Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Gabriel Yared

Troy (Troja) – Rejected

-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.

Przez moment byłem dumny z Hollywoodu. Peter Jackson zaryzykował, zatrudnił Howarda Shore do Władcy Pierścieni i końcowy efekt pokazał, że reżyser miał rację. Można powiedzieć, że w jego ślady podążył kręcący Troję Wolfgang Petersen, który zdecydował się nawiązać współpracę z Gabrielem Yaredem. Jak wiadomo, obaj byli przedtem twórcami spoza kompozytorskiej pierwszej ligi. Odwaga Petersena pozwalała więc pomyślnie patrzeć w przyszłość. Niestety, pięknie było do czasu. Yared został nagle zwolniony i wszyscy wiemy, jakie miało to następstwa dla filmu. Sfrustrowany kompozytor wystosował list otwarty na temat swojej partytury i historii jej odrzucenia, a ponadto, co było bardzo śmiałe, zdecydował się opublikować w internecie fragmenty ścieżki, by dać słuchaczom ogólny obraz tego, co przez ponad rok tworzył. I świat muzyczny oszalał.

Opisywane tutaj promo trwa ponad dwukrotnie dłużej niż wspomniane internetowe fragmenty, ma także znacznie lepszą jakość dźwięku i pozwala nareszcie przyporządkować poszczególne utwory danym scenom z filmu. Pozwala także zagłębić się w bardzo interesującą wizję Yareda. Kompozycja Libańczyka w pewnych aspektach daleko odbiega od współczesnego pojęcia epickiej muzyki filmowej, a jednocześnie można się w niej dopatrzyć wielu elementów wspólnych z ostatnimi osiągnięciami tego gatunku. Z jednej strony partytura momentami tchnie wręcz Golden Age’m, z drugiej natomiast autor stosuje również techniki powszechnie wykorzystywane przez dzisiejszych twórców. Słuchacze przyzwyczajeni do współczesnych, epickich ścieżek symfonicznych mogą być zaskoczeni (a nawet zirytowani) olbrzymią sekcją instrumentów dętych – 25 wykonawców, które swoją potęgę ukazują niemal co chwilę. Chór brzmi już bardziej standardowo, przypomina ostatnie osiągnięcia gatunku, choć trzeba przyznać, że mistrzostwo Yareda w posługiwaniu się nim robi bardzo duże wrażenie, nie ustępując przy tym podobnym sekwencjom w trylogii The Lord of the Rings Shore’a, a niektóre nawet prześcigając… Ponadto fascynująco prezentuje się zróżnicowanie stylowe partytury, dowód na to, iż Yared poważnie przygotował się do napisania Troi, studiując, opracowując muzykę, by uzyskać najbardziej adekwatne brzmienie dla poszczególnych scen. Dzięki temu ścieżka nie ogranicza się wyłącznie do dźwięku symfonicznego, ale zawiera także całkiem sporo fragmentów etnicznych, jak chociażby niezwykle wyraziste i charakterystyczne sekwencje lamentów.

Rozbudowana baza tematyczna nie pozwala jednoznacznie wybrać motywu przewodniego, gdyż wszystkie one Yared wykorzystuje równolegle, są jednakowo ważne dla całości. Album otwiera słynny temat Greków, prawdziwie wybitny i pasjonujący utwór chóralny, stanowiący ilustrację dla większości działań wojsk Agamemnona. Wielka szkoda, że nie dane nam będzie usłyszeć tych fragmentów w filmie… Temat Achillesa jest prostym, dynamicznym utworem na instrumenty dęte i w tym przypadku trudno mi jednoznacznie określić, czy to Yared, czy Horner odnieśli na tym polu większy sukces. Z pewnością motyw z wersji odrzuconej stylistycznie bardziej pasuje zarówno do całości kompozycji, jak i do epoki. Wersja finalna Hornera brzmi raczej współcześnie, na pewno wpada w ucho i również w samym filmie wyróżnia się na tle pozbawionej wyrazistości reszty partytury. Dwa tematy miłosne na kompozycji Yareda – dla Parysa i Heleny przepiękna melodia o zabarwieniu etnicznym, na której oparto końcową, cudowną piosenkę; dla Achillesa i Bryzejdy motyw oparty częściowo na wspomnianej wyżej heroicznej fanfarze, rozwijający się dalej w bardzo ładny kawałek. Oba utwory deklasują dokonanie Hornera. Oprócz tego dwa tematy trojańskie: główny, jakby nieco złowroga w wymowie fanfara, oraz motyw powitania książąt w mieście – imponujący utwór z genialnie wykorzystanym chórem (Achilles’ Destiny i Battle of the Arrows). James niestety przegrywa i tutaj…


