Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bernard Herrmann

Jason and the Argonauts (Jazon i Argonauci)

(1963/1998)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 17-10-2017 r.

Ray Harryhausen, Charles Schneer i Bernard Herrmann – to trio przeszło do historii kina fantastycznego lat 50. i 60. Pierwszy z nich odpowiedzialny był za animację poklatkową (dziś już co prawda przestarzałą, ale w jakiś sposób absolutnie wyjątkową), drugi za produkcję, a trzeci za muzykę. Panowie najpierw zrealizowali Siódmą podróż Sindbada, opowieść o legendarnym żeglarzu, a w dalszej kolejności Trzy podróże Gulivera, adaptację klasycznej powieści Jonathana Swifta, oraz dwie adaptacje przygodówek Juliusza Verna’a, Podróż do wnętrza Ziemi i Tajemniczą wyspę. Po sześciu latach od premiery Siódmej podróży Sindbada przyszedł czas na ostatnią i największą produkcję tego wyjątkowego teamu, Jazona i Argonautów. Za kamerą obrazu stanął Don Chaffey.

Historię Jazona, którą opisał Apolloniusz z Rodos w swojej Argonautice, zna pewnie każdy, kto choć trochę interesował się mitologią grecką. Dzielny i waleczny młodzieniec zostaje wysłany na niebezpieczną misję, której celem jest zdobycie wielkiego skarbu, tzw. Złotego Runa. Do pomocy otrzymuje 51 wojowników, w tym słynnego Herkulesa, a także statek Argo. Podczas wyprawy Jazon poznaje również swoją przyszłą ukochaną, Medeę.

Warto wspomnieć, że w pierwszych materiałach prasowych jako kompozytor widniał Mario Nascimbene, autor pamiętnej ścieżki dźwiękowej do Wikingów Richarda Fleischera. Sam zainteresowany po latach przyznał jednak, że w owym czasie nikt nie przedstawił mu takowej propozycji. Przyczyną całego zamieszania była dezinformacja wśród decydentów, którzy planowali zatrudnić Włocha, gdyby Herrmann odrzucił ofertę napisania muzyki do filmu Chaffey’a. Twórca kultowej ścieżki dźwiękowej do Psychozy i Zawrotu głowy zaangażował się jednak w projekt, przez co Nasicmbene o swoim potencjalnym angażu w ogóle nie miał okazji się dowiedzieć. Tak na marginesie, kilka lat później Nascimbene doczekał się swojej szansy od Schneera i Harryhausena – w 1967 zilustrował stworzony przez ten duet film Milion lat przed naszą erą. Wróćmy jednak do partytury przygotowanej przez Herrmanna.

Przez wiele lat ścieżka dźwiękowa z Jazona i Argonautów nie była dostępna na osobnym wydawnictwie. Jedynymi albumami, na których mogliśmy spotkać jej fragmenty, były rozmaite kompilacje. W pełnej okazałości trafiła na rynek dopiero pod postacią wydanego przez wytwórnię Intrada re-recordingu, dokonanego przez Sinfonia of London pod batutą Bruce Broughtona w 1998 roku. Już na wstępie należy napisać, że nie jest to dokładne odzwierciedlenie tego, co możemy usłyszeć w trakcie seansu. Otóż na etapie postprodukcji wprowadzono kilka zmian do ścieżki dźwiękowej, np. w danej scenie zastąpiono specjalnie napisaną muzykę Herrmanna repryzą innej kompozycji z filmu. Zawarty na płycie materiał obejmuje oryginalną wizję amerykańskiego artysty.

Herrmann podszedł do widowiska Chaffey’a w konceptualny sposób. Przede wszystkim zrezygnował całkowicie z sekcji smyczkowej, co też jest, można powiedzieć, całkowitym przeciwieństwem pamiętnego score’u z Psychozy, który był oparty jedynie na tej grupie instrumentów (jest to jeden z wielu dowodów na kompozytorską elastyczność Amerykanina). Herrmann równoważy jednak nieobecność smyczków rozszerzeniem aparatu wykonawczego w pozostałych sekcjach, zwłaszcza wśród instrumentów dętych i perkusyjnych, które stają się przedmiotem zabaw z artykulacją i dynamiką. I tak też mitologiczne widowisko otrzymało score godny prawdziwego kina sandałowego.

