Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jeff Rona

White Squall (Sztorm)

-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

„Sztorm” uznawany jest za jeden z słabszych obrazów w filmografii reżysera Ridleya Scotta. Autentyczna historia kilkumiesięcznego rejsu kapitana (Jeff Bridges) i szkolonych przez niego kadetów ze szkoły morskiej, obok świetnego jak zawsze u Scotta wyczucia wizualnego jest filmem raczej lżejszego kalibru, do czasu aż na ekranie pojawia się tytułowy w oryginale biały szkwał (pionowe uderzenie niespodziewanego wiatru o sile huraganu) i tragedia jest nieunikniona… ”Sztorm” to także kolejny film, przy którym reżyser i jego ulubiony kompozytor Hans Zimmer „odpoczywali od siebie” (znów spotkają się dopiero przy słynnym ”Gladiatorze”), choć duch Niemca bardzo silnie emanuje ze ścieżki dźwiękowej, którą stworzył Jeff Rona – w ówczesnym czasie jeden z jego współpracowników. Plotka głosi, iż pierwotnie na stanowisku kompozytorskim zatrudniony został sam James Horner, jednak wyniki jego wstępnej pracy nie spodobały się Scottowi, który przeważnie szuka w swych filmach nietuzinkowego głosu muzycznego i pewnie tak było w tym przypadku. Zatem, czy zatrudnienie jednego z kompozytorów z ówczesnego studia Media Ventures mogło dać mu taką pewność? I tak i nie. Z jednej strony muzyka Rony jest utrzymana w stylu wczesnych dokonań Hansa Zimmera, z drugiej na pewno nie jest konwencjonalną partyturą jaką Hollywood mogłoby oczekiwać od obrazu w znacznych ilościach pokazującego żeglowanie i morskie krajobrazy (Korngold, Kaper czy właśnie Horner: vide ”Gniew oceanu”…).

”White Squall” jest muzyką akustyczną, do pewnego stopnia wykorzystującą klasyczne podłoże orkiestrowe, ale bardziej w sensie solowego instrumentarium niż całego zespołu muzycznego. Osobny podkład muzyczny stanowi syntezatorowe/ambientowe tło, które jednak utrzymane jest w bardzo ciekawym brzmieniu ścieżek dźwiękowych Hansa Zimmera z przełomu lat 80-ych i 90-ych (”Rain Man”, ”Driving Miss Daisy”, ”Flyers”) oraz perkusje, które podkreślają egzotykę rejsu i morskiej przygody. Podobieństwo muzyki, którą wraz z Roną wyprodukował Zimmer (co prominentnie głosi okładka tuż pod informacją, że skomponowana jest przez tego pierwszego) do dokonań tego drugiego jest bardzo uderzająca. Gdyby Sztorm był tylko kolejną bezmyślną kalką Zimmera na polu muzyki akcji, to nie miałbym zbyt wiele wyrozumiałości dla Rony. Jednak z kompozycji bije naturalność i subtelność muzyki Niemca, którą pisał na początku lat 90-ych, w szczególności wskazując na napisany rok wcześniej ”Beyond Rangoon”. W ”Sztormie”, podobnie jak w tamtym score napotkamy delikatne orkiestracje (gwizdki, oboje, flety, dudy, skrzypce, muszle), perkusyjną rytmikę ale też syntezowane (również charakterystyczne dla stylu MV) smyczki. Rona dodaje od siebie karaibską perkusję, harfę, ogólną tonalność muzyki oraz ambientową elektronikę na czele z charakterystyczną dla Niemca przeciągło-masywną frazą, która ma zwrócić uwagę na ogrom i potęgę oceanu. Dzięki temu ”White Squall” śmiało wpisuje się do zbioru ścieżek dźwiękowych w typie ”Wiatru” Basila Poledourisa, ”Na fali” Marka Ishama czy nawet ”1492” Vangelisa, które udowadniają, że morze nie musi wcale być opisywane przez zwalistą orkiestrę by pobudzić wyobraźnię i zafascynować.

W przypadku ”Sztormu” warto również wspomnieć o głównym, bardzo ciekawym temacie, który pojawia się w utworach otwierających i wieńczących partyturę. Tam Rona aplikuje gregoriański w wyrazie wokal (choć miks sprawia wrażenie jakby był to chór…), śpiewający „aaa-aaa” na tle elegialnej solówki na obój i smyczkowego podłoża. Jeżeli miałbym zinterpretować ten zamysł kompozytora (jeżeli takowy w ogóle był…) to powiedziałbym, że w tym flagowym utworze partytury zestawił niewinność wkraczających w dorosłość w czasie wyprawy chłopców, (obój) z tragedią, która zakończyła ich życia (refleksyjny wokal). A teraz zaskoczenie: autorem wokalu jest nie kto inny tylko: Harry Gregson-Williams! Jednym z najmocniejszych momentów jest silnie emocjonalny ”White Squall” w wykonaniu jedyny raz na płycie tak dużego zespołu smyczkowego. Z innych wyróżniających się elementów należy zwrócić uwagę na pewnego rodzaju „wezwanie do przygody” za pomocą rogu (choć może on być syntezowany), refleksyjnych a zarazem patetycznych wykonań pośrednich tematów partytury (Power on the Wind) i unoszący się nad muzyką spokój i lirykę.

Na końcową część płyty wrzucono piosenki, które pojawiły się w filmie. Jest to zestaw standardów z lat 60-ych, ale szczerze mówiąc po tak ciekawej muzyce jaką ma do zaprezentowania Rona nie zrobią one chyba żadnego wrażenia. To, że w ogóle się tutaj znalazły można wytłumaczyć chyba tylko jednym słowem: komercja. Nie będę ukrywał, że ”Sztorm” jest niezbyt oryginalną pracą i nie wiem jak daleko posunęło się tutaj tak zwane „artystyczne doradztwo” Hansa Zimmera, ale znając „konsomolski” sposób tworzenia muzyki przez twórców z dzisiejszego Remote Control, a niegdysiejszego Media Ventures, nie zdziwiłbym się gdyby Niemiec odpowiadał osobiście za jakieś fragmenty zawartej na albumie muzyki. Jednakże ”Sztorm” jest kompozycją dającą sporo satysfakcji, atrakcyjną, nie narzucającą się, mogącą uchodzić za przedmiot do refleksji jak i do momentów, gdy chcemy się zrelaksować. Pomaga temu również przystępny czas trwania (około 50 minut) i atrakcyjny montaż albumu. Do jedynych mankamentów partytury należą momenty, w których kompozytor odwołuje się do konwencji muzyki akcji/suspenese’u (The Cubans), która nie brzmi zbyt przekonywująco, ale w ogólnym rozrachunku bardzo równej całości są one raczej nie zauważalne. Myślę, że ”White Squall” po prostu „trzyma” dość wysoki poziom i stanowi muzykę, która dzięki swojej barwności i pobudzaniu wyobraźni szybko nie wyleci z Waszych głów.

Najnowsze recenzje

Komentarze