Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Debbie Wiseman

Wilde

(1997)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

Od czasu, gdy kilka lat temu obejrzałem w telewizji film pt. Nawiedzony z piękną muzyką Debbie Wiseman, staram się śledzić karierę tej brytyjskiej kompozytorki i słuchać jak najwięcej jej partytur, w Polsce niestety niełatwych do zdobycia. Jej muzyka częściej mnie oczarowuje niż rozczarowuje, stąd też staram się zachęcać Was do zainteresowania się działami Brytyjki. Jedną z jej kompozycji, którą bez wątpienia warto przesłuchać jest muzyka z Wilde. Film to biografia XIX-wiecznego poety, dramaturga i prozaika Oscara Wilde’a ze Stephenem Fry’em w tytułowej roli. Obok niezłego aktorstwa jednym z największych atutów tej filmowej biografii jest, jak pewnie się domyślacie, muzyka.

Partytura Debbie Wiseman to piękna kompozycja, w niemal klasycznym stylu, prezentująca kilka niezwykle ładnych, niezbyt może skomplikowanych i nawet wpadających w ucho melodii. Już pierwszy utwór zaprezentuje nam temat przewodni całego score. Na albumie usłyszymy go w wielu różnych aranżacjach, od pełnoorkiestralnych ze szczególną dominacją sekcji smyczkowej, po solowe partie na fortepian czy wiolonczelę. W zależności od sposobu przedstawienie, będzie albo bardziej spokojny, albo bardziej dramatyczny, albo romantyczny… ale zawsze będzie brzmieć wspaniale. Drugą ważną melodię, temat żony Wilde’a – Konstancji, także usłyszymy już na pierwszej ścieżce. Ten dla odmiany przewijać się będzie w niemal niezmienionej aranżacji przez soundtrack, czasem tylko do sekcji smyczkowej dochodzić będzie obój. Ten temat, również bardzo piękny, jest bardzo stonowany, pełen romantyzmu i na swój sposób dystyngowany.

Dwa wspomniane tematy przeplatają się ze sobą na całej długości albumu. Niestety w zbyt dużej ilości, co pod koniec płyty robi się nieco monotonne. Zwłaszcza, że po pewnym czasie aranżacje głównego tematu zaczynają się powtarzać, a druga melodia jak już napisałem, brzmi właściwie zawsze tak samo. Szkoda, że w drugiej części płyty nie usłyszymy ponownie kilku melodii, które kompozytorka prezentuje na początku, niestety tylko jednorazowo. Do takich należy przede wszystkim utwór „Wild West”, który dokładnie tak jak sugeruje tytuł, prezentuje muzykę rodem z Dzikiego Zachodu. W filmie fragment ten zaprezentowany był na samym początku i ilustował krótki epizod związany z wizytą pisarza w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w jednej z tamtejszych kopalni srebra. W każdym razie Debbie Wiseman udowadnia, że choć najlepiej czuje się w klasycznych, stylowo brytyjskich kompozycjach, to prostymi środkami potrafi wyczarować także sympatyczną, jakże amerykańską muzykę. Inny świetny temat, choć kompletnie odmienny, jest w utworze „I Do Need An Audience”, gdzie fanfary na kornet przynoszą skojarzenia z muzyką wprost z królewskiego dworu. Warto jeszcze wspomnieć o ścieżkach szóstej, dziewiątej i dwudziestej, w których Debbie Wiseman aranżuje fragmenty „Ah, Leave Me Not To Pine” z XiX-wiecznej opery The Pirates of Penzance Arthura Sullivana (muzyka) i sir Williama S. Gilberta (libretto).

Wilde to chyba najpiękniejsza z dotychczasowych partytur Debbie Wiseman. Równie znakomite, pełne romantyzmu tematy jak w Haunted, tutaj nie są „urozmaicane” żadnymi mrocznymi czy atonalnymi brzmieniami. Ba, tu praktycznie w ogóle nie ma żadnego underscore! Są same piękne melodie. I tylko pewna monotnia w drugiej części płyty, jaką powoduje powtarzanie dwóch głównych tematów powstrzymuje mnie przed wystawieniem Wilde najwyższej oceny. Mimo to gorąco polecam. Klasyczne piękno, bez żadnych elektronicznych upiększeń, czy muzycznych eksperymentów.

Najnowsze recenzje

Komentarze