Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tyler Bates

The Belko Experiment

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 14-05-2017 r.

Battle Royale w wersji korporacyjnej. 80 amerykańskich pracowników firmy Belko zostaje nagle zamkniętych w biurowcu na przedmieściach Bogoty. Tajemniczy głos z systemu audio informuje ich, że zostali wybrani do eksperymentu i jeżeli nie zabiją określonej liczby pracowników, dwa razy większa grupa zginie.

Scenariusz napisał James Gunn, który zresztą jest też jednym producentów. Właściwie to amerykański reżyser od dawien dawna chciał zrealizować ten obraz, ale zawsze jakoś coś stało mu na przeszkodzie., A wraz z rozpoczętym związkiem z Marvelem i koncentracją na Strażnikach Galaktyki oddał ten niby bliski sercu projekt Gregowi McLeanowi, dalej jednak mając sporo przy nim do powiedzenia. Cała otoczka „projektu marzeń”, który „powstawał w bólach i cierpieniach” trochę pęka zważywszy jak schemat goni schemat i w sumie Gunn nie odkrywa nic nowego, czegośmy w kinie, jak i po wielu socjologicznych testach nie widzieli i nie znali.

Jedną z osób, która bardzo wcześnie zaangażowana była w ten projekt był Tyler Bates. Właściwie od ponad 10 lat znał on scenariusz swego przyjaciela Jamesa Gunna, dla którego stale tworzy ścieżki dźwiękowe. Tym samym od samego początku było wiadomo, że to on zajmie się umuzycznieniem tegoż filmu. I znowu nasuwa się to samo pytanie i te same wnioski. Jak na tyle lat pracowania i wyczekiwania to i muzycznie efekt końcowy prezentuje się dość mizernie. Można powiedzieć, że Bates poszedł po najmniejszej linii oporu tworząc mroczną ścianę ambientu. Trochę słabo zważywszy na ten cały czas przygotowań.

Właściwie to nie ma co się wiele rozpisywać o ścieżce dźwiękowej Tylera Batesa, zważywszy jak bardzo mało ona sobą prezentuje. Wiadomo, że do tego typu filmu można było się spodziewać niełatwej muzyki. I naturalnie taką Amerykanin nam serwuje, ale aż trochę może razić droga jaką obrał. The Belko Experiment to jedna wielka muzyczna ściana dźwięku. Gdzieniegdzie może da się słyszeć jakieś drobne przebłyski i próba stworzenia jakiegoś muzycznego języka. Ale niestety większość tego soundtracko to nieciekawy, ponury ambient przerywany nieprzyjemnymi elektronicznymi dźwiękami. I nawet dla miłośników sound-designu i muzyki ambientowej ścieżka ta może się wydać po prostu nieciekawa. Dlatego też na samym albumie trudno wskazać chociaż jeden utwór autorstwa Tylera Batesa naprawdę godny uwagi. Może końcowe Molotov Coctails The Bigger Picture trochę się wyrywają z tej ściany dźwięku, również w samym filmie. Ale jak na wielki finał w ostateczności też wypadają dość mizernie.

Naturalnie ścieżki do horrorów, slasherów rządzą się swoimi prawami. Tak długo jak dobrze sprawdzają się w obrazie mogą być nawet całkowicie nie dosłuchania na płytach. Czy The Belko Experiment podchodzi pod tę kategorię. Niby Tyler Bates tworzy ponury, nienaturalny klimat, który podkreśla nieciekawą i nieludzką sytuację w jakiej znaleźli się nasi bohaterowie. Różnego rodzaju elektroniczne zagrywki niby pasują jako typowe dlatego gatunku przysłowiowe „straszaki”. Ale z drugiej strony nasuwa się pytanie na ile ta muzyka pomaga, wspomaga sam obraz? I niestety ścieżka Batesa pełni dość marginalną rolę, tworząc mało ciekawe i angażujące tło. Właściwie to bez niej sam film nie wiele by stracił i chyba nawet mógłby się bez niej obejść.

W ostateczności jedynym w miarę ciekawym muzycznym elementem The Belko Experiment pozostają latynoskie covery słynnych piosenek I Will Survive Glorii Gaynor i California Dreamin’ The Mamas & The Papas. Dodają one pewnego kolorytu i nieźle podkreślają miejsce akcji filmu. Plus z pewnym przymrużeniem oka zabawnie ilustrują rzeźnię jaką mamy na ekranie. Ale to jednak trochę za mało, aby wyrwać finałowy produkt ze schematów goniących schemat. Pozostaje mieć nadzieję, że inne długoplanowe projekty Gunna i Batesa okażą się bardziej odkrywcze.

Najnowsze recenzje

Komentarze