Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alexandre Desplat

The French Dispatch (Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun)

(2021)
3,8
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 04-02-2023 r.

Wes Anderson i Alexandre Desplat – słysząc o tych dwóch panach obok siebie od razu możemy się domyśleć z jakiego typu filmem i muzyką będziemy mieli do czynienia. I nie inaczej jest w przypadku „The French Dispatch of Liberty, Kansac Evening Sun” (tutaj pozwolę sobie używać krótszego tytułu, „The French Dispatch”), którego najłatwiej można opisać słowami: „To taki soundtrack Alexandre Desplata do filmu Wesa Andersona.”. I wszystko powinno być już jasne.

Jeśli jest się bardzo krytycznym i złośliwym, oglądając „The French Dispatch”, można stwierdzić, że przez całą karierę Wes Anderon kręci ten sam film. Z drugiej strony, w obrębie tego filmu dalej potrafi zaskakiwać, bawić humorem, ironią i ciekawą narracją. W efekcie „Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun (taki jest polski tytuł), to bardzo ładny hołd dla tradycyjnego dziennikarstwa oraz pokaz reżyserskiej maestrii. Wizualnie ten film to Wes Anderson pomnożony przez Wesa Andersona do nieskończoności. Pojedyncze kadry są pięknie dopracowane, jakby wycięte ze starych francuskich pocztówek. Złożone w całość tworzą z tych kilku niezależnych historii spójny i stylowy obraz. Nie jest to może poziom „The Grand Budapest Hotel”, ale każdy miłośnik amerykańskiego reżysera i ładnych obrazków, powinien być zadowolony.

Mamy więc ładne widoki, a co z ładnymi melodiami? Przez ostatnie lata odpowiadał za nie Alexandre Desplat, który swoją muzyką pomagał kreować specyficzny styl filmów Wesa Andersona. Bez wątpienia jednym z ich czołowych osiągnięć jest wspomniany „The Grand Budapest Hotel”, za który francuski kompozytor otrzymał swego pierwszego Oscara i to mimo bardzo mocnej konkurencji. Tak jak i filmowo, tak też muzycznie, „The French Dispatch” nie osiąga poziomu hotelu z Żubrówki. Przede wszystkim muzyki Francuza jest zdecydowanie mniej w obrazie. Podobnie jak przy „Fantastic Mr. Fox” czy „Moonrise Kingdom” mamy sporo muzyki źródłowej. O ile jednak w przypadku tych tytułów, ładnie uzupełniały się one z utworami Desplata, tak przy „The French Dispatch”, oryginalny score schodzi na drugi plan, nieraz kosztem właśnie piosenek i utworów instrumentalnych innych twórców. A znajdziemy tutaj kompozycje takich wielkich osobistości jak Ennio Morricone, Georges Deleure, czy Mario Nascimbene, które naturalnie brzmią świetnie, zarówno w obrazie jak i na albumie. Niestety czynią to też trochę kosztem utworów Alexandre Desplata, które w porównaniu z nimi wypadają dość blado. Szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę jaką rolę i siłę napędową miała zwykle muzyka francuskiego kompozytora w filmach Wesa Andersona (zwłaszcza w „The Grand Budapest Hotel”). Tutaj możemy mówić wręcz o pewnym regresie. Ta muzyka w tym filmie… Ona po prostu, jakby to się wyrazić, w nim jest. Ani szczególnie nie razi, ale też nie porywa. Można wręcz mówić o najbardziej statycznej ścieżce dźwiękowej Desplata u Andersona.

Możliwe, że podobnie jak bohaterowie tego filmu, Alexandre Desplat podszedł dziennikarsko do tego tematu. Dokładniej, jak rzetelny, obiektywny dziennikarz, który nie narzuca swoich poglądów i zdaje suchą relację. Muzyka przyjemnie gra w tle, ale nie pełni większej funkcji narracyjnej, a już na pewno nie napędza tego obrazu. Przy czym sam początek filmu i albumu może zapowiadać wręcz coś innego i ma prawo się podobać. Utwór „Obituary” posiada przyjemne brzmienie i jawną inspirację francuską muzyką barokową. Pod względem pewnej zabawy melodiami, specyfiką orkiestracji, może on się jak najbardziej kojarzyć z „The Grand Budapest Hotel”. Nie bez powodu ta oscarowa ścieżka jest w tym tekście tak często przeze mnie przywoływana. Co bardziej złośliwi mogliby zarzucać, że miejscami „The French Dispatch” brzmi jak odrzucone jej fragmenty. Tylko mniej wyraziste, jeżeli już chcemy podążać tym złośliwym tokiem rozumowania. Gdyż po obiecującym początku score przyjmuje statyczną formę, którym szczególnym znakiem są fortepianowe partie Jeana-Yvesa Thibaudeta. Oczywiście francuski pianista jest mistrzem swego fachu i jego kunszt może robić wrażenie. W sumie jeżeli już z czymś ma się nam kojarzyć muzyka z tego filmu, to będzie to jego granie na fortepianie. Jednak tak samo, jak ta muzyka w żadnym stopniu nie szkodzi obrazowi, tak też jakoś szczególnie nie pomaga. I nie powinno dziwić jeżeli znajdą się osoby, które zarzucą tej ścieżce monotonność. Może na tym polega to wspomniane rzetelne dziennikarstwo/kompozytorstwo? Dla przykładu w historii poświęconej więziennemu artyście, otrzymujemy te jednostajne, zapętlające się fortepianowe partie, które przybierają trochę formę obiektywnego, niewzruszonego obserwatora. Tylko czy przy okazji my jako widzowie i słuchacze nie przybieramy podobnej pozycji?

Ta muzyka w tym filmie… Ona po prostu, jakby to się wyrazić, w nim jest. Ani szczególnie nie razi, ale też nie porywa. Można wręcz mówić o najbardziej statycznej ścieżce dźwiękowej Desplata u Andersona.

 

Interesujące jest to, że w tym, można byłoby myśleć: najbardziej „francuskim” filmie Wesa Andersona, najbardziej stonowanym elementem jest muzyka Alexandre Desplata. Oczywiście warto zaznaczyć, że przypadku „The French Dispatch”, reżyser ukazuje bardzo romantyczną wersją Francji, na granicy pastiszu i nie stroni od stereotypów. I kto wie może francuskiemu kompozytorowi było trudniej odnaleźć się w takiej wizji swojego kraju. Dlatego obrał rolę cichego, wycofanego narratora. To oczywiście tylko domysły i spekulacje, które nie przystają dziennikarzowi i za których przywołanie najmocniej przepraszam.  Jednak nie zmieniają one tego, że Alexandre Desplat stworzył w większości bardzo zachowawczy i stonowany, jak na film Wesa Andersona, score.

Najnowsze recenzje

Komentarze