Ramin Djawadi

Pacific Rim

(2013)
Pacific Rim - okładka
Maciej Wawrzyniec Olech | 21-07-2013 r.

„… i okropny Kaiju już się miał do niego dobrać, kiedy nagle bestia odwraca się, a tam kroczy Gipsy Danger i ciągnie za sobą tankowiec! Ja nie mogę! Nie jakąś tam sobie motorówkę, kuter rybacki, tylko prawdziwy tankowiec! Następne bierze on tego tankowca niczym kij baseballowy w swoje mechaniczne ręce i zaczyna z całej siły naparzać wrednego Kaiju! Bang! Łub! Bang! Bang! Bang!.. .” Ok., chyba trochę się zagalopowałem, a osoby nie znające filmu i tak pewnie nic z tego nie rozumieją. Jednak ten krótki opis jednej ze scen, najlepiej oddaje czym jest Pacific Rim Guillermo Del Toro. To film o wielgachnych robotach walczących z ogromnymi potworami, które wypełzły przez portal znajdujący się na dnie Pacyfiku. I choć może dla wielu i ten opis nie prezentuje się jakoś zachęcająco, to właśnie siłą filmu Del Toro jest jego prostota i szczerość. Pacific Rim niczego nie udaje. Nie traktuje widza jak skończonego durnia jak to miewa czynić Michael Bay w swoich Tranformermach. Ten film jest po prostu świetną rozrywką, utrzymaną w duchu japońskich anime, gdzie aż mnoży się od wielkich mechów, tutaj nazywanych z języka niemieckiego Jaegerami. Zresztą nazywanie potworów Kaiju jest już tak japońskie, że bardziej się nie da.

Sam kompozytor do Pacific Rim nie jest jednak Japończykiem, a Niemcem z irańskimi korzeniami. Wybór Ramina Djawadiego może na pierwszy rzut oka trochę dziwić. Wielu zapewne, liczyło, bądź spodziewało się ujrzeć przy tym projekcie Danny’ego Elfmana, czy Marco Beltramiego z którymi Guillermo Del Toro wcześniej współpracował. Padło jednak na Djawadiego, który powoli robi się coraz bardziej znaczącym kompozytorem w Hollywood. I nie ma najmniejszego sensu bawić się w gdybanie: co by było gdyby Beltrami, Elfman, czy nawet Navarette komponowali do tego filmu. Gdyż tak to jeszcze dojdziemy do wniosku, że skoro to film z ogromnymi potworami, to najlepiej by było, gdyby za muzykę odpowiadał Akira Ifukube. Jak ktoś chce niech się nad tym głowi, według mnie większą frajdę otrzymamy jak sięgniemy po soundtrack do Pacific Rim o oglądaniu samego filmu nie wspominając.

Zanim jeszcze ukazał się soundtrack, wiele osób od razu na starcie przekreśliło Djawadiego, mając w pamięci jego poprzednie dokonania do blockbusterów. Kiedy jeszcze okazało się, że Niemiec zaprosił do współpracy słynnego gitarzystę Toma Morello, kolejna grupa uciekła do schronów przeciwatomowych, obawiając się powtórki z Iron Mana. Pozostaje mieć nadzieję, że owe osoby wyjdą szybko ze swoich bunkrów, gdyż ominie ich całkiem fajna muzyczna zabawa. Ramin Djawadi jak widać i słychać, wyciągnął słuszne wnioski ze swych poprzednich prac i tym razem umiejętnie połączył gitarowe, rockowe brzmienie z elektroniką oraz orkiestrą. Efektem czego otrzymaliśmy wyluzowany soundtrack, do którego chce się potupać nóżką, czy też wyciągnąć nogi na stół, założyć ciemne okulary (nawet jak jest środek nocy), oraz sięgnąć po schłodzony napój, aby następnie pociągnąć ostro z gwinta.

W filmie piloci Jaegerów to nie tylko zwykli żołnierze, to postacie kultowe mające w społeczeństwie status porównywalny z gwiazdami rocka. Tak samo wielkie masywne maszyny są przede wszystkim fajne, czaderskie, wyczesane, cool… i tak można wiele niezbyt wyszukanych synonimów wymieniać. Z góry najmocniej przepraszam za niezbyt wysublimowane i profesjonalne słownictwo, ale pozwolę sobie przypomnieć, że mówimy tutaj o ścieżce dźwiękowej do filmu o wielkich robotach naparzających się z wielkimi potworami! A skoro piloci i wielkie roboty są cool to i muzyka z nimi związana powinna być cool. I taka właśnie jest, czego najlepszym przykładem jest otwierający album, tytułowy Pacific Rim. Jest to bez wątpienia najlepszy utwór na płycie i świetny motyw przewodni, który od razu wpada w ucho, można go sobie zanucić i na długo pozostaje w pamięci. A wykorzystanie gitary elektrycznej dodaje mu odpowiedniej dawki luzu i pazura zarazem. W ogóle zaangażowanie Toma Morello to strzał w dziesiątkę! Co prawda pewnie niektórzy mogą marudzić, że niby taki wirtuoz gitary, a gra w sumie dość proste motywy. Fakt nie są to jakieś wyszukane melodie i niesamowite riffy, ale brzmią na tyle fajnie, że łatwo przymknąć na pewnie niedostatki oko, jak i ucho. Tym bardziej, że ta muzyka, ta morelowska gitara doskonale oddaje charakter Jaegerów oraz ich pilotów. Pozwolę sobie zresztą raz jeszcze przywołać scenę z Jaegerem i tankowcem: Kiedy pojawia się ta ten moment i widzimy mecha ze statkiem, a w tle zaczyna grać główny, gitarowy motyw, to od razu rysuje się banan na twarzy. Czegóż chcieć więcej?
Jak na kozacki motyw przystało przewija się on przez cały score’u. Najlepsze są jego ostre, mocne aranżacje jak chociażby w Go Big or Go Extinct (w pytę kawałek) czy No Pulse (znowu w pytę, ale czemu taki krótki?). Przy czym jego spokojniejsza aranżacja też wypada bardzo dobrze, czego najlepszym przykładem jest Canceling the Apocalypse, gdzie najpierw gitara spokojnie wygrywa główny motyw, aby później mogły dołączyć piękne smyczki – dobra nuta.

