Marco Beltrami nie stworzył tu dzieła godnego zapisania w annałach gatunku, ale wyszedł z powierzonego mu zadania obronna ręką.
Zakonnica nie jest bynajmniej opowieścią o pobożnej kobiecie, która życie spędza na modlitwie i kontemplacji. Film z 2018 roku rozwijał znane z Obecności wątki demona w przebraniu zakonnicy. Niestety jak często w takich przypadkach bywa, widowisko dalekie było od ideału, a upiorna postać przyprawiająca wcześniej widzów o gęsią skórkę, niejednego odbiorcę najzwyczajniej w świecie zaczęła bawić. Krytyka nie pozostawiła suchej nitki na obrazie Corina Hardy’ego. Mimo wszystko okazał się on wielkim sukcesem komercyjnym, zgarniając z kinowego pochodu niemalże 15-krotność budżetu. Producenci nie mogli przejść wobec tego faktu obojętnie. Pięć lat później zaproponowali widzom kontynuację przygód siostry Irene mierzącej się z demonem-zakonnicą. Tym razem za kamerą stanął Michael Chaves, a zmiany przez niego wprowadzone dało się odczuć nie tylko w sposobie prowadzenia narracji, ale i treści odcinającej się od taniego straszenia. Pozytywna reakcja widzów przełożyła się na zadowalające wyniki finansowe, zatem możemy być pewni, że straszydło w habicie jeszcze powróci.
Po cichu liczyłem również, że wraz z powrotem demonicznej zakonnicy wróci również autor ścieżki dźwiękowej do części pierwszej – Abel Korzeniowski. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że jego muzyka, to jeden z mocniejszych elementów tego widowiska. Umiejętnie buduje napięcie wykorzystując cały potencjał symfonicznego i chóralnego brzmienia. Przy tym czaruje melodyczną spójnością, niewybredną stylistyką oraz aranżacyjną maestrią. Jednakże na cztery miesiące przed premierą gruchnęła nowina, że do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowano Marco Beltramiego. Ze wszystkich potencjalnych nazwisk akurat te było gwarantem godnego następstwa dla ścieżki stworzonej przez Abla. Amerykański kompozytor budował wszak swoją karierę właśnie na filmach grozy, począwszy od serii Krzyk z lat 90. aż po najnowsze produkcje. Mało który twórca ma tak bogate doświadczenie w gatunku jak on, więc wizja zmierzenia się z historią demonicznej zakonnicy nie była mu straszna.
W Zakonnicy II Beltrami pozostał Beltramim. W swoim stylu stworzył pasjonującą, wywołującą ciarki na plecach, oprawę, która korzysta z wszelkich dobrodziejstw orkiestrowego i chóralnego brzmienia. Muzyka jest potężna w swoim rozmachu i dosadna w treści, a przy tym bardzo klasyczna w konstrukcji. Cieszy fakt, że Beltrami niejako wraca do źródeł, odcinając się od elektronicznych wypełniaczy, a typowy dla gatunku zestaw piskliwych dźwięków ubiera w ciekawe aranże. Wszystko to oczywiście wybornie sprawdza się w połączeniu z obrazem, a dosyć oszczędne dawkowanie muzyką, sprawia, że film nie jest przeładowany dodatkowymi bodźcami. Uważne stąpanie po warstwie dźwiękowej odbywa się kosztem melodyki. Wiadomo, że gatunek grozy nie jest najbardziej wdzięcznym polem do serwowania łatwych, lekkich i przyjemnych kawałków, ale i w tak niesprzyjających warunkach można się było pokusić o charakterny temat lub prosty sygnał, który scalałby ścieżkę dźwiękową i identyfikował poszczególne jej elementy. Tego zabrakło, choć nie oznacza to, że muzyka Beltramiego traci na swojej funkcjonalności. Ilustracja spisuje się bardzo dobrze, aczkolwiek na końcu seansu u niewielkiej ilości widzów pojawi się pragnienie zmierzenia z tym materiałem muzycznym poza obrazem.
A szkoda, ponieważ soundtrack wydany przez WaterTower Music jest jednym z najlepszych tego typu albumów, jakie usłyszeć mogłem w ostatnim czasie. Niespełna godzinny program serwuje nam wszystko, czego oczekiwalibyśmy po ścieżce dźwiękowej do filmu grozy bez zbędnego przeładowywania odbiorcy niepotrzebną treścią.
Przygodę zaczynamy od mocnego akcentu ilustrującego wprowadzenie do fabuły. Pięciominutowy wstęp w pigułce serwuje nam szczyptę grozy, smutnej liryki oraz apokaliptycznego, orkiestrowo-chóralnego grania. Dalsza część albumu będzie przedłużeniem tego typu zabiegów i w sumie moglibyśmy stwierdzić, że Beltrami nie odkrywa tu nic nowego. Sięga po sprawdzone w gatunku środki, ale czyni to w taki sposób, że nie ma większej mowy o nudzie. Pomaga całkiem dobrze ułożony program soundtracku, w którym element grozy przeplatany jest z ilustracyjnym graniem – często neutralnym pod względem dramaturgicznym. Z oczywistych względów największe „fajerwerki” czekają słuchacza pod koniec albumu, gdzie wybrzmiewa muzyka zdobiąca ostatni akt filmu Zakonnica II. Po niej następuje tradycyjne wyciszenie prowadzące do lirycznego finału.
Mimo nutki żalu, że do drugiej części Zakonnicy nie powrócił Abel Korzeniowski, myślę że w finalnym rozrachunku decyzja producentów / reżysera o angażu Beltramiego nie była chybiona. Mimo, że amerykański kompozytor nie stworzył tu dzieła godnego zapisania w annałach gatunku, to jednak wyszedł z powierzonego mu zadania obronna ręką, nie zaniżając przy tym poziomu, jaki narzucił nasz rodak. Zresztą znamiennym jest fakt, że na liście płac pod rubryką „kompozytor” pojawia się tylko nazwisko Beltramiego, co w ostatnich latach zdarza się bardzo rzadko. Świadczy to o podejściu i zaangażowaniu twórcy do tej pracy.
Inne recenzje z serii: