Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nick Cave, Warren Ellis

Proposition, The (Propozycja)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 24-08-2014 r.

Nick Cave – australijski piosenkarz, multiinstrumentalista, poeta, pisarz, scenarzysta, aktor a także kompozytor filmowy. Chciałoby się rzec: istny człowiek renesansu. Chwalony praktycznie za każdy rodzaj twórczości, za jaki się weźmie, artysta został poproszony kilka lat temu o napisanie scenariusza do nowego filmu Johna Hillcoata, z którym wcześniej współpracował przy okazji tworzenia teledysków – rozgrywającego się w XIX-wiecznej Australii westernu Propozycja. Cave ukończył tekst w trzy tygodnie, ale został również poproszony o stworzenie ścieżki dźwiękowej. Muzyk zaprosił do współpracy kolegę z zespołu (a raczej zespołów – Nick Cave and the Bad Seeds oraz Grinderman), Warrena Ellisa i tym oto sposobem powstał kolejny nieszablonowy projekt trójki Australijczyków.

Australijsko-Brytyjska produkcja opowiada o bandycie, Charliem Burnsie (w tej roli Guy Pearce), który po zasadzce i przegranej walce z ludźmi Kapitana Stanleya (Ray Winston) otrzymuje od stróża prawa nietypową ofertę: On sam i jego młodszy brat zostaną ułaskawieni i unikną kary za swoje zbrodnie, jeśli Charlie zgodzi się odnaleźć i zabić swojego starszego brata – oczytanego, inteligentnego, miłującego naturę i sztukę, a zarazem śmiertelnie niebezpiecznego i niewiarygodnie brutalnego Arthura (Danny Huston). Jeśli odmówi, młodszy z braci zostanie powieszony. Na wykonanie swojego zadania ma zaledwie kilka dni.

Zarówno obraz, jak i ścieżkę dźwiękową trudno określić inaczej, niż jako „specyficzne” (to określenie prawdopodobnie będzie motywem przewodnim niniejszej recenzji) – film ten trudno zakwalifikować jako klasyczny western (zresztą w wymowie znacznie bliżej mu do antywesternu), to jednak mimo zmiany miejsca akcji jedynie kilka elementów wskazuje na to, że całość rozgrywa się w Australii – poza akcentem bohaterów i Aborygenami zastępującymi Indian, wciąż mamy tutaj małomiasteczkową społeczność, rozległe prerie, łowców nagród, bandytów i stróżów prawa. Na pewno nie można odmówić temu filmowi dusznego i brudnego klimatu – dla wielu będzie to zapewne zaleta, dla niektórych, w połączeniu z dość drastyczną fabuła i kreacjami aktorskimi może się to okazać zbyt ciężkostrawną mieszanką. Ma planie zebrano znanych i cenionych aktorów, niestety praktycznie żaden z nich nie wychodzi ze swojego „standardu” – Ray Winston charakterystyczną artykulacją sprawia, że widz męczy się razem z nim, Emily Watson jak zwykle mimo swojej aparycji, gra piękną, pożądaną i stanowczą kobietę, John Hurt zdaje się być trochę przeszarżowany, a Guy Pearce nie wyróżnia się niczym szczególnym. Z całego zestawienia najlepiej wypada Dany Huston, który przekonująco oddaje zarówno spokojną i estetyczną stronę osobowości Arthura, jak i jego gniew i żądzę mordu.

Klimat „dociąża” wtopiona już gdzieś w warstwę scenariusza muzyka Cave’a i Ellisa – niejednokrotnie w trakcie seansu usłyszymy śpiew, recytację, szepty czy nawet pojękiwania wokalisty The Bad Seeds. Panowie nie stronią od różnorakich, dość nietypowych jak na muzykę filmową, a co dopiero na western środków ekspresji – poza wspomnianymi wokalizami i enigmatycznymi słowami, uświadczymy tutaj m.in. nieco jazzowej perkusji, dość industrialnej gitary basowej, gitary elektrycznej, syntezatorów, fortepianu, a w znakomitej większości – ponurych solówek skrzypcowych, bazujących zazwyczaj na niższych rejestrach tego instrumentu. Eksperymentatorstwem oprawy Australijczycy zbliżają się bardziej do Spaghetti Westernów Morricone, niż do twórców Amerykańskich, jakkolwiek ciężko to porównywać, choćby ze względu na wysoce minimalistyczny aparat wykonawczy zgromadzony na potrzeby Propozycji, czy surowość i powściągliwość w warstwie tematycznej.

Nie znaczy to jednak, że na ścieżce tej żadnych tematów nie uświadczymy – już w pierwszym utworze mamy zaprezentowany oparty na tradycyjnym folkowym hymnie motyw, który możemy utożsamiać z nadzieją, nostalgią za lepszymi czasami lub dobrą i ludzką stroną naszych bohaterów. Ponadto na płycie uświadczymy tematu tytułowej Propozycji – brzmiącej jak ponure i odległe „zawołanie” na skrzypce, wykorzystujące ciemne barwy tego instrumentu, czasem z dodaną krótką, ocieplającą progresją akordową, tematu The Rider, opartego na końcowej piosence i bazującego na wokalizach i recytacjach Cave’a, czy też świetnego motywu z Martha’s Dream. Aby nie wybijać się z surowego klimatu, melodie nie są tutaj zbyt rozbudowane, ani nadto ekspresyjne – raczej snują się, niczym węże po australijskiej pustyni.

Kompozytorski duet ślizga się po różnych gatunkach muzycznych – znajdziemy tutaj wstawki industrialne (The Rider#2), subtelną stylizację na muzykę z epoki (Happy Land), delikatnie rozbrzmiewające echa awangardy (Sad Violin Thing, budzące skojarzenia z „post-sonorystyczną” twórczością Johnny’ego Greenwooda), niemal ambientową elektronikę (The Rider #3), w większości jednak dziwaczny mariaż skrzypiec, perkusji, gitary basowej i wokaliz wymyka się kwalifikacji do jakiegokolwiek gatunku muzycznego. Płytę kończą dwie piosenki, wykonywane przez Cave’a – The Rider oraz ponura i groteskowa Clean Hands. Dirty Hands , będąca daleką trawestacją hymnu, na którym oparty jest m.in pierwszy utwór płyty.

Album dla wielu słuchaczy może być trudny do przebrnięcia, odstraszający ponurym klimatem, ciężkostrawnym eksperymentatorstwem i jękami Nicka Cave’a. Niemniej jednak na jego korzyść przemawiają wysoka oryginalność kompozycji, niedługi czas trwania płyty oraz kilka krótkich fragmentów, takich jak np. Queenie’s Suite.

Ocena muzyki w filmie również nastręcza problemów – o ile nietypowość zdaje się iść w parze na obu płaszczyznach, a i surowość muzyki idealnie współgra z ujęciami piaszczystego stepu czy zakrwawionymi i atakowanymi przez muchy twarzami bohaterów, o tyle np. industrialne wstawki mogą nawet u niezainteresowanego muzyką widza spowodować przeniesienie swej uwagi z fabuły na dziwaczność ilustracji. Podobnie też pojawiające się tu i ówdzie szepty Cave’a mogą być odebrane zarówno jako skuteczny sposób na dodanie enigmatyczności do scen, jak i daremna próba upoetyzowania obrazu.

Ścieżka ta jest oryginalnym, ale dość trudnym w odbiorze eksperymentem muzycznym. Słuchacze szukający czegoś odbiegającego od mainstreamu, jak również najbardziej zagorzali fani Nicka Cave’a czy Warrena Ellisa powinni być zadowoleni. Również każdy, kto szuka nietypowego, szorstkiego klimatu będzie usatysfakcjonowany. Dla reszty słuchaczy, tak muzyki filmowej, jak i twórczości wyżej wymienionych panów, płyta ta zostanie raczej ciekawostką i dowodem na odwagę i nietuzinkowość pomysłów obu Australijczyków. Jednak wszystkim tym, którzy są spragnieni dobrego instrumentalnego score’u wspomniany artystów, należałoby polecić kolejną ich współpracę – dwa lata młodsze Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda.

Najnowsze recenzje

Komentarze