Henry Jackman

Ralph Breaks The Internet (Ralph Demolka w Internecie)

(2018)
Ralph Breaks The Internet (Ralph Demolka w Internecie) - okładka
Maciej Wawrzyniec Olech | 05-05-2019 r.

Już na wstępie muszę zaznaczyć, że zaliczam Ralpha Demolkę (Wreck-It Ralph) do jednych z lepszych animacji Disneya na przestrzeni ostatnich 10 lat. Sympatyczna historia była nie lada gratką dla miłośników dawnych gier typu arcade, czy kultowego Nintendo, albo bardziej Pegasusa jak kto woli. Ale poza odnoszeniem się wyłącznie do nostalgii oferowała też ładne przesłanie dla dzieci i dorosłych. Film odniósł zasłużony sukces i jak to aktualnie bywa, musiał doczekać się kontynuacji, o którą nie wiem czy aż tak wielu się prosiło? Niestety Ralph Demolka w Internecie (Ralph Breaks the Internet) nie tylko nie dorównuje oryginałowi, ale też podważa przedstawione w nim zasady i przesłanie. Główni bohaterowie zamiast budzić sympatię, irytują i przerażają niebywałymi pokładami egoizmu i głupy. Zaś osadzenie akcji w Internecie sprowadza fabułę do serii gagów na poziomie Emoji Movie i służy do disneyowskiej autopromocji. Broni się jedynie, jak zawsze dobra strona wizualna i w sumie oprawie dźwiękowej też nie można za wiele zarzucić. Chociaż czegoś jej zabrakło i nie budzi już takich pozytywnych emocji, jak ta do pierwszej części. I to mimo, że na stanowisku kompozytora nie doszło do żadnych zmian i dalej pozostał nim Henry Jackman.

Ścieżka dźwiękowa do Ralpha Demolki oferowała przyjemne połączenie orkiestry i elektroniki, ze szczególnym uwzględnieniem tej retro, 8-bitowej. Piosenki jak dubstepowy kawałek Skrillexa , też odgrywały ważną rolę w budowaniu tego muzycznego świata. Dlaczego mimo ponownego angażu Jackmana gdzieś uciekła frajda, a pojawiła bardzo poprawny i dobry techniczne score, ale czy miejscami wręcz nie za poprawny?

Taki stan podyktowany jest częściowo samą animacją, gdzieś świat gier schodzi na dalszy plan, a w centrum wydarzeń pojawia World Wide Web, który niekoniecznie utożsamiamy z retro- a już na pewno nie 8-bitową elektroniką. Dlatego też Henry Jackman miesza orkiestrę z bardziej współczesnym elektronicznym brzmieniem, czego najlepszym przykładem jest utwór pt. The Internet. Bardzo dobrze ilustruje on pierwszy kontakt bohaterów z bogactwem i nieskończonością Internetu. Jednak tak jak w filmie po pierwszych minutach sieciowego szaleństwa i nawet zjadliwych gagów, ekscytacja pomału siadu, a i muzyka traci swój elektroniczny urok. Właściwie to angielski kompozytor porzuca ją na rzecz bardziej klasycznego orkiestrowego brzmienia, które samo w sobie nie jest złe. Można nawet stwierdzić, że od czasów pierwszej części jego warsztat się polepszył i coraz sprawniej operuje dużym orkiestrowym składem. Nie jest też powiedziane, że jeżeli film opiera się o tematykę komputerową to od razu musi elektroniczna ścieżka dźwiękowa. Jak już zaznaczyłem, głównym problemem kompozycji Jackmana jest jak bardzo jest ona poprawna i nie podejmuje żadnego ryzyka. Jest bardzo poprawnie, wręcz od linijki odmierzona. Ilustracyjnie spełnia swoje podstawowe funkcje to jednak gdzieś zabrakło internetowego szaleństwa. Co więcej o ile już w jedynce niektóre orkiestrowe partie mogły trochę razić „mickeymousingiem”, tak przy dwójce scen gdzie muzyka dokładnie imituje zachowanie i kroki bohaterów, jest zdecydowanie więcej. A to wpływa też na odbiór tego soundtracku, który do krótkich i dobrze wyważonych się nie zalicza.

Na tle poprawnych kawałków, poza wspomnianymi wyżej elektronicznymi wstawkami, wyróżnia się bez wątpienia Shank . Przypisany jest on internetowej grze „Slaughter Race” będącej czymś jak disneyowską odpowiedzią na Grand Theft Auto. Scenę zawrotnego pościgu samochodowego Jackman zilustrował mieszając orkiestrę z elementami rocka, jazzu, funky i ogólnie klimatu jak z lat 70tych. Efekt naprawdę może się podobać , tylko znowu trochę za mało tego pomysłowych rozwiązań uświadczymy na albumie.

Dla osób co nie widziały Ralpha Demolki w Internecie sporym zaskoczeniem może być pojawienie się muzyki Johna Williamsa z Gwiezdnych wojen w kawałku Vanellope’s March. Nie powinno to jednak dziwić, że środek filmu nie jest niczym innym jak wielką autopromocją w wykonaniu Disneya. Mamy więc nic nie wnoszące do fabuły sceny z księżniczkami z filmów Disneya, jak i odniesienia do należących do Myszy Gwiezdnych wojen i Marvela. I tak też muzycznie usłyszymy nawiązania do innych soundtracków ze stajni Disneya. W filmie pojawiają się najpopularniejsze disneyowskie księżniczki, czego muzycznym wyrazem jest kawałek A Big Strong Man in Need of Rescuing, gdzie usłyszymy znane melodie z takich filmów jak Mała Syrenka, Kraina Lodu, Moana, Mulan, Pocahontas czy Księżniczka i Żaba. To jednak nie jedyne momenty, gdzie pojawia się inny po Johnie Williamsie wielokrotny zdobywca Oscarów Alan Menken na tym soundtracku. Skomponował on całkowicie nową piosenkę In This Place, którą można okreslić jako pastisz, klasycznych disneyowskich piosenek, śpiewanych przez główne bohaterki. Pojawiająca się w animacji piosenka, śpiewana przez Sarah Silverman ma prawo się podobać, ale już jej uwspółcześniona, podrasowana elektroniką wersja w wykonaniu Julii Michaels nie wszystkim musi przypaść do gustu.

Przy całym moim chłodnym podejściu i krytyce, nie uważam muzyki do Ralpha Demolki w Internecie za złą. W przeciwieństwie do pierwszej części muzyka do dwójki jest na pewno bardziej dojrzała, lepiej rozpisana na orkiestrę i stoi na wyższym technicznym poziomie. Jednocześnie całe szaleństwo, przygoda, czy wręcz pewna doza muzycznej niewinności z pierwszej części gdzieś wyparowała. Pozostały nieliczne zwariowane fragmenty, a większość zbyt długiego albumu zajął odmierzony od linijki, poprawny score. Ta muzyka ma prawo się podobać, ale zważywszy jak często pokręcony i nienormalny zdaje się świat Internetu, tak ta ścieżka dźwiękowa może zdawać się aż za bardzo normalna.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.