Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Corigliano

Red Violin, the (Purpurowe skrzypce)

(1998)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 27-04-2007 r.

Raz na jakiś czas należy odetchnąć od typowego, dzisiaj coraz bardziej wtórnego, stylu hollywoodzkich twórców zaskakujących nas przeważnie ilością a nie jakością prezentowanego materiału. Oddechem takim jest jedna z bardziej unikalnych ścieżek dźwiękowych jakie kiedykolwiek powstały dla kina fabularnego, kompozycja do „Purpurowych skrzypiec”, brytyjsko-francusko-włosko-kandyjskiej koprodukcji z 1998 roku. Film kanadyjskiego reżysera Francoisa Girrarda opowiada o tym jakie pasje i namiętności potrafi wywoływać w ludziach muzyka, a dokładniej mówiąc fikcyjne skrzypce stworzone przed kilkoma stuleciami przez włoskich mistrzów. Instrument ten jest obiektem pragnień i pasji ludzi w różnych zakątkach świata na przestrzeni różnych epok. Bezcenność i niezwykłość tych skrzypiec polega na fakcie (i tu zdradzimy istotny szczegół związany z fabułą), iż zostały pomalowane w akcie desperacji krwią zmarłej żony artysty, który je stworzył. Obraz Girrarda jest właśnie o muzycznej pasji, dlatego też reżyser wiedział, że muzyczny język jego opowieści musi zostać stworzony/zdominowany przez równie niezwykłą osobowość, która będzie wychwycała niuanse opowiadanej na ekranie historii.

Wybór padł na jednego z najsłynniejszych współczesnych, amerykańskich kompozytorów klasycznych: Johna Corigliano. Corigliano, mający na koncie wiele dzieł koncertowych, w tym min. własne Symfonię nr 1 i Symfonię nr 2, obie znajdujące się na liście repertuaru prawie 100 orkiestr na całym świecie, pomny niezwykłości tego przedsięwzięcia, do udziału w nagrywaniu muzyki zaprosił światowej sławy skrzypka Joshuę Bella oraz równie słynnego, fińskiego dyrygenta Esa-Pekkę Salonena, przewodniczącemu Filharmonii Los Angeles od 1985 roku.

Sam Corigliano nie jest nuworyszem w filmowym biznesie, chociaż wyjadaczem również nie. Właściwie to nie napisał zbyt wielu ścieżek dźwiękowych – raptem dwie. „Purpurowe skrzypce” były pierwszą od 13 lat. Za swoją pierwszą kompozycję do „Odmiennych stanów świadomości” z 1980 roku zgarnął od razu nominację do Oscara, a druga, znakomicie przyjęta (choć film był ogromnym fiaskiem) pochodziła z „Rewolucji” Hugh Hudsona z roku 1985. Co nie powinno dziwić, Corigliano oparł prawie całą swoją ścieżkę dźwiękową oczywiście o skrzypce i naprawdę znakomite partie Bella, który współpracował później też min. z Jamesem Hornerem przy „Iris”. Kompozycja w tym wymiarze bardzo przypomina „Listę Schindlera” Johna Williamsa, a dokładniej rzecz biorąc jej bardziej mroczne utwory. Nie ma w „Purpurowych skrzypcach” ani jednego utworu, któremu nie liderowałyby solowe skrzypce Bella, praktycznie wszystko jest tutaj przyporządkowane im i asystującej w tle sekcji smyczek. Wielowarstwowa sekcja smyczkowa pomaga solowym, wirtuozerskim partiom Bella w ten sposób jak w „Liście Schindlera” było to udziałem Itzhaka Perlmana. Mierzyć się z wielkością „Listy Schidlera” to duże ryzyko, ale uważam, że akurat klasa i mistrzostwo kompozycyjne „The Red Violin” jest godnym rywalem majstersztyku Williamsa.

Album podzielony jest na części, tak jak film na epizody przedstawiające dramatyczne losy skrzypiec na przestrzeni kilkuset lat od daty ich powstania. Płytę otwiera emocjonalny, piękny temat Anny, który (albo dokładniej, której duch), będzie towarzyszył nam przez całą długość kompozycji. Skrzypce Bella (nomen omen to Stravidarius o nazwie „Gibson”) grają zazwyczaj wirtuozerskie, solowe sekwencje pełne tyle bólu i cierpienia co wewnętrznego piękna (kolejne podobieństwo do „Listy”). Pierwsza odsłona związana z włoską Cremoną prezentuje nam dosyć mroczną, nierzadko nastawioną na dysonans kompozycję z intensywnymi, budującymi (w stylu Howarda Shore’a) frazami. Skrzypce w pewnych momentach dosłownie płaczą, oddając tragizm sytuacji. Druga odsłona ścieżki posiada bardziej klasyczny, renesansowy wręcz charakter, bo o to historia skrzypiec przenosi nas do Wiednia, centrum światowej muzyki ówczesnej epoki. Poruszająca historia małego chłopca grającego na tytułowym instrumencie to ponownie połączenie zachwycających, pięknych melodii z ciężkimi sekwencjami, przywołującymi cierpienie. Muzyka, co musimy zauważyć, na przestrzeni całego soundtracka wykazuje bardzo klasycyzujące brzmienie. Zresztą nie powinno to dziwić, gdyż jest wydana przez Sony Classical…