Bardzo miłą niespodzianką jest fakt, iż Yared, znany przede wszystkim z kompozycji raczej romantycznych, zdolny jest napisać po prostu pasjonującą muzykę akcji. D-Day Battle można określić jako symfoniczny koncert, istne arcydzieło instrumentalnej dynamiki; w Battle of the Arrows z kolei autor z prawdziwie epickim rozmachem łączy orkiestrę z chórem (czasem bardzo ciekawie dysonuje), rzuca nas z impetem w wir bitwy, nie pozwalając ani na sekundę odetchnąć. Nawet krótka sekwencja walki Achillesa z Boagriusem zawiera niezwykle interesujący i emocjonujący fragment akcji – podejście zupełnie odmienne od zaprezentowanej przez Hornera, spokojniejszej, niemal sennej ilustracji tej samej sceny. Podobnie ma się sprawa ze śmiercią herosa, Yared opisuje ją cicho, za pomocą tematu miłosnego, u Jamesa przeciwnie – jest hucznie, dostojnie. Natomiast z niemal bliźniaczymi ideami kompozycyjnymi mamy do czynienia w utworach ilustrujących walkę Achillesa z Hektorem. Obaj panowie opierają je przede wszystkich na perkusji (odrzucona wersja jest bardziej wyrazista, jak to Yared określa, widział ten pojedynek jako balet i tak też go zilustrował), a nawet w tym samym momencie wprowadzają wokal Tanyi Carowskiej. Ciekawe, czy Horner słyszał odrzucony score poprzednika…

Wśród tych wszystkich zachwytów nad partyturą Yareda trzeba nadmienić, iż nie cała muzyka została nagrana, a zapewne niektóre fragmenty wymagały drobnych poprawek. Nigdy niestety nie usłyszymy, jak całość brzmiałaby w finalnej wersji i można jedynie żałować, że tak wiele zapewne wyśmienitego materiału bezpowrotnie przepadło. Yared zamierzał wykorzystać wokal Carowskiej jak 'głos Przeznaczenia’ we wszystkich decydujących scenach filmu. Z tego zamysłu na wersji promo została tylko scena śmierci Hektora. Album daje nam jednak bardzo dobry wgląd w strukturę tej kompozycji i pozwala wyobrazić sobie, jaki byłby finalny efekt – score roku, choć pozostają wątpliwości, czy score w ramach filmu.

P.S. (z kwietnia 2007): W jednym z udzielonych na temat Troi wywiadów Horner powiedział, że w czasie test screeningów właściwie wszyscy (100%!) zaproszeni widzowie uznali muzykę Yareda za kompletnie rujnującą film. Horner dodaje ponadto, że zgodził się z ich opinią. Pozostaje oczywiście kwestią otwartą, czy można temu wywiadowi bezkrytycznie zawierzyć, niemniej ów opis brzmi rzeczywiście niepokojąco i kto wie, czy gigantyczna fala krytyki wobec producentów i Petersena, jaka przetoczyła się przez środowisko fanów muzyki filmowej, była rzeczywiście zasłużona. Nie ma jednak wątpliwości, że to sam reżyser wymógł na Yaredzie taki, a nie inny kształt partytury (Horner i to podkreśla) i finalna jej klęska to również, a może w największym stopniu, jego wina.

Najnowsze recenzje

Komentarze