Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alberto Iglesias

Tinker Tailor Soldier Spy (Szpieg)

(2011)
5,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 24-02-2012 r.

John le Carre to trudny autor dla filmowców. Jego thrillery szpiegowskie (które znam niestety tylko z adaptacji) są dość trudne fabularne i nie jest to typ thrillera, który stawia na akcję. Są za to wyjątkowo inteligentne. Kilkukrotnie brano się za jego powieści, z czego bodaj najbardziej znanym filmem jest Wierny ogrodnik. Poza tym nakręcono jeszcze co najmniej Wydział Rosja, znany u nas pod oryginalnym tytułem Russia House. Do tamtego filmu piękną muzykę napisał Jerry Goldsmith. Najnowszą wersję powieści Druciarz, Krawiec, Żołnierz, Szpieg (poprzednią nakręciła telewizja BBC i główną rolę zagrał Alec Guiness; miniserial ten powstał w 1979 roku) wyreżyserował Tomas Alfredson. Rolę głównego bohatera cyklu le Carrego George’a Smileya zagrał Gary Oldman. Poza tym w filmie wystąpiły takie gwiazdy jak Colin Firth, John Hurt, Mark Strong i Tom Hardy. Dla nas ciekawostką jest fakt, że jako morderca-sadysta Borys wystąpił polski aktor Tomasz Kowalski. Zrealizowany z wielkim pietyzmem atmosferyczny film Alfredsona jest znakomity, a Gary Oldman zagrał jedną z najlepszych ról w swojej karierze. Szpieg, bo tak przetłumaczono oryginalny tytuł (i pod tym tytułem przy okazji filmu wydano znowu książkę) dostał kilka nominacji do Oscara.

Reżyser nie wrócił do Johanna Soderqvista, kompozytora swego poprzedniego filmu, kultowego już horroru Pozwól mi wejść. Tym razem on (albo producenci) postawili na twórcę mającego już doświadczenie z prozą le Carrego Alberto Iglesiasa. Za tamtą partyturę (tak jak i za tą) dostał nominację do Oskara. Szpieg to trzecia w karierze nominacja tego hiszpańskiego kompozytora (choć oczywiście bez żadnego pokrewieństwa do słynnych piosenkarzy!), poza obiema ścieżkami do adaptacji le Carrego. Tym razem zamiast zdesperowanego i kochającego męża szukającego prawdy o swej żonie, mamy grupę próbujących znaleźć „kreta” w swojej agencji znudzonych szpiegów-urzędników. To oczywiście wymagało innego podejścia niż dziejący się w Afryce Wierny ogrodnik. Płytę wydała wytwórnia Silva Screen Records.

Album rozpoczyna piękny jazzowy temat, George Smiley. Znakomicie ilustruje on napisy początkowe filmu. W zasadzie to jeden z tych przypadków, w których całą narrację prowadzi muzyka. Klimatyczny, ale i chłodny utwór nie tylko opowiada wprowadzające głównego bohatera (cała sekwencja pozbawiona jest dialogów, tylko obraz, znakomite aktorstwo Oldmana i utwór Iglesiasa; jakże dzisiaj brakuje reżyserom takiej odwagi!), ale także przedstawia jego portret psychologiczny. Mający problemy rodzinne George Smiley (Alfredson, choć wielokrotnie o niej mówi scenariusz, unika pokazywania jego żony, nawet jeśli jest w danej scenie obecna, chociaż jej wpływ na psychikę bohatera jest oddany), prowadzący śledztwo zmęczony szpieg, opisany jest przez dość leniwą muzykę, a samotność nie tylko jego, ale i wszystkich tytułowych bohaterów, pięknie oddaje solowa trąbka. Jazz jest także dość metodyczny, a przedstawione w filmie śledztwo jest wręcz nużące (choć pokazane tak, że nie możemy oderwać się od ekranu).

Kompozytor wraca do tematu (który zdaje się także ilustrować granego przez Johna Hurta emerytowanego szefa „Cyrku”) w ścieżce, ale nie czyni tego zbyt często. Stawia przede wszystkim na underscore. Posiada on pewną energię, ale jest niespieszny, mimo, że – jak na przykład w Treasure – muzyka jest rytmiczna. Minimalistyczne ostinata kontrastują z powolnymi partiami na smyczki i dęte drewniane. Z jednej strony buduje to napięcie, z drugiej natomiast podkreśla dwie rzeczy na raz. Ostinata prowadzą historię do przodu, powolne, niepokojące partie na smyczki, fortepian i dęte drewniane (chociaż ostinato czasem prowadzi nawet klarnet) pokazują, że toczy się ona niespiesznie. Alfredson w filmie oddaje zarówno pieczołowitość pracy Smileya i jego ekipy, ale także wręcz urzędniczy charakter ich pracy. Szpieg według reżysera (i autora powieści) nie jest typem Jamesa Bonda, jego praca jest niebezpieczna, ale tak naprawdę nużąca (mający przeszłość w MI6 le Carre pewnie pisał z doświadczenia, ale ciekawe jest, jeśli mogę sobie pozwolić na małą dygresję, że na urzędniczy charakter pracy agentów wywiadu wskazuje także Tom Clancy, którego trudno posądzić o brak scen akcji i niespieszne opowiadanie swych wyjątkowo zresztą fabularnie złożonych historii).

Emocjonalnie w muzyce Iglesiasa wieje chłodem. Powszechnie o emocjonalny, wręcz matematycznie precyzyjny, chłód posądza się Alexandre’a Desplata, ale trudno się z tym zgodzić. Materiał znanego chociażby ze współpracy z Pedro Almodovarem kompozytora stawia przede wszystkim na bardzo ostrożne budowanie napięcia. W tym celu stosuje dysonanse, które działają w filmie podskórnie. Po raz kolejny można to odnieść do kontekstu. Emocje w filmie Alfredsona okazywane są bardzo podskórnie. Można by to w bardzo prosty sposób zinterpretować, mówiąc, że przecież film jest angielski, więc o czym mówimy? Pomijając nawet, że reżyser jest Szwedem, należy wskazać na znakomite aktorstwo, zarówno Gary’ego Oldmana, jak i całej reszty głównych bohaterów. Atmosfera jest budowana powoli, tak metodycznie, jak George Smiley prowadzi swoje śledztwo. Jest niepokojąca, zdarzają się momenty wręcz szokujące (jak wprost genialna scena przesłuchania jednego z bohaterów), ale wszystko wpisane jest w klimat nudy i samotności bohaterów, którymi to scenariusz dosłownie epatuje.

Nawet kiedy Iglesiasowi zdarza się wyjść poza tak charakterystyczny dla ścieżki (i filmu) chłód, to nastrój jest bardzo smutny. Chłód i smutek to przeważające w ścieżce emocje, ale kompozytor stworzył muzykę tak wyciszoną, że wymaga ona dużo skupienia. Nie można powiedzieć, by cała ścieżka była underscore. Jest oparta na powtarzających się, niespiesznych wręcz, motywach, które przy nieuważnym słuchaniu mogą umknąć. Motyw granego przez Toma Hardy’ego Tarra jest pod tym względem bardzo ciekawy. Pełen nostalgii i tragizmu jest śliczny i także delikatnie jazzowy. Inny powtarzający się motyw, pierwszy raz w Treasure słychać także chociażby w Anything Else. Cudownie nostalgiczny jest Jim Prideaux, Iglesias wprost pięknie używa w nim solowych smyczków. Szybkie partie smyczkowe w Esterhase są tak rozpisane, że utwór można by wręcz posądzić o bycie muzyką akcji. I znowu mamy kontrast znakomicie napisanych ostinat i powolnych dysonujących crescend. Ciekawy motyw na elektryczną gitarę zawiera Control & Westerby, a One’s Gone do muzyki akcji znakomicie dołącza elektronikę.

Trudno jednak powiedzieć, by partytura była łatwa w odbiorze. Tak nie jest, co jednak wcale nie obniża wartości muzyki. Dysonująca, zimna, niespieszna, ale także inteligentna i czasem sięgająca ilustracyjnej wybitności (George Smiley!) ścieżka może nużyć. Model ilustracji Alberto Iglesiasa jest oczywiście zupełnie inny niż Alexandre’a Desplata. Francuz preferuje dużo ciszy, chociaż jego hollywoodzkie projekty – zapewne bardziej z powodu życzeń jego pracodawców – zawierają relatywnie więcej materiału niż jego europejskie filmy. Klasycznym przykładem preferowanego przez niego spottingu są jednak na przykład Idy marcowe, gdzie napisał około 40 minut muzyki. Hiszpan podchodzi do tego problemu inaczej. Większa, bardziej można by powiedzieć hollywoodzka, ilość materiału jednak wcale nie gryzie się z filmem. Kompozytor jakoś znajduje złoty środek między emocjonalną intensywnością materiału a jego ilością. Przykładem niech będą na przykład jego często skonwencjonalizowane ścieżki dla Pedro Almodovara – chociażby zawierające odniesienia do twórczości Bernarda Herrmanna Volver. Muzyka jednak w filmie nie przeszkadza, lecz, jak już mówiłem, podskórnie buduje napięcie swoją ledwo zauważalną, transparetną wręcz, obecnością.

Kończący album utwór tytułowy (Tinker Tailor Soldier Spy) znakomicie zbiera wszystkie główne, powtarzające się motywy ścieżki. Jak już wcześniej powiedziałem, muzyka nie jest wyjątkowo przystępna. Wymaga dużo cierpliwości, ale warto tę cierpliwość na przydługą płytę mieć. Mimo wyciszenia i powolnego budowania napięcia oraz atmosfery partytura Hiszpana ma do zaoferowania bardzo wiele. Na końcu muzyka przyspiesza i zyskuje większą intensywność, przez co jest ciekawsza dla słuchacza. Alberto Iglesias stworzył przede wszystkim bardzo dobrze wypadającą w filmie, inteligentną ścieżkę. Nie jest łatwa w odsłuchu, może wręcz odstręczać swoim chłodem, ale na pewno warto się z nią zapoznać, a nawet przez chwilę pomęczyć. Klasowa ilustracja bardzo dobrego filmu, który z całą odpowiedzialnością mogę polecić tym, którym brakuje obrazów, które trzymają w napięciu, są bardzo klimatyczne, a nie epatują przy tym pościgami samochodowymi czy piętrzącymi się strzelaninami.

Najnowsze recenzje

Komentarze