Każdego roku musi być miejsce przynajmniej dla jednej animacji z kategorii premium – takiej, która posiada cechy najlepszych filmów ze stajni największych wytwórni: stworzonej dla młodszych i starszych, animacji mądrej i zabawnej, której twórcy używają kreski do powiedzenia czegoś ważnego o nas samych i świecie. Taki był Wall-E, a także Jak wytresować smoka. Dlaczego wyróżniam właśnie te dwa tytuły? Ponieważ Dziki robot swoją jakością może na równych prawach stanąć obok nich, również pod względem muzycznym, a to już wyczyn co najmniej śmiały.
Kris Bowers dostał jasny komunikat od Chrisa Sandersa, reżysera filmu: Dziki robot będzie w dużym stopniu polegał na muzyce. Jednak nikomu raczej nie przyszło do głowy, by podążać tropem Alana Menkena, angażując każdy element widowiska, łącznie z bohaterami i przedmiotami, w budowanie muzycznej struktury, żyjącej własnym życiem. To nie ten rodzaj przygody.
Bowers, debiutant w animacyjnym świecie, rozpoczął prace od rozpisania i ułożenia tematu głównego opowieści. Pierwsze szkice zbiegły się z narodzinami jego córki. Nowa relacja i rola ojca miały służyć kompozytorowi za drogowskaz. Ale pierwsza próba zilustrowania najbardziej emocjonalnej sceny filmu nie była tym, czego oczekiwał reżyser. W odpowiedzi autor Bridgertonów usłyszał, że ma sobie wyobrazić dorosłą już Codę (córkę), którą odwozi na uniwersytet. Coś miało się kończyć, coś zaczynać.
To wielopoziomowy utwór, pokazujący siłę animacji
Bowers pracował nad scorem dwa lata, więc nie przyszedł na gotowe. Nie dostał pod nos temptracku, pod który mógł, ale w sumie nie musiał, wyrzeźbić coś swojego. To oznacza, że Bowers mógł go szlifować, a same tematy mogły ewoluować – na przykład, gdy kończono kolejne elementy związane z warstwą dźwiękową filmu, takie jak dubbing Lupity Nyong’o czy Pedro Pascala. Kompozytor miał przestrzeń, by reagować i upewnić się, że jego wkład idealnie pasuje do całości. Śmiało można stwierdzić, że komfortowe warunki pracy przełożyły się na efekt końcowy.
Dziki robot to film o tworzeniu rodziny, o odpowiedzialności i trudach macierzyństwa, ale też o budowaniu relacji i wspólnocie. O dziwo, jednak bardzo dużo jest w nim muzyki akcji. Zarówno tej groźnej, nafaszerowanej dęciakami, chórami oraz 100-osobową orkiestrą wybrzmiewającą w triumfalnym i rwącym Robots vs. The Wild, jak i tej swawolnej, pełnej frajdy, przemawiającej do młodszej widowni, choć niepozbawionej dość ciasnej synchronizacji przez mickey-mousing. Bowers kontroluje obie płaszczyzny, zwłaszcza że muzyka w obrazie idealnie rezonuje ze światem, działaniami jego bohaterów i warstwą emocjonalną. To sugeruje, że zdobywca Oscara doskonale odrobił lekcje z partytury dla animacji, która różni się od muzyki filmowej, współgrając z szybkimi zmianami akcji, emocjami postaci i bogatą paletą efektów dźwiękowych.
Aby nadać całości futurystycznej aury, Bowers zwrócił się do zespołu Sandbox Percussion, składającego się z czterech muzyków grających na nietypowych instrumentach perkusyjnych, takich jak chromatycznie nastrojone szklane butelki, filiżanki, drewniane deski i dzwonki krowie.
Najważniejszym ogniwem score’u jest początek migracji gęsi. I ta sekwencja przygotowana jest muzycznie jak żadna inna. Jej zapowiedź pojawia się w lekkim Roz Builds a Home oraz dramatycznym Hatching, a już samo meritum poprzedza motywacyjny monolog Longnecka, sędziwego przywódcy stada. Kiedy z jego strony pada definiujące „Funny how life works”, strzelają fajerwerki na cześć I Could Use a Boost – orkiestracyjnego święta muzyki filmowej i symbolu zwieńczenia transformacji bohaterów. Ten czteronutowy temat, w rytm którego Brightbill odrywa się od ziemi i z podniesionym dzióbkiem leci w nieznane, stanowi najbardziej emocjonalną część seansu, taką, po której chce się wystrzelić z fotela i zacząć klaskać, jednocześnie wycierając smarki spod nosa.
W trakcie I Could Use a Boost warto zwrócić uwagę na perkusję imitującą trzepot skrzydeł. Ale nie są to gęsie skrzydełka, a bardziej orle lub nawet smocze, co ma ukazać ogromną siłę i gotowość Brightbilla do przeciwstawiania się przeszkodom. Jednocześnie Bowers nie zapomina o matce rozstającej się ze swoim dzieckiem, co kompozytor oddaje w partiach smyczków. To wielopoziomowy utwór, pokazujący siłę animacji, w równym lub nawet większym stopniu, jak w podobnym kontekście John Powell stworzył kultowe już Forbidden Friendship.
Zresztą to nie jedyne wejście w dialog z szanowanymi nazwiskami muzyki filmowej. W utworach Eat Swim, Fly i The Island słychać echa Dinosaur Jamesa Newtona Howarda, zwłaszcza, gdy Bowers bierze na kanwę życia na wyspie. Dalej dochodzi do nas brzmienie, charakterystyczne dla komediowych score’ów z lat 90., jak Kłamca kłamca Johna Debneya czy Polowanie na myszy Alana Silvestriego. Siłą rzeczy nie jest też łatwo uniknąć porównań do Wall-E, którego ślady odnajdziemy we fragmentach Pinktail oraz You’re His Mother Now. Mamy w końcu do czynienia z bohaterem-robotem eksplorującym świat metodą prób i błędów, gdzie pomaga mu eksperymentalny zestaw instrumentów, mających pogodzić mechaniczny model fabryczny z budulcem emocjonalnym.
Ten ostatni dotyczy nie tylko trójki głównych bohaterów, z których każdy otrzymuje dedykowany mikro-temat, ale również wszystkich mieszkańców wyspy, których Bowers otacza muzyczną opieką, szukając w dźwiękach argumentów na korzyść zwierzęcej solidarności, jak w Truce czy Roz’s Story. Korzysta przy tym z niespodziewanego dziedzictwa I Could Use a Boost, co momentami może uderzać w oryginalność ścieżki jako całość.
Hans Zimmer, który Króla Lwa komponował dla swojej córki, zdobył Oscara. Czy równie silna motywacja da podobny efekt dla Krisa Bowersa? Dziki robot to mocny kandydat do statuetki – niech obecność tej muzyki podczas koncertu Deadline będzie najlepszym prognostykiem. Podobno obecna tam publiczność nie była świadoma, co takiego skomponował ten wciąż młody kompozytor w kontekście animacji. Zgromadzeni tamtego wieczoru w Royce Hall – UCLA musieli być, i wiem, że byli, zaskoczeni, gdy rozbrzmiała suita tej jednej z najlepszych filmowych prac tego roku. Bowers przygotował score, którym mógłby sygnować raport z soundtracków do animacji a.d. 2024.