produkcji. Okres 1972-1975, obfity w doświadczenia z zakresu elektroniki, doczekał się ze strony Universal France dwóch kompilacji: Le Monde éléctronique de François de Roubaix (2004) oraz Le Monde éléctronique de François de Roubaix vol. II (2006), obejmujących muzykę napisaną przez artystę dla kina, telewizji, branży reklamowej, a także teatru i baletu. W dzisiejszym odcinku zajmiemy się pierwszym z tych albumów.