Sercem recenzowanej ścieżki dźwiękowej jest gromka, oparta na chwytliwej melodii, fanfara, funkcjonująca jako temat Argonautów. Jest to z pewnością jeden z najbardziej doniosłych utworów w karierze Herrmanna, w pracy blach i kotłów odrobinę przypominający kilka lat starszą introdukcję kompozycji Bugler’s Dream Léo Arnauda. Muskularna i soczyście brzmiąca sekcja dęta świetnie nadaje, tak ważny z perspektywy opowiadanej historii, heroiczny wydźwięk filmowemu prologowi.

Jak niemal w każdym w filmie, w którym maczał palce Harryhausen, tak i w Jazonie i Argonautach gwoździem programu są sceny z animacja poklatkową. Inspirujące sekwencje i tym razem przekładają się na nietypowe rozwiązania ilustracyjne. Pierwszą z nich, i zarazem jedną z najlepszych w dorobku amerykańskiego mistrza efektów specjalnych, jest walka Argonautów z gigantycznym Talosem (mityczny tytan wypada doprawdy imponująco!). Herrmann stworzył dla niego potężny, czteronutowy temat, rozpisany na trąbki i waltornie, którym towarzyszą marszowe kotły i charakterystyczne „zawycia” sekcji dętej, świetnie podkreślające uczucie zagrożenia, a które można uznać za odległych protoplastów słynnego basu z Incepcji Hansa Zimmera.

Muzyczne wizualizacje dotyczą także innych produktów wyobraźni Harryhausena. Kolejna porcja intensywnej muzyki czeka na nas w bloku kompozycji poświęconych starciu Argonautów z Trytonem. W pierwszej części usłyszymy niezwykle ostre partie klarnetów i fagotów (dopisek Herrmanna na oryginalnej partyturze – „with ferocity”, czyli „z zaciekłością”, mówi sam za siebie), a w drugiej odpowiednio przetestowana zostaje sekcja dęta. Podobnież indywidualną ilustrację otrzymały harpie, czyli złe kobiety-ptaki, które umuzycznione zostały przeplatanymi ze sobą, szaleńczymi partiami na instrumenty dęte drewniane, którym asystują blachy i piskliwa harfa. Z kolei dla hydry Herrmann napisał szybkie glissanda na sekcję dętą, co też sprawnie odwzorowuje wijące i giętkie głowy potwora. W owym materiale pobrzękują echa innej partytury Herrmanna napisanej dla Harryhausena i Scheera, Tajemniczej wyspy. Uważne ucho wychwyci też fragmenty średniowiecznego Dies Irae.

Punktem kulminacyjnym filmu jest scena potyczki Jazona i jego wojowników z królem Kolchidy i powstałymi z zębów hydry szkieletami. Sama sekwencja jest w jakiś sposób rozwinięciem pomysłu z Siódmej podróży Sindbada. W tamtym filmie słynny żeglarz pojedynkował się jednak tylko z jednym kościanym jegomościem, a w Jazonie i argonautach mamy do czynienia z kilkoma szkieletami. Ów scenę można uznać za jedno z największych osiągnięć Harryhausena (nomen omen, zarówno Siódma podróż Sindbada, jak i Jazon i Argonauci otrzymały Oscara za najlepsze efekty specjalne). Tym razem Herrmann napisał mniej groteskową, a za to bardziej drapieżną i agresywną ilustrację. Warto jednak zwrócić uwagę, że zarówno A Dule With Skeleton z Siódmej podróży Sindbada, jak i Scherzo Macabre z recenzowanego soundtracku, stosują ten sam chwyt instrumentacyjny, a mianowicie szalone partie na ksylofon, które mają odnosić się do klekotu kości. Nie jest to jednak autorski pomysł Herrmanna – analogiczne rozwiązanie zastosował kilkadziesiąt lat wcześniej Camille Saint-Seans w swoim Danse Macabre. Scherzo Macabre to jakkolwiek prawdziwy popis umiejętności Amerykanina, choć należy zaznaczyć, że utwór ten to tak naprawdę odpowiednio zaaranżowana druga część Nocturne and Scherzo, jednego z jego koncertowych dzieł.