Ogólnie wielkie mechy są bardzo dobrze zilustrowane. Muzyka oddaje ich przebojowy charakter, ale i ich potężną masę, jak chociażby w kawałkach Gipsy Danger czy Jaeger Tech. Dobry jest też utwór The Shatterdome który towarzyszy prezentacji wszystkich Jaegerów. Djawadi w specjalnie przerysowanej, stereotypowej formie przedstawia poszczególne roboty i ich załogi. Chińskiemu mechowi towarzyszą bębny, instrumenty i okrzyki jak najbardziej azjatyckie. Zaś Jaegerowi Cherno Alpha towarzyszy potężny, męski rosyjski chór. Przerysowane, schematycznie, mało oryginalne? Jak najbardziej tak! Ale oto właśnie chodzi!

Będąc przy oryginalności, czy też jej braku, jak na współczesny blockbuster przystało nie mogło zabraknąć jakże popularnego BRRRRRRRAAAAAWWWWRWRRRMRMRMMRMRMMMMM!!! Chodzi oczywiście o słynny motyw, efekt dźwiękowo-brzmieniowy, który to tak Hans Zimmer spopularyzował przy Inception. Tak jak bardzo wysoko cenię score Zimmera, tak jestem już trochę zmęczony nadmierną eksploatacją tego pomysłu (prawie w każdym trailerze go słyszymy). Ale muszę też przyznać, że Ramin Djawadi bardzo ciekawie, przy pomocy syreny okrętowej wykorzystuje i aranżuje ten efekt. I w filmie naprawdę on się sprawdza. Wielkie roboty, wielkie potwory, no to BRRRRRRRAAAAAWWWWRWRRRMRMRMMRMRMMMMM!!!

Przeciwnikiem Jaegerów i śmiertelnym zagrożeniem dla ludzkości są Kaiju, ogromne monstra, które wychodzą przez portal na dnie Pacyfiku. Djawadi zilustrował je w bardziej klasyczny, orkiestrowy sposób. Motyw potworów, który doskonale słyszymy w 2500 Tons of Awesome czy Category 5 oparty jest głównie o instrumenty dęte, czym może przywodzić na myśl japońską szkołę muzycznego opisywania potworów z klasykami Ifukube na czele. Sam motyw jest dość prosty, ale efektowny i doskonale oddaje naturę, a przede wszystkim masę Kaiju i zagrożenie jakie ze sobą niosą.

Te dwa motywy, z jednej strony cool Jaegery, z drugiej złowrogie Kaiju zdominowują całą ścieżkę. Co jest zresztą logiczne zważywszy, że mamy do czynienia z filmem o robotach walczących z potworami. Chyba już nawet o tym wspominałem?

Niestety na tych dwóch pomysłach kończy się inwencja twórca niemieckiego kompozytora z irańskimi korzeniami. Co prawda mamy dość ładny temat głównej bohaterki Mako z ładnym i przyjemnym wokalem Priscilli Ahn, czy też utrzymany w dalekowschodnim klimacie Hannibal Chau przypisany niezwykle ciekawej postaci granej przez jak zawsze niezawodnego Rona Perlmana. Ale to jednak troszkę za mało i po pewnym czasie, szczególnie na płycie wkrada się pewne zmęczenie. Djawadi za szybko kładzie wszystkie swoje karty, pomysły na stół i nie bawi się w ich rozwinięcie. Dlatego też słuchając płytę z czasem nogi drętwieją od tupania, czy trzymania ich na stole, flaszka robi się pusta, a okulary słoneczne ściągamy, aby spojrzeć która godzina.

Oczywiście w obrazie ta muzyka dalej spisuje się bez zarzutów. Spełnia swoją rolę, ma kilka naprawdę dobrych momentów, chociaż czasami efekty dźwiękowe trochę przygłuszają chór. Jednak soundtrack mógłby być lepiej zmontowany i pozostaje pewien niedosyt, że jednak można było jeszcze więcej z wizji Guillermo Del Toro wyciągnąć. Tak samo pomysł połączenia rocka z orkiestrą, też nie jest aż tak bardzo oryginalny, jeżeli chodzi o tematykę wielkich robotów. Podobnego zabiegu dokonał o wiele wcześniej i z naprawdę dobrym efektem Kenji Kawai na potrzeby kultowej japońskiej serii Mobile Suit Gundam 00. Mimo wszystkich zastrzeżeń, jest jednak w muzyce Ramina Djawadiego coś takiego, że ciężko jej nie lubić. Nie jest na pewno wybitna, ale potrafi zagwarantować pewną rozrywkę, a główny motyw należy zaliczyć do jednych z lepszych w karierze Niemca. Dlatego jak ktoś ma ochotę na proste, ale chwytliwe rytmy, nie oczekuje niczego więcej poza prostą rozrywką i lubi grać na ”gitarze powietrznej” to powinien go ten soundtrack w pełni zadowolić. A teraz jeśli pozwolicie, sam sobie odpalę tę muzę i przy riffach Toma Morello pójdę dokopać paru Kaiju.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.