Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Steve Jablonsky

Spenser Confidential (Śledztwo Spensera)

(2020)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 14-03-2020 r.

Netflix nie zwalnia tempa, angażując coraz większą ilość filmowców do współpracy. Tym razem padło na Petera Berga, autora takich obrazów, jak Hancock, Ocalony oraz Deepwater Horizon. Reżyser po raz kolejny połączył siły z aktorem i producentem, Markiem Wahlbergiem i tym razem postanowili zaserwować widzom komedię kryminalną luźno opartą na powieści Ace’a Atkinsa, Wonderland. Śledztwo Spensera (Spenser Confidential) – bo tak brzmi tytuł tego obrazu – opowiada historię pewnego policjanta, który zostaje skazany za pobicie podejrzewanego o korupcję stróża prawa. Po pięciu latach odsiadki wychodzi na wolność, ale zamiast próbować ułożyć sobie życie na nowo, rozpoczyna prywatne śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci dwóch policjantów. Pomaga mu w tym stary przyjaciel, jego ekscentryczny współlokator, a także… dziewczyna Spencera o bardzo trudnym charakterze, Cissy. Wybuchowa mieszanka? A jakże! I gdyby nie oklepana fabuła zamknięta w kliszowych schematach, można by ten film uznać za naprawdę przednią rozrywkę. A tak jest tylko poprawnie. Śledztwo Spencera to film w sam raz do zagospodarowania wolnego czasu w ramach koronawirusowej kwarantanny. 😉



Wraz z Bergiem powrócił również Steve Jablonsky – autor ścieżek dźwiękowych do kilku jego wcześniejszych filmów, m.in. Deepwater Horizon oraz Battleship. Specyficzny styl, w jakim tworzy Berg oraz tematyka podejmowanych filmów, w pewnym stopniu zazębia się z tym, co amerykański kompozytor robi najlepiej. Mianowicie pulsujące tekstury dźwiękowe oparte w głównej mierze na elektronice, perkusjonaliach oraz gitarach. Właściwie większość kariery tego kompozytora sprowadza się do łączenia tych elementów z oszczędną orkiestrą. Film, który w założeniach miał łączyć wątki tradycyjnego thrillera sensacyjnego ze szczyptą humoru pozwolił odstawić na bok tradycyjne instrumentarium. Tym bardziej, że widowisko Berga dosłownie upstrzone jest od różnego rodzaju piosenek wciskanych w liczne sceny podróży oraz montażów ukazujących działania szpiegowskie głównych bohaterów. Pozostała przestrzeń musiała niejako godzić te elementy przy jednoczesnym budowaniu posępnego klimatu. Steve Jablonsky nie traci czasu na muzyczne zacieśnianie więzi między bohaterami. Skupia się na istocie sprawy, czyli na tytułowym śledztwie Spensera. Widz częstowany jest więc narkotyczną, pulsującą elektroniką dawkowaną naprzemiennie z ambientowymi, rozciągłymi frazami. Budowane w ten sposób napięcie na ogół spełnia swoje funkcje. Za to luźniejsze fragmenty angażujące do wykonawstwa pianino Rhodesa lub gitary, to już klasyk komediowego kina szpiegowskiego. Szukając jakiegoś punktu odniesienia na myśl przychodzą mi dwa tytuły, które w połączeniu razem dają nam efekt Spensera. Są nimi Sztanga i Cash emanujące takimi luźnymi, gitarowymi kawałkami oraz Deepwater Horizon ukierunkowane na sound designerskie budowanie napięcia. Nie byłoby w tym nic na tyle frapującego, gdyby nie dało o sobie znać (po raz kolejny) dosyć dobre wyczucie kompozytora w zabudowywaniu przestrzeni dźwiękowej. W przeciwieństwie bowiem do swoich kolegów z RCP, Steve Jablonsky stara się osiągnąć zamierzony efekt przy minimalnej ilości wykorzystanych środków. Wszystko to łączy się w szczelnie wypełniającą filmową przestrzeń, choć niezbyt dopominającą się o uwagę odbiorcy, ilustrację muzyczną.


Niewielu widzów po zakończonym seansie będzie na tyle zdeterminowanych, aby z własnej inicjatywy szukać indywidualnego kontaktu ze ścieżką dźwiękową Jablonsky’ego. Większą uwagę przykuwają bowiem wykorzystane w filmie piosenki. Aczkolwiek to nie one, a właśnie kompozycja Steve’a znalazła się na wydanym drogą elektroniczną, albumie soundtrackowym. Niespełna godzinne słuchowisko stawia przed nami umiarkowanie fascynujący materiał, który będzie miał swoje lepsze i gorsze momenty. Na pewno jednak nie wedrze się przebojem do rankingu topowych albumów w dorobku Jablonsky’ego.



Powód jest prozaicznie prosty. Wszystko co otrzymujemy w Spencerze (łącznie z tematem) mieliśmy już okazję usłyszeć we wcześniejszych kompozycjach Amerykanina. To samo, tylko że w nieco gorszym, jakby odartym z większego entuzjazmu oraz polotu, wydaniu. Szkoda, bo rozpoczynając tę przygodę utworem z sekwencji rozpoczynającej film, nabiera się apetytu na więcej. Fragmenty, które opisują pobyt Spensera w więzieniu i jego wyjście na wolność emanują energicznym wykonawstwem. Ale kiedy dochodzi do tajemniczego podwójnego morderstwa, ścieżka dźwiękowa otula się płaszczykiem ambientowego mroku. Kompozytor koncentruje się więc na budowaniu zawiesistego tonu przy okazjonalnym podkręcaniu dynamiki pulsującymi fragmentami akcji. I na takiej huśtawce nastrojów bujamy się praktycznie do ostatnich minut słuchowiska. Właściwie do utworu zamykającego album będącego jednocześnie suitą tematyczną ścieżki dźwiękowej. Spenser’s Theme będzie być może jedynym utworem, dla którego warto sięgać mpo omawiany tu soundtrack. Zanurzony w rockowej stylistyce, emanujący sporą dawką energii i ciekawych aranżacji, sowicie wynagradza lekko nużący album.



Nie będę przesadnie namawiał do wsłuchiwania się w tę ścieżkę dźwiękową. Jest to bowiem klasyczny średniak w katalogu stworzonych przez Jablonsky’ego prac. Co prawda sprawnie wywiązuje się z ilustracyjnych zobowiązań, ale czyni to bez większego szału i polotu. Niczego nadzwyczajnego nie oferuje również słuchaczom pragnącym czerpać przyjemność z indywidualnego odsłuchu. Śledztwo Spensera to jednorazowa przygoda, po której szybko przechodzi się do porządku dziennego.


Najnowsze recenzje

Komentarze