Nieco urozmaicenia do generalnie epickiej partytury Herrmanna wprowadzają fragmenty próbujące imitować ówczesną muzykę źródłową (nie wiemy o niej zbyt wiele, to też Amerykanin mógł sobie pozwolić na różne pomysły). Chwytliwie wypada zwłaszcza The Feat, ilustracja rytualnych tańców w obozie Peliasa. Drugim tego typu utworem jest Temple Dance, który również trafił pod scenę tańca, tym razem na dworze króla Kolchidy. Początek przypomina mi odrobinę przygrywkę z The Kitchen and Orgy z Conana Barbarzyńcy Basila Poledourisa (podobne zastosowanie fagotów i tamburynów w warstwie rytmicznej), choć sama melodia ma zabarwienie raczej arabskie. Nieźle podkreśla to egzotykę kolchidzkiego królestwa.

Chwili wyciszenia od rozbuchanych instrumentacji dodaje także ciepły i liryczny motyw Hery (grecka bogini często pojawiała się jako postać negatywna, jednak w micie o Jazonie pomaga głównemu bohaterowi w osiągnięciu celu) i miłosny (wątek romansu Jazona z Medeę nie został szczególnie rozwinięty, to też takowego materiału jest raczej niewiele). Sporo miejsca zajmuje natomiast dość typowy dla Herrmanna underscore, oparty głównie na dwunutowych frazach instrumentów dętych drewnianych bądź blaszanych. W wielu miejscach jest on jakoby żywcem przepisany ze ścieżki dźwiękowej z Podróży do wnętrza Ziemi.

Po zapoznaniu się z powyższymi analizami można dojść wniosku, że soundtrack z Jazona i Argonautów jest dziełem, w którym łatwo doszukać się zbieżności z innymi pracami Herrmanna. Tymczasem na wyżej wymienionych tytułach nie kończy się lista inspiracji i powtórzeń. Przykładem jest chociażby Acastus and Jason Fight, w którym usłyszymy niemalże te same rozwiązania, co w The Rope z Trapera z Kentucky z 1955 roku. Źródła wskazują także na cytowanie przez Herrmanna w Jazonie i Argonautach jego ścieżki dźwiękowej z Beneath the 12-Mile Reef z 1953 roku, a także muzyki z audycji radiowych, nad którymi pracował na przełomie lat 20. i 30. A zatem faktycznie, recenzowana partytura, choć posiada z pewnością kilka nowatorskich pomysłów, nie stroni od sięgania do starszych dzieł Amerykanina.

Nie zmienia to jednak faktu, że Jazon i Argonauci ma w sobie wszystko, za co Bernard Herrmann zyskał sobie miano jednego z najbardziej znaczących kompozytorów w historii Hollywood. Jest tutaj niezwykłe wprost bogactwo instrumentacyjne, zabawy z artykulacją, pomysłowość, a także kilka pamiętnych kompozycji, z chwytliwym tematem Argonautów, czy ilustracją kulminacyjnej walki. Kolejne pochwały należą się jeszcze tym, którzy odpowiedzialni byli za pieczołowitą rekonstrukcję partytury, albowiem ostateczny efekt, który możemy podziwiać na recenzowanym wydawnictwie, jest więcej niż zadowalający. Co prawda cytaty z wcześniejszych prac Herrmanna rzucają poniekąd cień na recenzowaną ścieżkę dźwiękową, niemniej nie sposób po prostu nie docenić jej złożoności zarówno w kontekście filmowej ilustracji, jak i autonomicznego słuchowiska.

Inne recenzje z serii:

  • Siódma podróż Sindbada
  • Podróż do wnętrza Ziemi
  • Trzy światy Gulivera
  • Tajemnicza Wyspa
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze