Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Klaus Badelt

Premonition (Przeczucie)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 05-02-2009 r.

Recenzując pracę Klausa Badelta trudno doprawdy powstrzymać się od odniesień do jego kariery w świecie muzyki filmowej. Ten rodak i protegowany Hansa Zimmera ciągle stanowi wielką niewiadomą dla fanów ścieżek dźwiękowych, którzy nie potrafią ocenić, czy i jak duży talent on posiada, a sam kompozytor raz po raz dostarcza, w postaci kolejnych score’ów, argumentów to swoim fanom, to znowu przeciwnikom. Wszakże od czasu swego chyba najlepszego dzieła, czyli Przysięgi, Badelt uparł się niestety zdecydowanie hojniej wspierać w argumentacji swoich antagonistów, prezentując światu muzykę najczęściej nijaką, słabą, czasem wręcz fatalną, a z rzadka tylko przyzwoitą (jak niewydany dotąd score z animacji Łowcy smoków). Wśród której jakości prac Badelta lokuje się obiekt niniejszej recenzji, czyli kompozycja z filmu Przeczucie? Przyjrzyjmy się jej bliżej.

Premonition to znośne połączenie dramatu z thrillerem zahaczającym o zjawiska nadprzyrodzone, z Sandrą Bullock w roli głównej. Jej bohaterka przeżywa kluczowy tydzień swojego życia w zupełnie zaburzonej chronologii. Jednego dnia dowiaduje się, że jej mąż zginął w wypadku, a następnego widzi go całego i zdrowego. Doświadczając przyszłości, bohaterka próbuje ją zmienić i ocalić męża, co nie będzie jednak takie proste. Film tego typu, raczej kameralny, skupiający się na jednej postaci i jej działaniach nie wymaga z pewnością spektakularnej oprawy dźwiękowej, a raczej skromniejszej muzyki, oddającej klimat i psychologiczne aspekty obrazu. Jako, że chyba nikt nie oczekuje, iż Klaus Badelt mógłby do tego typu ilustracji wnieść nową jakość, to odgadnięcie środków, jakimi posłużył się Niemiec, nawet dla osób, które filmu na oczy nie widziały, nie powinno stanowić większego problemu. Jest zatem nieodzowny fortepian plus oczywiście smyczki, a jako że Badelt, poza paroma wyjątkami, to niestrudzony kultywator muzycznej myśli Media Ventures, to i elektroniki zabraknąć nie mogło. Instrumentarium, jak instrumentarium – można by rzec – a zdolny kompozytor nie takimi środkami dysponując, jest w stanie stworzyć coś ciekawego. Problem w tym, że to tylko Badelt, który na dodatek zapewne zmierzyć się musiał z temptrackiem.

Zatem wysmażył niemiecki kompozytor taką sobie ścieżkę dźwiękową, która w filmie nawet znośnie sobie radzi, aczkolwiek żadnych większych atrakcji ani emocji nie dostarcza. Skoro specjalizująca się w soundtrackach Varese Sarabande zdecydowała się wydać pracę Badelta, a z tym ostatnimi czasy za różowo nie jest, to można by się jeszcze połudzić, że może jednak coś w niej jest, coś co może w samym obrazie umknęło i przez co warto się nią zainteresować. Początek krążka w tym stanie nadziei może nas jeszcze utrzymać, bo oto usłyszymy dwa główne tematy: najpierw ten nieco mroczny i tajemniczy z typowymi dla thrillera smyczkami wspomaganymi fortepianem, a potem ten quasi-miłosny korzystający z tego samego instrumentarium, choć w innym charakterze. Oba tak naprawdę są mocno przeciętne i sztampowe, ale można je znieść, licząc, że w dalszej części Badelt zaprezentuje w swojej muzyce coś ciekawego. Oczywiście nic z tego.


W dwóch kolejnych, a najdłuższych na krążku utworach, Badelt co prawda na moment przypomni o obu tematach, jednak przeważać będzie nijaki underscore i kompletnie nieinteresujące muzyczne tekstury, w założeniu mające kreować atmosferę niepokoju, co jednak w oderwaniu od obrazu szczególnie nie wychodzi. Dwa czy trzy razy spróbuje też Badellt podkręcić dramaturgię, jakąś muzyczną kulminacją, ale efekt jest doprawdy mizerny. Na mały plus należy Niemcowi zapisać w końcówce Roomates And A Liar krótkie skrzypcowe solo, szkoda tylko, że aż tak bardzo krótkie. Kolejne utwory w zasadzie niewiele nowego wnoszą, wciąż jest przewidywalnie, schematycznie, a co najgorsze nudno. O oryginalności nie ma co się rozwodzić, bo że Przeczucie raz mniej, raz bardziej przypominać będzie muzykę badeltowego guru – Zimmera, albo różnych kolegów po fachu jak choćby Johna Powella, to chyba było do przewidzenia. Jeśli miałbym w Premonition wskazać jeszcze cokolwiek wybijającego się poza ogólną małą atrakcyjność tego score, to niech to będą dynamiczne, choć niezbyt oryginalne fragmenty Inconsistencies.

W zasadzie Premonition daje się przejść w miarę bezboleśnie i to jeden z niewielu komplementów, jakie dziełu Badelta można prawić. Muzyka jest niestety bardzo anonimowa, raczej monotonna i najzwyczajniej w świecie słuchacza przynudza, a sztampowe zagrywki rodem z kina grozy mogą co najwyżej irytować, podobnie jak zapożyczenia, których mogą dopatrzyć się zwłaszcza co bardziej zaznajomieni w muzyce do horrorów i thrillerów autorstwa panów z Remote Control. Na dodatek nie ma tu do czego wracać, bo nieszczególnie eksponowane tematy, jak już pisałem, nie są zbyt interesujące i nie potrafią wbić się w pamięć. Premonition wpisuje się zatem gdzieś pomiędzy badeltowskie ścieżki przeciętne, a badeltowskie ścieżki słabe. Zważywszy jak fatalne kompozycje potrafił popełniać Niemiec, ujmy ona mu nie przynosi, ale i z całą pewnością nie jest powodem do dumy. Jedna z tych, o których łatwo zapomnieć i chyba najlepiej to zrobić, bo inaczej dopadnie nas przeczucie, że Klaus Badelt drugiej Przysięgi już nie napisze.

Najnowsze recenzje

Komentarze