W sumie znając dobrze filmografię/dyskografię Reznora i Rossa, można łatwo przewidzieć jak będzie brzmieć ten soundtrack. I zaskoczenia nie ma, gdyż dostarczają kompozycję utrzymaną w stylu ich większości filmowych prac, ze szczególnym uwzględnieniem dwóch innych obrazów Finchera: The Girl With The Dragon Tattoo i Gone Girl. Oznacza to dominację ambientowego brzmienia, czasami przerywanego industrialnymi dźwiękami. Niektóre z nich mogą się kojarzyć z odgłosami wiercenia, szlifowania, lutowania i innych czynności remontowo-budowlanych. W skrócie trudno je zaliczyć do miłych i przyjemnych w odsłuchu. Przy czym znowu, dla osób dobrze znających filmową twórczość Reznora i Rossa, a także albumy Nine Inch Nails, te wszystkie zgrzyty i piski nie powinny wielce zaskakiwać. Minęło tyle czasu od kiedy zadebiutowali nagrodzoną Oscarem ścieżką dźwiękową do The Social Network, że w świecie muzyki filmowej nie powinny już zaskakiwać brzmieniami. Co więcej, na tle ich filmografii The Killer należy zaliczyć do jednej ich najmniej oryginalnych i ciekawych prac.
Powielanie tych samych pomysłów, schematyczność i drażliwe dźwięki, nie są niestety jedynymi wadami tego score’u. Przede wszystkim można się poważnie zastanawiać, czy w ogóle sprawdza się on jako muzyka filmowa? I może dla niektórych będzie to dziwny zarzut wobec tak uhonorowanych kompozytorów, jak Trent Reznor i Atticus Ross, którzy mogą pochwalić się większą ilością nagród niż na przykład Thomas Newman, Danny Elfman, Christopher Young, James Newton Howard, czy John Powell…. Ale nie jest to ich pierwsza praca, która w obrazie pod względem narracji nie odgrywa większej roli. Niby u Davida Finchera, jako nielicznego ze współczesnych filmowców, wciąż mamy napisy początkowe, które normalnie powinny być dobrą okazją dla kompozytorów do zaprezentowania tematyki. Trent Reznor i Atticus Ross, tylko połowicznie wykorzystują tę okazję. W otwierającym kawałku The Killer słyszymy charakterystyczny beat, który powraca w filmie, kiedy główny bohater szykuje się na vendettę. I teoretycznie można go uznać za motyw przewodni, ale kompozytorzy już więcej z niego nie korzystają, stad też trudno doszukiwać się jakiejś większej struktury w tej ścieżce. Można wręcz napisać, że słuchane przez zabójcę piosenki The Smiths (a jest ich w filmie całkiem sporo) odgrywają ważniejszą rolę od muzyki ilustracyjnej.