Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alan Silvestri

Who Framed Roger Rabbit? (Kto Wrobił Królika Rogera?)

(1988)
-,-
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 02-05-2015 r.

W drugiej połowie lat 80-tych Robert Zemeckis kuł żelazo póki gorące – rozsławiony sukcesem znakomitego przykładu kina nowej przygody, Powrotem do Przyszłości, nie tylko nakręcił dwie kolejne równie dobre części, ale też znalazł czas, żeby wyreżyserować oparty na powieści Gary’ego K. Wolfa Kto Wrobił Królika Rogera?. Film opowiada historię Eddiego Valianta (w tej roli Bob Hoskins), detektywa, który zostaje zatrudniony do szpiegowania podejrzewanej o niewierność żony Królika Rogera, gwiazdy filmów animowanych studia Maroon. Valiant wraz z Rogerem zostają uwikłani w intrygę, w której stawką jest przyszłość całej społeczności Animków. Obraz, poza intrygującą historią i świetnym aktorstwem Christophera Lloyda, wcielającego się w sędziego Dooma, charakteryzował się iście popisowym i przełomowym wykorzystaniem efektów specjalnych, za które jak zwykle u Zemeckisa odpowiadało ILM. Nie byli to jedyni stali współpracownicy, jakich reżyser ściągnął do pracy – do skomponowania muzyki oczywiście wybrany został Alan Silvestri, a do jej wykonania – słynna Londyńska Orkiestra Symfoniczna.

Pomysł na ścieżkę dźwiękową zakładał połączenie jazzu, typowego dla kina noir, oraz szalonego i dynamicznego mickey mousingu, który charakteryzował muzykę z klasycznych kreskówek Disneya, Hanny-Barbery i Warner Bros. Oba aspekty wymagały od kompozytora solidnego warsztatu oraz bardzo dużej punktualności – na szczęście Amerykanin bez wątpienia spełniał oba warunki. Próbkę jego komicznych możliwości otrzymujemy już na początku albumu w utworach Maroon Logo, stylizowanym zapewne na The Merry-Go-Round Broke Down, który pełni rolę czołówki Zwariowanych Melodii, oraz Maroon Cartoon, ilustrującym jeden z fikcyjnych filmów Rogera. Silvestri sprawnie imituje styl znany z klasycznych animacji, zarazem nie traci swojego charakterystycznego głosu. Do stworzenia komicznej atmosfery kompozytor chętnie sięga po rozmaite środki, które fani na pewno będą kojarzyć z Powrotu do Przyszłości – bombastyczne blachy i perkusja, tryle na dęte drewniane i smyczki, oraz rozmaite idiofony.

Jazzowa strona ścieżki to przede wszystkim temat Eddiego Valianta oraz drobne motywy towarzyszące jego detektywistycznym poczynaniom – wszystko to znajdziemy w Valiant and Valiant. Utwór rozpoczyna się nostalgiczną i ciepłą melodią prowadzoną przez trąbkę z akompaniamentem fortepianu i delikatnych smyczków. Co ciekawe, sam początek tematu jest łudząco podobny do czołówki Star Treka Alexandra Courage’a. Dalsza część utworu to nieco bardziej swingująca melodia na fortepian i aerofony, z charakterystyczną dla gatunku perkusją i „skubanym” kontrabasem, do której z czasem dołączają smyczki, ponownie budzące skojarzenia z trylogią BTTF. W pełnej krasie temat ten zabrzmi w Eddie’s Theme z rozbudowanymi partiami trąbek i saksofonu. Kolejnym jazzowym tematem jest uwodzicielska melodia, również na saksofon, która reprezentuje Jessicę Rabbit. Nie jest ona tak rozbudowana jak temat detektywa, ale nie można jej odmówić ani przyjemnego brzmienia, ani dobrego działania w obrazie.

Ostatnim (pomijając liczne pomniejsze motywy napędzające utwory akcji i sceny komediowe) napisanym przez Silvestriego tematem jest temat Łasic, które pomagają głównemu antagoniście – Sędziemu Doomowi. Jest to prosty motyw wykorzystujący tryle na dęte drewniane, podkreślający ich komiczny i wścibski charakter. Sprawdza się całkiem efektywnie, jednak w tym miejscu można mieć pewien żal do kompozytora, że nie pokusił się o skomponowanie oddzielnego tematu dla Sędziego, opierając ilustrację scen, w których się pojawia, na powolnym i ponurym underscorze.

Najciekawszym elementem płyty wydaje się być muzyka akcji, której najlepszym przykładem jest Toontown. Amerykanin prezentuje tutaj pełnię swojego warsztatu, pisząc bombastyczną, dynamiczną i podszytą komediowymi tonami muzykę, która nie tylko sprawdza się podczas odsłuchu, ale przede wszystkim wspaniale dopełnia obraz. Zastosowane tutaj efekty fani słusznie skojarzą z Back to the Future czy nawet z Predatorem, od którego jednak Who Framed Roger… jest dużo lżejszy i mniej ponury. Pod koniec utwór przeradza się w fantastyczny jazz, z dynamicznym fortepianem i kontrabasem, do którego dołączają smyczki znane z Valiant and Valiant. W mroczniejszym tonie osadzone jest The Gag Factory, w którym prym wiodą rytmiczne trąbki i rozbuchane basowe blachy.

Na albumie pojawia się też sporo muzyki źródłowej, nawiązującej zarówno do tematu, jak i czasu opowieści. Pojawia się więc tutaj Rapsodia Węgierska Ferenca Liszta, na wykonanie której pojedynkują się w filmie Kaczor Donald i Kaczor Daffy, czy wspomniane już The Merry-Go-Round Broke Down, do której improwizowane słowa podśpiewuje Roger. Najciekawiej jednak prezentują się dwa utwory – pierwszy z nich to Smile, Darn Ya Smile, napisany przez Franka Marsalesa do animacji Warner Bros pod tym samym tytułem z 1931 roku. Nowy aranż piosenki w filmie sprytnie wykorzystano jako temat Miasteczka Animków, wiecznie śpiewany przez radosne postacie z kreskówek, bawiące się przy wjeździe do miasta. Optymistycznie brzmiącej piosenki użyto również na zakończenie filmu, skutecznie wprawiając większość widzów w dobry nastrój. Drugi utwór, to napisany 1936 roku przez Josepha „Kansas Joe” McCoya, a 6 lat później przearanżowany przez Benny’ego Goodmana i Peggy Lee standard jazzowy, Why Don’t You Do Right?, wykonywany przez filmową Jessicę Rabbit. Na potrzeby tej sceny użyczająca głosu Jessice Kathleen Turner została zastąpiona przez Amy Irving.

Who Framed Roger Rabbit? to przyjemna, charakterystyczna ścieżka, oferująca słuchaczowi intrygujący jazz, bombastyczną akcję i mnóstwo ciekawych zabiegów stylizacyjnych i komediowych. Mimo, iż nie jest to dzieło na miarę Powrotu do Przyszłości, ścieżka dała kompozytorowi pole do popisania się warsztatem technicznym oraz zdolnościami aranżacyjnymi. Pomimo zderzenia jazzu z mickey mousingiem, całość brzmi zgrabnie i nie razi słuchacza zbytnią stylistyczną dychotomią (może pomijając utwory źródłowe z dołączonymi dialogami). Bez wątpienia jest to ścieżka, z której Silvestri może być zadowolony i pozostaje ona ciekawą pozycją w jego dorobku.

Najnowsze recenzje

Komentarze