Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Howard Blake

Snowman, the (Bałwanek)

(1982/1986)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 03-03-2008 r.

Tak jak w naszym kraju, co święta Bożego Narodzenia stacje telewizyjne nadają nieprzerwanie od kilku lat swoje sprawdzone hity (czytaj: Home Alone i Die Hard), tak w Wielkiej Brytanii Channel 4 od ćwierć wieku raduje swoich najmłodszych widzów kolejną emisją niespełna 30-minutowej animacji The Snowman. Ta rysowana specyficzną kreską telewizyjna bajka jest ekranizacją jednej z ukochanych książeczek tamtejszych maluchów, autorstwa Raymonda Briggsa, opowiadającej o tytułowym bałwanie, który w wigilijną noc ożywa i po serii zabaw z chłopcem -swoim twórcą, zabiera go w magiczną podróż do Świętego Mikołaja. Choć odbiorcami obrazu byli ci naprawdę najmłodsi widzowie, to nie znaczyło dla twórców, że jakikolwiek element filmu, jak choćby muzykę, można potraktować po macoszemu. Co więcej, jako że animacja pozbawiona jest dialogów, rola ścieżki dźwiękowej musiała być bardzo istotna, toteż do jej stworzenia nie zatrudniono pierwszego lepszego kompozytora, ale utalentowanego, mającego „fach w rękach” Howarda Blake’a. Londyńczyk bardziej znany był ze swoich koncertów czy oratoriów, niż z muzyki filmowej, ale i w tej dziedzinie mógł się pochwalić kilkoma udanymi projektami, jak oprawy muzyczne The Duellists Ridleya Scotta czy przygodówki The Riddle of the Sands.

Muzykę z The Snowman wydano dopiero 4 lata po premierze obrazu, ale sam fakt, że płyta ze ścieżką dźwiękową do krótkometrażowego filmu rysunkowego w ogóle ujrzała światło dzienne, daje czytelny sygnał, że nie mamy do czynienia z przeciętną, nic nie znaczącą partyturą, ale z kompozycją, która czymś musi się wyróżniać. Zanim jednak wyjawię, cóż takiego wyjątkowego jest w pracy Blake’a rzućmy okiem na listę utworów. Album został dość wyraźnie podzielony na dwie części, co pewnie związane było z dawnymi, kasetowymi wydaniami, w których materiał rozdzielano pomiędzy storny A i B. W pierwszej części znajdziemy muzykę Brytyjczyka, wraz z narracją aktora Bernarda Cribbinsa czytającego najważniejsze fragmenty książki tak, że wraz z muzyką tworzą spójną historię. Strona B wydań kasetowych, a na CD po prostu kolejne trzy utwory, to ta sama muzyka, już bez narratora. W obu częściach pojawia się ponadto piosenka Walking in the Air.

I to właśnie ten utwór stanowi główny powód, dla którego muzyka z Bałwanka nie została, jak wiele podobnych kompozycji zapomniana i znalazł się wydawca gotowy wypuścić na rynek soundtrack. Walking in the Air w Wielkiej Brytanii ma już status świątecznego evergreenu. W roku 1985 ukazał się singiel z tym utworem w wykonaniu Aleda Jonesa – młodziutkiego, śpiewającego sopranem wokalisty. Później różni inni twórcy nagrywali swoje wersje, a do najbardziej znanych coverów mozna zaliczyć całkiem niedawny, autorstwa popularnego zespołu specjalizującego się w dość ostrych brzmieniach, a mianowicie fińskiej grupy Nightwish. W oryginale tekst do cudownej, marzycielskiej melodii śpiewa Peter Auty, wówczas bodaj dwunastolatek z chóru St. Paul’s Cathedral i tę wersję znajdziemy, dwukrotnie, na albumie. W mojej opinii jest to jedna z najpiękniejszych piosenek napisanych do filmu animowanego i nawet wielkie przeboje Alana Menkena i Stephena Schwarza z disney’owskich klasyków stawiam niżej.

Motyw z piosenki, w filmie towarzyszącej scenie lotu do krainy Świętego Mikołaja, stanowi ponadto klamrę do instrumentalnej części partytury, otwierając ją i zamykając w aranżacji na solowy fortepian, ulubiony instrument Blake’a. Pozostała część kompozycji nie stanowi niestety kopalni równie cudownych melodii i brzmień. W dużej mierze jest muzyką ilustracyjną, wiernie oddającą ekranowe wydarzenia. Co prawda co jakiś czas pojawiać się będą fragmenty, które dość dobrze radzą sobie na płycie, jak ilustracja jazdy na motorze, taniec bałwanków czy lot powrotny do domu, opierające się na ładnych melodiach, jednak większość to dość typowe dla animacji chwyty. Głośny „wybuch” instrumentu dętego, gdy ktoś się przestraszy, delikatne uderzenia w cymbały, gdy bohaterowie skradają się na paluszkach, etc. Wszystko, co prawda napisane i zagrane (The Sinfonia of London) z dużo większą klasą i pomysłowością, niż ścieżki dźwiękowe z naszych rodzimych klasyków pokroju Reksia czy Bolka i Lolka niemniej raczej 15-minutowy utwór, w którym proporcje melodii do opisanej ilustracji są mniej więcej jak 1:4-1:5, nie wzbudzi raczej zachwytu u fanów muzyki filmowej. Muzyka ta wręcz lepiej wypada z narracją Cribbinsa, kiedy to faktycznie możemy docenić jej ilustracyjną trafność.

Czy warto zatem zainteresować się muzyką z The Snowman? Wydaje mi się, że mimo wszystko tak. Przede wszystkim dla tematu głównego i opartej na nim przepieknej piosence, która idealnie oddaje swój tytuł. Jeśli zamkniecie bowiem oczy i wsłuchacie się w głos Petera Auty’ego, to poczujecie się jak bohater bajki, wznoszący się w powietrze, ponad pokrytym śniegiem lądem i chłodnymi wodami oceanu. A reszta? Cóż, muzyka ilustracyjna nie jest aż tak straszna, jak ją malują, słyszałem o wiele mniej atrakcyjne brzmienia z hollywoodzkich komedii, epatujące nieznośnym mickey-mousingiem, a znajdziecie tu przecież jeszcze kilka ładnych, dobrze zagranych motywów. Poza tym The Story of the Snowman z narracją brytyjskiego aktora, to znakomita pozycja dla dzieciaków uczących się angielskiego. 😉 W sumie więc zupełnie przyjemna pozycja, niekoniecznie na Boże Narodzenie.

Najnowsze recenzje

Komentarze