Rok 1995 był wyjątkowo hojny w świetne filmy historyczno-przygodowe i równie do nich stworzoną znakomitą muzykę, żeby tylko wspomnieć o Rycerzu króla Artura i Braveheart. Historię podobną do tego drugiego, osadzoną w geograficznie tym samym miejscu, wreszcie również opowiadającą o kolejnym legendarnym, szkockim bohaterze Robercie McGregor opowiada film Michaela Catona-Jones’a pt. Rob Roy. Film ten również kontynuuje współpracę reżysera z mniej znanym kompozytorem amerykańskim, „nadwornym” braci Coen, Carterem Burwellem, który chyba po raz pierwszy w karierze stanął przed szansą napisania muzyki do zahaczającego o epikę filmu historycznego z gwiazdorską obsadą w tle. I spisał się więcej niż solidnie.
Carter Burwell, co chyba nie powinno dziwić, sięgnął po mniej więcej te same etniczne instrumentarium co James Horner do swej kompozycji z Walecznego serca. O ile Horner zaakcentował nimi historyczne i geograficzne „położenie” filmu, Carter Burwell poszedł w Rob Royu o krok dalej, gdyż skorzystał z usług grającej celtycką muzykę instrumentalną grupy Capercaillie. Co ciekawe, ilustracja Burwella choć oparta na tradycyjnym orkiestrowym brzmieniu, wspartym także o średniowieczne brzmienie, stylistycznie nie odbiega daleko od utworów Capercaillie. Burwell skorzystał z usług szeregu dud, etnicznych fletni i celtyckich skrzypiec, które nasycają muzykę szkockim folklorem, choć chyba lepiej zrobił to w swojej kompozycji Horner (niestety, porównania do Braveheart wydają się nieuchronne). Tematycznie kompozytor oparł swoją muzykę właściwie na jednym motywie, ale za to jakim! Choć film ma dość surowy charakter (krwawe porachunki, bezlitośni mordercy, gwałty), większość partytury Burwella zaskakująco posiada niezwykle romantyczny charakter właśnie poprzez główny, miłosny temat, który jest powtarzany z dużą częstotliwością na albumie. Czasem grany subtelnie na solowych instrumentach, a czasami w wielkim, porywającym stylu na całą orkiestrę czego przykładem może być znakomity finał płyty, podkreślony brawurowymi fanfarami na sekcję dętą. Z drugiej jednak strony, częste wykonywanie tego tematu i w większości opieranie na nim ścieżki dźwiękowej może trochę znużyć w późniejszych partiach albumu.
Najbardziej w pamięci pozostaje niewątpliwie otwierająca uwertura, która z romantycznego motywu przerzuca słuchacza wprost w epickie krajobrazy Szkocji, gdy magiczna muzyka prowadzona jest przez bębny, świetny wokal Karen Matheson oraz hipnotyczną sekcję smyczkową i instrumenty drewniane. Kompozytor „wykorzystuje” głos wokalistki Capercaillie jeszcze kilkukrotnie i zawsze daje to bardzo dobre efekty. Karen Matheson wykonuje również utwory skomponowane przez swoją grupę tak jak w „Aileen Duinn”, gdzie brzmi podobnie do wokalu Rebekah del Rio z słynnego „Llorando Crying” ze ścieżce dźwiękowej Mullholand Drive. Czasami jednak bardzo nasycona celtycką atmosferą muzyka jest trudna do przejścia, szczególnie jeżeli ktoś nie jest przyzwyczajony do jej brzmienia. Należy jeszcze wspomnieć o zaskakująco dobrej muzyce akcji, która brzmi bardzo oryginalnie, głównie oparta na instrumentach perkusyjnych („Troops in the Mist”; dramatycznym „Rannoch Moore Suite” z niskim fortepianem).
Rob Roy Cartera Burwella jest dość dużym, pozytywnym zaskoczeniem i bez wątpienia jednym z największych osiągnięć w karierze tego twórcy. Część fanów muzyki filmowej może być zniechęcona dość dużym wykorzystanie ludowej/tradycyjnej muzyki celtyckiej wykorzystanej na soundtracku, ale biorąc pod uwagę, że dość dobrze koreluje ona z orkiestrowym score’m Burwella, skłania się ku historycznemu tłu filmu oraz nie jest aż taka nieprzyjemna w odbiorze (właściwie, dość przyjemna ale to już kwestia gustu), można zrozumieć motywy umieszczenia jej przez producentów płyty. Kompozycja Burwella choć nie może się równać z wcześniej wspominanym dziełem Hornera, posiada wiele satysfakcjonujących momentów, choć z technicznego punktu widzenia można się doczepić pewnych fragmentów underscore’u. Kilka utworów, co cieszy i pomaga zawsze w takich przypadkach w odbiorze muzyki, zostało zmontowanych w dłuższe suity. Sam Burwell będzie dwa lata później współpracował z reżyserem przy również dość udanym Szakalu. Rob Roy ma wszelkie dane ku temu by umieszczać go wśród najlepszych pozycji w gatunku łączącym przygodę, romans i elementy etniczne. Po prostu ciekawa i niebanalna muzyka.