W roku 2015 niezależna gra platformowa Ori and the Blind Forest od mało znanego wtedy studia Moon Studios wywołała niemałe poruszanie na rynku komputerowym. Historia tytułowego duszka leśnego, który musi wyruszyć w pełną niebezpieczeństw wyprawę po magicznym lesie Nibel, zauroczyła wielu graczy na całym świecie, w tym i autora tej recenzji. Wzruszająca opowieść, czerpiąca inspiracje z animacji Studia Ghibli, olśniewająca dwuwymiarowa grafika łącząca bezbłędnie elementy komputerowe z klasyczną animacją oraz piękna i magiczna muzyka brytyjskiego kompozytora Garetha Cokera, uczyniły z Ori and the Blind Forest coś więcej niż tylko zwykłą rozrywkę. Zresztą w recenzji tej ścieżki dźwiękowej nie bez powodu porównywałem tę grę, jak i jej oprawę muzyczną, do takich artystycznych dzieł jak Journey, Dear Esther, Flowers czy Shadow of the Colossus, które wykraczają poza regiony czystej zabawy. Moon Studios osiągnęło tą grą nie tylko artystyczny, ale i komercyjny sukces, który pozwolił im pracować nad jej kontynuacją, która ukazała się pięć lat później.
Nie będę ukrywał, że na początku byłem dość sceptyczny, czy da się powtórzyć takie arcydzieło, jak pierwsza część. Na szczęście Ori and the Will of the Wisps szybko rozwiało moje obawy. I choć gra stosuje typowe dla kontynuacji (czy to w świecie gier, czy filmów) podejście, gdzie wszystkiego jest więcej, to w tym wypadku nie można mówić o przeroście formy nad treścią, ani o recyclingu znanego nam już materiału. Poziom trudności też się zwiększył, a warto zaznaczyć, że już pierwsza część do łatwych nie należała. I dlatego też przy całym swoim pięknie i łzach porównywanie Ori and the Will of the Wisps pod względem trudności do serii Dark Souls jest jak najbardziej adekwatne. Jeżeli chodzi o większą skalę to i w przypadku ścieżki dźwiękowej, za którą ponownie odpowiadał Gareth Coker, należy mówić o większym rozmachu. Przy czym zwiększyła ona nie tylko swoje rozmiary jeżeli chodzi o wielkość wydania, czy członków orkiestry, ale też o poziom magii i piękna.
Gareth Coker został zaangażowany już na wczesnym etapie powstawania gry. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, zważywszy na to, że jego oprawa dźwiękowa miała ogromny wpływ na sukces pierwszej części. Przy wstępnych pracach nad kontynuacją wiedział już, że tym razem Ori będzie musiał wyruszać na o wiele większą wyprawę, wykraczającą poza granice magicznego lasu Nibel. W praktyce oznaczało to, że kompozytor bardzo wcześnie zaczął pisać nowe tematy – dla nowych krain, które Ori odwiedzi, dla nowych bohaterów, których spotka na swej drodze, a także nowych przeciwników, którzy niosą tragiczny bagaż doświadczeń. Mimo że historia wykracza poza granice lasu Nibel, to jednak organiczny charakter całego świata został zachowany. Dlatego podobnie jak przy pierwszej części Coker postawił na bogate wykorzystanie instrumentów dętych drewnianych, przy czym wybrał jeszcze większy rozmach, zatrudniając Kristin Naigus, ekspertkę od instrumentów dętych drewnianych, która na potrzeby Ori and the Will of the Wisps gra na ponad ich 20 różnych odmianach. Poza dźwiękami fletów, z których niektóre mają bardzo intrygujące, orientalne i egzotyczne brzmienie, Brytyjczyk znowu sięgną po orkiestrę, ale tym razem w jeszcze większym, 72-osobowym składzie. Wzbogacając ją w dodatku ponad 20-osobowym chórem. Powróciła też Aeralie Brighton, która na potrzeby Ori and the Blind Forest zachwyciła nas swoimi wokalnymi partiami. Aby zachować muzyczną ciągłość serii, naturalnie Coker musiał wykorzystać jej głos, chociaż tym razem nie korzysta z niego tak często, co jest naturalnie podyktowane samą fabułą. W ogóle trzeba pochwalić brytyjskiego kompozytora za drogę, jaką tu obrał, która – podobnie jak sama gra – nie jest taka prosta. Z jednej strony zachował on muzyczną ciągłość serii, sięgając po znane nam z pierwszej części tematy, które utożsamiamy też z postacią samego Oriego. Jednocześnie wiele z nich rozpisał, na nowo zaaranżował, dając im nowe życie. Ale zamiast operować wyłącznie w istniejącej już bazie tematycznej, stworzył całą masę nowych motywów, które swoim brzmieniem jak najbardziej budują ten wielobarwny muzyczny świat.
