Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Emilio Kauderer, Federico Jusid

Secret in Their Eyes, the (Sekret jej oczu)

(2009/2010)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 09-01-2011 r.

Gdyby nie Oscar w kategorii „najlepszy film obcojęzyczny”, prawdopodobnie nigdy nie zobaczyłbym znakomitego, argentyńskiego Sekretu jej oczu Juana Jose Campanelli. Podpadającego pod arcydzieło połączenia trzymającego w napięciu kryminału, przypominającego stare, hollywoodzkie filmy noir, subtelnej, niespełnionej historii miłosnej z tłem argentyńskiej sytuacji politycznej lat 70-ych i fascynującego śledztwa prowadzonego na przestrzeni 25 lat. Obok znakomitej treści (scenariusz, dialogi), montażu, eleganckich zdjęć i technicznych trików, do których polska kinematografia nie dojdzie jeszcze przez 25 lat, swoją ważną rolę w filmie odgrywa również muzyka dwóch szerzej nieznanych argentyńskich twórców Emilio Kauderera i Federico Jusida. To zapewne sukces filmu pozwolił na wydanie w zeszłym roku oryginalnej muzyki przez nie byle kogo, bo wytwórnię Milan Records.

Ścieżka dźwiękowa z Sekretu skupia się wyłącznie na dorosłych emocjach. Bazę kompozycji stanowią przede wszystkim instrumenty strunowe i fortepian, na którym grają Jusid i brak Kauderera – Sebastian. Z uwagi na tematykę filmu, dokonali rozdziału muzyki na dwa nurty – suspense i muzykę emocjonalno-romantyczną. Szczególnie ta druga zachwyca i znamionuje o kunszcie argentyńskich kompozytorów. Słyszalne są tu mocno nawiązania do klasyki, co podpowiadają min. podziękowania dla Jana Sibeliusa. Mimo, że nie jestem od niej specem, nie trudno doszukać się tu nawiązań do Mozarta (cudowne chóralne uniesienia w Sandoval’s Choice) oraz przede wszystkim do słynnego Adagio Samuela Barbera, którego delikatne echa pobrzmiewają w niektórych utworach, tworząc nastrój zadumy i smutku. Zaczarowały mnie również piękne fortepianowe solówki, którym najbliżej na filmowym gruncie takim twórcom jak Yann Tiersen czy Jean-Yves Thibodeut w Pokucie Marianelliego. W pamięci zapada z filmu przede wszystkim ilustracja do emocjonalnie chwytającej za serce sceny na dworcu w Buenos Aires. Ulotne, specyficzne dla Ennio Morricone akordy fortepianu połączone ze smyczkami budują nastrój utraty i niespełnienia. Właśnie te nawiązania (nie wiem czy tak jednoznaczne) w brzmieniu Argentyńczyków dały mi wiele frajdy. Można doszukać się tu podobieństw do tematu Deborah z Dawno temu w Ameryce czy też np. 1900 tego samego kompozytora.

Jeżeli by kto pomyślał, iż Sekret jej oczu to kolejny „smutas”, ilustracja przesadzona intelektualnie i metafizycznie, będzie na pewno w błędzie. Oprócz muzyki typowo emocjonalnej znajdziemy na albumie także różnorodność. Wspomniane partie delikatnych chórów, idące gdzieś tam w muzykę sakralną, nieznaczne ilości dozowanego suspense’u (bas, mroczne smyczki, sporadyczny ambient) a nawet i akcji, temat pozytywki (Liliana’s Music Box), subtelne elementy minimalizmu czy też świetne solówki na wiolonczelę Marstona Smitha (Main Theme), to niektóre z wyznaczników kompozytorskiej świeżości duetu Kauderer/Jusida.

Kto by pomyślał, że obaj panowie to jacyś zupełnie przypadkowi nuworysze, również się pomyli. Jusid to uznany pianista, tworzący również muzykę koncertową, mający na koncie ponad 20 prac do filmu. Kauderer natomiast do tej pory odnosił sukcesy na gruncie argentyńskiej muzyki filmowej (również wcześniejsza praca z reżyserem Campanellą), współpracował ze Stewartem Copelandem czy też był autorem latynoamerykańskich wersji High School Musical. Ciekawostką jest jednak to, że obaj panowie wykształcili się czy też zamieszkują obecnie w…USA.

Muzyka w filmie przykuła moją uwagę, ale to dopiero odsłuch na płycie uwypuklił moim zdaniem jej bardzo bogate walory. Od zeszłorocznego Bright Star to dla mnie największe zaskoczenie w światowej muzyce filmowej. Kauderer i Jusid zaskakują dorosłością kompozycji, techniką, wyczuciem (także filmowego medium), różnorodnością (widać, że to kompozycja bardzo dobrze przemyślana). W pamięci zapada piękna muzyka emocjonalna, do której chce się wracać. Szczególnie do tych pięknych, adagio-watych fragmentów. Dobremu odsłuchowi służy też dobry montaż płyty i jej długość (47 minut) przy braku chronologii z filmem. Każdy z utworów prowadzi jakiś moment przewodni, jest to albo utwór stricte romantyczny, dramatyczny czy też suspense’owy (tych na szczęście najmniej). Nie odczułem tu żadnego efektu zlewania się czy też tracenia skupienia na muzyce, co w dobie dzisiejszej anonimowości muzyki filmowej jest naturalnie mocno in plus. Jedyny zarzut jaki mam, to ten, że pod koniec płyty staje się nieco atmosferyczna i lekko zaczyna podpadać pod muzykę koncertową (głównie 9-minutowy utwór zamykający). Polecam bardzo mocno dla fanów muzyki emocjonalnej, bardziej dramatycznej choć i materiał melodramatyczny jest wysokich lotów. Dlatego też za brak zachowawczości i wysoką sztukę użytkową twórców, nie waham się wystawić wysokiej oceny. Muzyka zdobyła nagrody Argentyńskiej Akademii Filmowej i na festiwalu filmowym w Hawanie. Perełka.

Najnowsze recenzje

Komentarze