Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ikuma Dan

Sekai Daisenso (The Last War)

(1961/1991)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-08-2019 r.

Gdy kilka lat temu recenzowałem soundtrack Isao Tomity z filmu Prophecies of Nostradamus, nie miałem jeszcze możliwości dotarcia do pierwowzoru owego obrazu – powstałej kilkanaście lat wcześniej katastroficznej produkcji tokusatsu The Last War. Po długich poszukiwaniach udało mi się jednak dotrzeć do dzieła Shuei Matsubayashiego. Jak się okazuje, obydwa filmy łączy przede wszystkim tematyka: poczucie zagrożenia globalnym konfliktem wśród przeciętnego społeczeństwa i apokaliptyczna wizja końca świata. The Last War jest klasycznie skrojonym kinem. Nie ma tu tyle metafizyki, awangardy i efektów specjalnych, co w jego następcy. Przełożyło się to także na ścieżkę dźwiękową.

Muzykę do The Last War skomponował Ikuma Dan (1924-2001). Jak większość ówczesnych japońskich kompozytorów, dzielił swój czas pomiędzy muzykę poważną oraz filmową. Jego koncertowe dzieła czerpią głównie z zachodnich wzorców (dobrym przykładem są jego monumentalne symfonie). Nie inaczej było w przypadku ochoczo pisanych przez niego ścieżek dźwiękowych, które odznaczały się sporym piętnem hollywoodzkich myśli ilustracyjnych. Dla przykładu jego muzykę z trylogii Miyamoto Musashi można uznać za jeden z fundamentów pod kształtowanie i popularyzację muzyki symfonicznej w japońskiej muzyce filmowej. The Last War nie jest wyjątkiem od tej reguły.

Inspiracje dwudziestowiecznymi przedstawicielami muzyki poważnej oraz ówczesnymi tuzami kompozytorskimi z Fabryki Snów znajdziemy w kilku aspektach. Pierwszym z nich jest sfera instrumentacyjna i aranżacyjna. Drugą natomiast melodyka i zastosowanie lejtmotywiki. Do tego należy podkreślić operowy rozmach filmowej ilustracji (duży aparat wykonawczy, spora ilość muzyki w ruchomych kadrach). Tym samym score poprzez swoją specyfikę zbliża dzieło Matsubayashiego do kina hollywoodzkiego okresu Golden Age, a jednocześnie oddala od klasycznego wizerunku gatunku tokusatsu.

Z melodii, które Dan napisał na potrzeby The Last War, rzuca się w uszy temat apokalipsy, który zaczyna przejmować sferę audiowizualną w drugiej połowie filmu, w obliczu nadciągającego końca świata. Jest to bardzo doniosła i poruszająca melodia (pewne figury melodyczne mogą kojarzyć się z powstałym rok wcześniej Theme from Exodus Ernesta Golda). Niemniej jednak ideą muzyczną, która najbardziej zapada w pamięć po seansie, jest piękny temat miłosny, którego nie powstydziłyby się wielkie produkcje hollywoodzkie tamtych czasów. Jest bardzo czuły i emocjonalny, a przy tym jakże daleki od generycznych melodii lirycznych komponowanych przez chociażby Akirę Ifukube do innych filmów tokusatsu. Temat główny i miłosny wypadają obłędnie zwłaszcza w minisuicie If We Surrender, najbardziej urzekającym utworze z całej płyty. Bazę lejtmotywów uzupełnia ciepły temat rodziny Bulb of the Tulip.

Obok wątków rodzinnych filmowa historia kręci się także wokół polityki i tematyki wojennej. Materiał związany z tą częścią fabuły jest dużo trudniejszy w odbiorze – niejako kontrastuje z opisywanym wcześniej melodyjnym obliczem partytury Dana. Japończyk stroni tutaj od chwytliwych „marszyków”, jak to miało miejsce u Ifukube, skupiając się przede wszystkim na skrupulatnym budowaniu atmosfery napięcia, często sięgając po dysonanse. W oderwaniu od kontekstu filmowego może to stanowić pewien kłopot dla słuchacza. Jakkolwiek w tej materii zwraca uwagę kilka pomniejszych pomysłów, jak chociażby krótki pochód kontrabasów, mi osobiście odrobinę kojarzący się z podobnym zabiegiem z 3. Symfonii Pendereckiego. Do tego mamy też posępny i drapieżny motyw sekcji dętej blaszanej z Overture i The World’s Last Years oraz niezłą muzykę akcji z utworu The Panic.

Jeśli spojrzymy na inne ścieżki dźwiękowe, które powstawały w tamtym czasie w Japonii do szeroko rozumianych produkcji science-fiction, to partytura z The Last War odznacza się swoim hollywoodzkim sznytem. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony nie jest ona tak charakterystyczna, jak kultowe przynajmniej w pewnych kręgach dzieła Akiry Ifukube. Z drugiej strony wydaje się jednak znacznie bardziej przystępna dla statystycznego miłośnika filmowej, zwłaszcza tego nie pałającego szczególną miłością do soundtracków z rozmaitych produkcji o wielkich potworach. Warto zatem spróbować zapoznać się z tą pracą.

Najnowsze recenzje

Komentarze