W trzeciej partii znajdziemy za to chyba najmniej przyswajalne fragmenty, gdyż opowiada ona historię angielskiego lorda, geniuszu…skrzypkowego, który otrzymuje ten nadzwyczajny instrument od Cyganów. Ta grupa utworów z kolei jest połączeniem właśnie cygańskich rytmów i zawodzących, niemal „brudnych”, awangardowych partii i one chyba najbardziej odbiegają od ogólnego brzmienia albumu. Partie przed kamerą w filmie wykonuje sam Joshua Bell. Epizod szanaghajski ponownie przywraca nam dość dramatyczne, intensywne fragmenty związane z próbą desperackiego ocalenia instrumentu przed maoistowską rewolucją i chyba obok Cremony może się podobać najbardziej, choć jest niestety najkrótszy. Jako przerywnik dostajemy chiński, dziecięcy chórek, który genialnie przechodzi w ilustracyjne sekwencje (brawa dla montażysty dźwięku!). Finałowa partia filmu i soundtracka przenosi nas do Montrealu gdzie legendarne skrzypce zostają wystawione na aukcję. Corigliano prezentuje nam nowy temat, eksperta granego przez Samuela L.Jacksona a na szczególne wyróżnienie zasługuje dramatyczne „The Theft” z zaskakującego finału tego wybornego filmu.

Na życzenie reżysera, Corigliano skomponował również utwór koncertowy, podsumowujący w jedną całość wszystkie elementy i tematykę całej ścieżki dźwiękowej. O ile do czasu tego utworu, uwierzcie lub nie, cała ścieżka dźwiękowa w 99% procentach oparta jest na wyłącznie instrumentach smyczkowych, z bardzo rzadkim wejściem gwałtownego instrumentarium dętego by zobrazować jakiś wstrząsający moment filmu, o tyle finałowy The Red Violin: Chaconne* for Violin and Orchestra to prawdziwy symfoniczny popis Corigliano i dowód na to, co może stworzyć genialny twórca tego pokroju. Utwór trwa 18 minut i jest prawdziwym mistrzostwem kompozycyjnym. Nareszcie słyszymy orkiestrę w pełnej chwale i glorii, szczególnie rewelacyjne są te momenty, które dają upust sekcji dętej i okazjonalnej perkusji, przypominając muzyczny język Bernarda Herrmanna. W połączeniu z sensacyjnymi wykonaniami tematów głównych są momentami niezapomnianymi. Nie posiadam wykształcenia muzycznego, tak więc trudno mi orzec faktycznie merytoryczne wady i zalety tej jednej kompozycji (szczególnie, że to utwór całkowicie napisany według prawideł muzyki klasycznej), ale jednego jestem całkowicie pewien – łatwo do porządku dziennego nie można nad tym przejść.

„The Red Violin” (czy jak kto woli „Le Violon Rouge” w nomenklaturze francuskiej) to dzieło absolutnie wyjątkowe. To już nie tylko muzyka filmowa, to autonomiczne dzieło klasyczne, tak bym to ujął. Historia taka jak ta musiała bardzo zainspirować Johna Corigliano, do czego również się przyznaje w posłowiu. Ta ścieżka dźwiękowa w pewnym sensie jest tak ważna dla skrzypiec, jak dla fortepianu było „The Piano” Nymana. Stanowi dowód, że sama instrumentacja smyczkowa potrafi unieść ciężar (i to mocno emocjonalny) całej partytury, podobnie jak najprostszy w kreowaniu emocji fortepian. Całość kompozycji to balans pomiędzy muzyką poruszającą, tragiczną i dramatyczną a pięknymi momentami liryki (temat Anny). Musimy pamiętać, że „Purpurowe skrzypce” nie będą muzyką łatwą w odbiorze dla początkującego słuchacza. Brzmią bardzo klasycznie i w momentach dysonująco, mimo formy muzyki filmowej. Ta muzyka to pasja, pasja i jeszcze raz pasja z jaką podszedł do niej reżyser, kompozytor, dyrygent i główny solista. Niezwykłość „Purpurowych skrzypiec” prawdopodobnie znalazła swe ujście w nieoczekiwanym Oscarze za najlepszą muzykę dramatyczną, bijąc „Prochy Angeli” Williamsa, „Utalentowanego Pana Ripleya” Yareda, „Wbrew regułom” Portman i bitego faworyta, „American Beauty” Newmana. Znając gusta amerykańskich akademików aż trudno uwierzyć w to rozstrzygnięcie – widocznie, ktoś czuwał by to dzieło zostało należycie docenione. A Oscar za muzykę to nagroda najbardziej prestiżowa ze wszystkich. Warto wspomnieć o fakcie, że Corigliano jest mentorem samego Elliota Goldenthala, zresztą album wyprodukowali ludzie związani z Goldenthalem (Joel Iwataki, Matthias Gohl). Cóż mogę więcej dodać – jest to złożona, mistrzowska kompozycja jakiej na co dzień się nie słucha.

* – hiszpański taniec w metrum 3/4; zawiera szereg wariacji lecz żadna nie dłuższa niż 8 taktów

Najnowsze recenzje

Komentarze