Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marco Beltrami

Quiet Place Part II, a (Ciche miejsce 2)

(2021)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 11-06-2021 r.

Ciche miejsce (A Quiet Place) w reżyserii Johna Krasinskiego przyniósł niespodziewany artystyczny i komercyjny sukces. A wszystko za sprawą dosyć oryginalnego podejścia do tematyki grozy. Owa nietuzinkowość polegała nie tyle na zrealizowaniu pomysłu o inwazji bliżej nieokreślonych istot, które polują na ludzi posługując się słuchem, co raczej na próbie przedstawienia tej historii z perspektywy przeciętnej, amerykańskiej rodziny starającej się przetrwać w tym postapokaliptycznym świecie. Fenomenalna gra aktorska i bijące z relacji między postaciami, autentyczne ciepło, było najbardziej trafiającym elementem tego widowiska. Skoro więc tak nakreślona formuła przypadła widzom do gustu, grzechem było nie wykorzystać tego w dalszej perspektywie.



I tak oto dwa lata po premierze Cichego miejsca do kin trafia sequel podejmujący wątki dokładnie w tym samym miejscu, w jakim pozostawia widza końcówka pierwszego filmu. Obserwujemy więc dalsze losy Evelyn Abbott i jej trójki dzieci. W zawładniętym przez mordercze istoty świecie pojawia się jednak iskierka nadziei. A tą nadzieją jest pewien mężczyzna, którego spotykają po drodze. Pchnięcie tej historii o kilka rozdziałów dalej dało również sposobność do szerszego spojrzenia na kontekst pojawienia się potworów. Służy ku temu ciekawie zrealizowany prolog z Krasinskim w roli głównej. Z drugiej strony nie brakuje wielu gatunkowych klisz jakimi naznaczonych jest wiele postapokaliptycznych historii, tudzież zezwierzęcenie ocalałych, czy też wątek mitycznej krainy wolnej od dramatu, jaki się wokół rozgrywa. Wszystko to sprawia, że Ciche miejsce 2, to dobrze zrealizowany sequel, który sprawnie utylizuje najbardziej pożądane elementy gatunkowej grozy. Przy tym w dalszym ciągu bardziej aniżeli na samej treści, koncentruje się na bohaterach. I to sprawia, że te półtoragodzinne widowisko ogląda się na jednym wdechu.



To samo chciałoby się powiedzieć o słuchaniu ścieżki dźwiękowej, ale jak w przypadku pierwszej części, tak i tutaj kwestia odpowiedniego odbioru uzależniona jest od wielu czynników. Pierwszym działającym zdecydowanie na korzyść dla samego filmu jest postać powracającego do sequela kompozytora, Marco Beltramiego. Stworzona przez niego architektura stylistyczno-tematyczna sprawdziła się w pierwszej części całkiem nieźle, choć trudno ocenić realną wartość muzyki często sprowadzanej na grunt sound designu. Seria Ciche miejsce bowiem, jak żaden inny film grozy, bardzo oszczędnie podchodzi do kwestii dawkowania jakimikolwiek dźwiękami – również przemawiającymi spoza filmowego kadru. Druga część zdaje się tylko pogłębiać ten proces, skoro jedna z bohaterek, która jest od urodzenia głucha, zaczyna przejmować w historii wiodącą rolę. Zatem scen, gdzie poza niskimi częstotliwościami praktycznie nic nie słyszymy jest tutaj jakby więcej.


Mniejszy jest natomiast udział kompozytora w budowaniu całego zaplecza emocjonalnego. Wątki rodzinne również zawieszone są w przestrzeni miedzy rozpamiętywaniem przeszłości, a budowaniem relacji z nowym obrońcą Abbottów. Pozostają więc płaszczyzny najbardziej oczywiste dla tego typu kina – sekwencje akcji oraz groza. Ale i tutaj Beltrami nie zalewa nas ogromem charakterystycznych orkiestrowo-elektronicznych dysonansów. Muzyczny argument wykorzystywany jest tylko wtedy, kiedy obraz nie może się bez niego obyć, a i w takich momentach nie można liczyć na wylew kreatywności. Kompozytor sięga po sprawdzone przez siebie po wielokroć środki, nie tracąc zbędnego czasu na rewizję palety tematycznej. Bo w sumie po co miałby to robić, skoro poza jedną postacią wszystko inne pozostaje w niezmienionej formie. Nie zmienia się również sposób, w jaki odbierana jest ścieżka dźwiękowa przez statystycznego widza. O ile będzie on w stanie w ogóle odnotować obecność ilustracji muzycznej, to po zakończonym seansie niewiele będzie w stanie powiedzieć na jej temat. Perfekcyjne w sferze funkcjonalnej rzemiosło pozostawia jednak pewne poczucie niedosytu. Wrażenia, że zarówno z tej partytury, jaki całej serii Ciche miejsce można było wykrzesać odrobinę więcej. Nie wiadomo na ile jest to kwestią znużenia gatunkową grozą, a na ile brakiem odpowiedniego sprzężenia zwrotnego z ewentualnymi współpracownikami. Można odnieść wrażenie, że kompozytor który i tak w założeniach bardo rozważnie podchodzi do kwestii dawkowania dźwiękiem, po prostu wpadł w siła przesadnej ostrożności. Zresztą nie po raz pierwszy w swojej karierze.



Nie pierwszy raz również pojawia się jawny konflikt na linii muzyka – odbiorca. Uderza to szczególnie w tego typu odbiorcę, którzy z jakiegoś powodu sięgnie po album soundtrackowy wydany nakładem Paramount Music. 37-minutowa selekcja, mimo pozornie korzystnego czasu trwania, nie należy do najłatwiejszych w obyciu. Zresztą pod tym względem niewiele się zmieniło od czasów soundtracku do części pierwszej, łącznie z tym, że filmowa chronologia traktowana jest przez twórców albumu z większą rezerwą. Słusznie, wszak daje to możliwość tasowania naprzemiennie utworów o cieplejszym i bardziej szorstkim brzmieniu. Nie będzie to jednak powód, dla którego szczególnie mocno polecałbym sięgnięcie po omawiany tu album. Jeżeli przygoda z muzyką do pierwszego Cichego miejsca nie należała do najprzyjemniejszych, to sequel nic w tej kwestii nie zmieni. Co najwyżej pogłębi poczucie marnowanego czasu, który równie dobrze można było poświęcić na mierzenie się z filmem Johna Krasinskiego.

Inne recenzje z serii:

  • A Quiet Place
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze