Alexandre Desplat

Queen, The (Królowa)

Queen, The (Królowa) - okładka
Marek Łach | 15-04-2007 r.


Wygląda na to, że Alexandre Desplat powoli ugruntowuje sobie bardzo mocną pozycję w Hollywood i nie będzie tylko jednym z wielu sezonowych kompozytorów europejskich, jacy zawitali do Fabryki Snów. Choć twórca ten nie odnosił aż do 2004 roku (nominacja do Złotego Globu za udaną Dziewczynę z perłą) większych sukcesów artystycznych w Ameryce, tym razem zdaje się nadrabiać wszelkie zaległości. Zdobycie Golden Globe za Malowany welon i nominacja do Oscara za recenzowaną tu Królową pokazują, jak znaczącą postacią w branży staje się Francuz. Czy osiągnął już w ramach hollywoodzkiego rzemiosła poziom niektórych swoich kolegów po fachu? Wydaje mi się, że jeszcze nie, dość często zdarza mu się wciąż balansować w swych kompozycjach między przeciętnością a jakością naprawdę wyrafinowaną; jednego mu wszak odmówić nie można: na pewno nie jest sztampowy.

Desplat w roku 2006 niewątpliwie potwierdził, że prezentuje nowy, ciekawy głos w hollywoodzkim chórze, głos do pewnego stopnia wręcz unikatowy, czego dowodem jest właśnie Królowa. Filmowi Stephena Frearsa (z brawurową tytułową rolą Helen Mirren) trudno zarzucić dramaturgiczną czy w ogóle fabularną, mimo wykorzystania licznych sprawdzonych w obrębie gatunku chwytów, konwencjonalność, i tak samo daleka od konwencji jest muzyka Francuza. O ileż prościej byłoby obraz ten zilustrować za pomocą metod oczywistych, pokroju rzewnych smyczków Hornera czy subtelnego underscore Thomasa Newmana, obu po stokroć już wypróbowanych w ramach dramatu filmowego. Desplat zaskoczył zupełnie, choć po reakcjach widać, że nie przekonał swoją wizją do końca.

Przede wszystkim, jest to kompozycja bardzo dowcipna, pełna subtelnego humoru, co trudniej może wbrew pozorom wychwycić na płycie, ale banalnie łatwo w kontekście dość również ironicznego miejscami obrazu Frearsa. Oczywiście od razu wskazać można wątek Tony’ego Blaira, premiera toczącego z królową Elżbietą swoisty pojedynek na przestrzeni całego filmu; ów lekki ironiczny dystans Desplat ujmuje w przezabawnej fanfarze (The Queen) oraz, tutaj jeszcze może dość kliszowo, za pomocą lekko niepokojącego walczyka, który na płycie przekształca się (aczkolwiek oba utwory różnią wyłącznie kosmetyczne zmiany aranżacyjne) z Elizabeth & Tony w – kolejność! – Tony & Elizabeth, w miarę jak pozycja lidera laburzystów staje się coraz mocniejsza. Co więcej, Desplat doskonale wkomponowuje owe utwory w całe muzyczne tło, zachowując dominującą w partyturze rytmiczność i charakterystyczne orkiestracje.

Wspomniana rytmiczność nie stanowi chyba niespodzianki dla nikogo, kto wcześniej z twórczością Francuza miał styczność. Bardzo ciekawy efekt daje ona w przewodnim temacie Diany (People’s Princess I, który jak kompozytor mówi, unosi się nad opowieścią niczym duch pani Spencer), zarówno w scenie wypadku w paryskim tunelu, jak i później, gdy Anglicy opłakują zmarłą księżną. Gdyby Desplat podszedł do swej kompozycji konwencjonalnie, użyłby tutaj poruszającej, udramatyzowanej elegii, by łatwymi środkami wzruszyć widza. Jego metoda zaś jest zupełnie nieoczekiwana – temat, który na płycie, mimo że w intrygujący sposób buduje lekkie napięcie, brzmi właściwie dość zabawnie (elektronika, fortepian i przede wszystkim klawesyn, po którym ciężko oczekiwać wielkich emocjonalnych uniesień), w filmie prezentuje się znakomicie, nawet gdy scena zdawałaby się wymagać zupełnej powagi. Już za to Desplat otrzymuje wysoką ocenę.

Wszechogarniające poczucie ruchu jest ze względu na specyfikę obrazu nieco ograniczone do konkretnej kategorii scen, niemniej jednak Francuz także tutaj nie podporządkowuje się do końca standardom, czego przykładem jest wspomniany walczyk dla Elżbiety i Blaira. Żałobna elegijność pojawia się co prawda (The Flowers of Buckingham), jednak z odpowiednią siłą oddziałuje wyłącznie w filmie; znakomicie zaś, także na płycie, prezentuje się jeden z bardziej konwencjonalnych tu utworów, Hills of Scotland, z subtelną dramaturgią, ale jednocześnie i uroczym rozmachem inscenizacyjnym. Dramaturgia ta jest przez Francuza dawkowana w bardzo elegancki sposób, słuchacz odbiera ją czasem na poziomie wyłącznie intuicyjnym, często zaś jakby niezauważenie zmienia ona wymowę pozornie oczywistych sekwencji; niewątpliwie udział w tym mają pieczołowite, uważne orkiestracje oraz dyscyplina Desplata przy wprowadzaniu kolejnych warstw orkiestry.

Składają się one na całość intrygującą, choć nie tak atrakcyjną, jak każdy fan gatunku by chciał. Wieńczące album nagranie Libera Me Verdiego wykonanego na pogrzebie Diany ma bardzo słabą jakość dźwięku, wydaje się też, że sam album jest o kilka powtórzeń poszczególnych tematów za długi. Niemniej jednak, Królowa stanowi ciekawą, oryginalną i co najważniejsze inteligentną muzykę do niestandardowego dramatu. A zatem sukces Desplata.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.