Prace nad tym filmem trwały wiele lat. Początki datuje się jeszcze na rok 2009, kiedy ogłoszono plany adaptacji kultowej gry komputerowej, Uncharted”. Od tamtego czasu tyle się wydarzyło, że już mało kto wierzył, iż projekt ten w ogóle kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. Po wielu perturbacjach ze scenariuszem, także kompletowaniem kadry twórczej oraz aktorskiej, w końcu powrócono do sprawy w roku 2019. Niestety tym razem planowaną premierę powstrzymała pandemia. Jakoś udało się dokończyć pracę na planie i na początku roku 2022 roku gotowy film trafił wreszcie na duże ekrany. Obraz, któremu wieszczono artystyczną i komercyjną porażkę okazał się jednak pozytywnym zaskoczeniem. Mimo kręcenia nosem ze strony krytyków, widowisko Rubena Fleischera jest dobrze zrealizowaną przygodówką, która angażuje przez programowy, dwugodzinny czas trwania. Będąc szczerym nie wiem jak to prezentuje się na tle serii gier Uncharted. Nigdy nie miałem z nimi styczności, co biorąc pod uwagę liczne słowa krytyki dotyczącej odstępstw fabularnych, po prostu nie przeszkadzało mi czerpać zwykłej przyjemności z oglądania. Chciałoby się, aby ta przyjemność rozciągnięta była również na doświadczenie muzyczne. Ale w tym przypadku nie wszystko „zatrybiło” tak, jak powinno.
Oprawy muzyczne do serii gier Uncharted przygotowywał Greg Edmonson. Dla wielu miłośników elektronicznych form rozrywki soundtracki te obrosły niemałym kultem. Nie dziwne więc, że oczekiwania fanów względem filmowej kompozycji były również wygórowane. Kiedy pod koniec grudnia 2021 roku pojawiła się informacja o tym, że muzyką zajmuje się Ramin Djawadi, można było mieć powody do zadowolenia. Kompozytor, który po wielu latach branżowej absencji powraca z coraz to ciekawszymi projektami zalicza właśnie swój najbardziej udany okres w karierze. Znany z tego, że tworzy chwytliwe, skoczne tematy, nie miał najmniejszego problemu, aby wstrzelić się w przygodowy charakter widowiska. Przynajmniej w teorii… Podstawowym pytaniem było jednak to, czy kompozytor nawiąże do tradycji, jaką w muzycznym świecie Uncharted nakreślał wcześniej Greg Edmonson?
Już pierwsze minuty widowiska Fleischera odarły ze złudzeń. Temat przewodni rozminął się z tym, co stworzył na potrzeby gier Edmonson, choć jeżeli weźmiemy pod uwagę sam przygodowy charakter motywu, to obie te prace zdawały się nadawać na tych samych „falach”. Mimo odejścia od ikony serii, Djawadi nie odrzucił zupełnie tego, co zostało nakreślone w grach Uncharted. Echa prac Edmonsona wybrzmiewają w aranżach utworów akcji, czy chociażby w stylistycznym puszczaniu oczka względem fanów. Czy to jednak wystarczyło, aby zjednoczyć te dwa produkty pod jednym szyldem? Niekoniecznie. Osobiście nie dostrzegam znaczącej potrzeby, aby na siłę łączyć świat gier ze światem filmu. To miły prezent dla fanów, ale w kategoriach funkcjonalności może powodować więcej problemów niż korzyści. Motyw stworzony przez Djawadiego jest esencją klasyki kina przygodowego – takiego, jakie się robiło jeszcze w latach 80. i 90. Czego więc chcieć więcej?
Chyba tylko nadążającej za tym stylem reszty oprawy muzycznej. A z tym już u Djawadiego jest, delikatnie rzecz ujmując, różnie. Partytura jako całość niewiele różni się od przeciętnej ilustracji do współczesnego, rodzinnego kina akcji. Mamy więc wybuchową orkiestrę sięgającą po szeroki wachlarz tradycyjnych instrumentów oraz skromnych partii chóralnych. Nie brakuje również elektroniki mocno zespolonej z fragmentami akcji. Powstała w ten sposób, hybrydowa ścieżka dźwiękowa, w filmie potrafi zrobić swoje. Gdzie trzeba podkręci tempo, a w innym miejscu podsyci napięcie. Szkoda tylko, że poza obrazem jest również przygodą, aczkolwiek jednorazową.
Gdyby nie opisany wyżej temat przewodni prawdopodobnie nie byłoby żadnego powodu dla którego statystyczny miłośnik muzyki filmowej zechciałby sięgnąć po soundtrack. Wydany nakładem Sony Classical, niespełna godzinny album, nie ma bowiem zbyt wiele do zaoferowania wymagającym odbiorcom. Mimo że na nasze ręce trafia zgrabnie uporządkowana selekcja najbardziej znaczących fragmentów z całej partytury, to jednak stosunkowo trudno tu przychodzą porównania do innych przebojowych ścieżek dźwiękowych w filmografii Djawadiego. Czyżby pragmatyczne podejście do pełnionego zadania tym razem wzięło górę nad wyobraźnią?
Coś w tym jest ponieważ większość utworów zgromadzonych na albumie brzmi po prostu jak taśmowo wyprodukowana ilustracja do filmu akcji. I gdyby nie scalający te fragmenty motyw przewodni, można by nawet mówić o zupełnej anonimowości oprawy muzycznej Djawadiego. Dlatego też wszystkim zainteresowanym w pierwszej kolejności polecałbym jednak zmierzenie się z filmem Uncharted, aby zrewidować kreowany usilnie przez krytyków mit kiepskiego widowiska. Dopiero po tym doświadczeniu kierowałbym uwagę w stronę soundtracku. A może raczej w kierunku tematu przewodniego, który w utworze Uncharted wyczerpuje w zupełności swój potencjał. Dalsza przygoda z soundtrackiem niech będzie domeną tych, którzy biorą hollywoodzki mainstream z dobrodziejstwem inwentarza.