Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alexandre Desplat

Zero Dark Thirty (Wróg numer jeden)

-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 07-04-2013 r.

Wróg numer jeden to kolejna praca francuskiej supergwiazdy współczesnej muzyki filmowej Alexandre’a Desplata w jego już małej kolekcji kompozycji do filmów osadzonych w realiach Bliskiego Wschodu. Francuz podobnie jak w przypadku Syriany oraz Operacji Argo, próbuje zaimplementować do swojej muzyki brzmienia bliskowschodnie, jednocześnie korzystając z typowej muzyki orkiestrowej i zabiegów w obszarze elektroniki. Wróg, podobnie jak tamte pozycje nie jest łatwo przyswajalną i dającą się zdefiniować muzyką. Ale taka jest też natura opraw muzycznych do tego typu polityczno-sensacyjno-szpiegowskich obrazów, podszytych dodatkowo warstwą psychologiczną i całą technologiczną otoczką, w którą wpisane są działania (zazwyczaj) amerykańskiego wywiadu. Co prawda Desplat znakomicie ocenionym Autorem widmo dowiódł, że można się dziś pokusić w tych rejonach o ponad przeciętną muzykę filmową, ale tak naprawdę, większość muzyki do tego rodzaju kina albo służy za tło, albo nie za bardzo daje się słuchać w domowym zaciszu, pozostając w głowach fanów zazwyczaj jedynie ciekawymi eksperymentami (gorzej, jeżeli tylko dla kompozytora, a nie słuchacza…). Ilustracja francuskiego wirtuoza zaprezentowana na ponad 53-minutowym albumie ukazuje próbę jak to w jego przypadku bywa, bardziej złożonego i intelektualnego podejścia do tematu, choć według mnie nie tworzy ona nowej jakości w tym małym podgatunku muzyki filmowej.

Zapewne dla każdego kompozytora tematyka typu: żmudne śledztwo wyobcowanej głównej bohaterki, polityczne gry agencji wywiadowczych, tajne więzienia CIA oraz niesławne tortury, nie jest łatwym do zgryzienia orzechem i nie daje wielu okazji wykazania się muzyce, wyjściu jej „ponad” obraz. I taki też jest w swojej podstawowej formie Zero Dark Thirty. Chociaż Desplat współpracował kolejny raz z prestiżową London Symphony Orchestra, elementy orkiestrowe score’u są w głównej mierze przygaszone i odstawione na dalszy plan. Większa rola przypada zabiegom z rejonu elektroniki oraz wykorzystaniu unoszącego się nad nią instrumentarium etnicznego. To drugie zdefiniowane jest głównie poprzez jakieś pojedyncze uderzenia w perkusje, gdzieniegdzie grające w oddali instrumenty strunowe typu duduk czy ney, ale też np. elektryczną wiolonczelę. Zdecydowanie to one tworzą klimat i atmosferę Wroga numer jeden i odpowiadają w głównej mierze za underscore. I co nie powinno dziwić, są z punktu widzenia słuchacza czy atrakcyjności odbioru muzyki najmniej zajmujące. Trochę dlatego, że Desplat drąży tu swój muzyczny intelektualizm, czasami niestety nużący i oddalony. A także dlatego, iż tego typu brzmienia w ostatnich latach były przerabiane wielokrotnie przez amerykańską muzykę filmową i ciężko w tym temacie wymyśleć coś nowego. Trudno przebrnąć przez tak specyficznie przytłumione i zbliżające się blisko typowego sound designu utwory jak Tracking Calls czy Towers. Dlatego też ciekawsze w tej ścieżce będą pewne pojedyncze elementy, które wybijają ją nieco ponad przeciętność konkurencji.

Zaliczyć możemy do nich np. intrygujący, pląsający motyw elektroniczny (Ammar, Area 51), związany ogólnie z poszukiwaniami i śledztwem Osamy Bin Ladena. Znajdziemy tu też ciekawy, tworzący nastrój powagi, pięcio-nutowy temat główny. Na nim w głównym stopniu oparta jest najbardziej klasyczna w swej formie i chyba najciekawsza muzyka, związana z końcowym aktem filmu, realizacyjnym majstersztykiem pokazującym desant amerykańskich jednostek specjalnych na twierdzę Bin Ladena w Pakistanie. To tutaj muzyka w filmie tak naprawdę po raz pierwszy wychodzi na pierwszy plan i daje o sobie znać. Wyróżnia się przede wszystkim SeALS Take Off ze swoimi ghost-writerowymi smyczkami i kotłami oraz odzywającymi się, podnoszącymi napięcie dętymi. Bardzo interesujący jest również pseudo-rockowy Preparation for Attack z dodatkiem w postaci solowej trąbki. Natomiast w Drive to Embassy Desplat powraca do trenowanych (z bardzo ciekawymi rezultatami) ostatnio w swojej twórczości rytmów minimalistycznych. Podpadający w pewnym sensie pod muzykę akcji jest z kolei Chopper ze swoimi wyszukanymi orkiestracjami i werblowym podkładem. W pamięci zapada również emocjonalny muzyczny finał filmu (choć na płycie znajdujący się bliżej środka) w Maya on Plane. Emocjonalne brzmienie orkiestry oraz solowy fortepian raczej dobrze oddają wieloletnie poświęcenie oraz tak naprawdę pytanie o moralność i etyczny wymiar działań bohaterki granej przez Jessicę Chastin.

Nie ulega wątpliwości, że Alexandre Desplat stworzył do najnowszego filmu Kathryn Bigelow muzykę kilkukrotnie przewyższającą poziomem kuriozum, którego autorami przed kilkoma latami byli Marco Beltrami i Buck Sanders przy okazji Hurt Lockera. Pochwalić należy go przede wszystkim za próby nadania przy tak trudnej tematyce szlifu oryginalności oraz własnego muzycznego języka. Jest tu kilka intrygujących rozwiązań i właśnie tych intelektualnych pomysłów, bez których Zero Dark Thirty byłoby pewnie w rękach zwykłego wyrobnika podobną tapetą ambientu co wspomniana praca Beltramiego. Z najciekawszych fragmentów można byłoby skroić naprawdę niezły, intrygujący 30-minutowy album. Wrażenie całości psują niestety elementy wybitnie underscore’owe, które są mocno przeciętne. Nie pomaga tu również to, że Francuz próbował tu stworzyć dość ponury klimat, podczas gdy w równoległej Operacji Argo, muzyczne sprawy związane z Bliskim Wschodem były bardziej atrakcyjne pod względem słuchalności. Dlatego trudno będzie tej ścieżce znaleźć słuchaczy poza obrębem fanów kompozytora jak i tych, których będą pociągały takie eksperymenty. Nie widzę też argumentów, by najnowszą pracę Desplata oceniać dużo wyżej niż podobne lub odnoszące się do muzyki Bliskiego Wschodu śćieżki Johna Powella, Hansa Zimmera czy Danny Elfmana. Mimo to, doceniam, iż w tak nie sprzyjającym raczej muzyce filmowej podgatunkowi jaki reprezentuje Wróg numer jeden, kompozytorowi udało się zaistnieć w samym obrazie i to muzyka z tego filmu, a nie z Argo powinna była być nominowana do Oscara. Pozytywna ocena za kompozycję i oryginalność, lecz całość pozostawia ambiwalentne odczucia – obcujemy tu z frapującym eksperymentem, niestety zbyt powściągliwym i taka winna być ocena… Płytę wydano tylko jako CD-R.

Najnowsze recenzje

Komentarze