Na przestrzeni lat ścieżki dźwiękowe do gier mocno ewoluowały. Budżet jaki się na nie przeznacza, nie różni się często od tego jakie otrzymują większe produkcje filmowe. Dlatego argument, że score do Ori and the Will of the Wisps brzmi „filmowo” może nie jest za bardzo przekonujący. Przy czym ja się posuną dalej i stwierdzę, że ta oprawa muzyczna brzmi lepiej, bardziej dojrzale, epicko od wielu ścieżek dźwiękowych do współczesnych blockbusterów. I jest to jeden z wielu powodów, dlaczego jej recenzja pojawia się na portalu, który wedle nazwy, specjalizuje się głównie w muzykę filmową.
Podobnie jak przy Ori and the Blind Forest i tym razem możemy mówić o niezwykłej symbiozie muzyki z obrazem. Znowu ten niesamowity świat żyje dzięki niej i bez niej straciłby wiele ze swojej magii. Podczas rozgrywki tworzy ona nie tylko niesamowity klimat, ale też pełni świetną funkcję narracyjną, dając nam poczucie, że bierzemy udział nie tylko w wielkiej przygodzie, ale jeszcze czymś ważniejszym. Zresztą wszelkie filmowe przerywniki, kiedy muzyka wchodzi na pierwszy plan, doskonale służą jako potwierdzenie mojej tezy o „prawdziwym” rodowodzie tego score’u. Sam Gareth Coker mówił, że starał się unikać znanych z gier muzycznych zagrywek w stylu” Boss Music”lub”Battle Music”. A więc powtarzające się motywy muzyki akcji, które pojawiają się ilekroć razy na ekranie pojawia się przeciwnik, czy mamy do czynienia z akcją. Naturalnie mamy muzykę akcji i tematy przeciwników, ale jej wejścia są bardzo płynne, nieprzerywane i narracyjnie podyktowane. W pewnym sensie ta muzyka niesie gracza swoimi pięknymi aranżacjami i grając płyniemy razem z nią.
Pisząc o rozmachu tej ścieżki wspominałem większy względem poprzednika, skład orkiestry i chóru. Wiadomo, może mniej go słychać w delikatnych, spokojnych partiach, które stanowią jakieś 2/3 tej ścieżki dźwiękowej. Ale jeżeli chodzi o muzykę akcji, to różnica jest naprawdę duża, żeby nie napisać epicka. Przy czym ten zwrot jest jak najbardziej adekwatny, gdyż dokładnie rozpisana na orkiestrę muzyka akcji, wspomagana masywnym chórem, nie tylko poraża swoją siłą, ale właśnie zachwyca swoim epickim, filmowym brzmieniem. I tak ilekroć wchodzi chór, to wiemy, że jesteśmy świadkami czegoś wielkiego – ważnych dla tej historii wydarzeń, czy po prostu zawrotnej akcji, gdzie my jako gracze i nasze palce staną przed wielkim wyzwaniem.
Poza muzyką akcji Ori and the Will of the Wisps może niektórych zaskoczyć swoim mroczniejszym od poprzedniczki brzmieniem. Znowu, co jest jak najbardziej podyktowane historią, miejscami Gareth Coker zabiera nas w tajemnicze, ale również niepokojące, czy wręcz przerażające regiony. Cóż, nie chcąc zdradzać za wiele z rozgrywki, pojawiają się w niej motywy jak z horrorów, z ogromnymi pająkami, czy zdeformowanymi istotami. Trudno więc oczekiwać, aby przy nich Brytyjczyk miał sięgać po delikatne brzmienie fletów, pianina i cymbałków, jak w innych bardziej pogodniejszych momentach gry. Co ciekawe, dla bardziej przerażającego efektu stosuje efekt echa.
Oczywiście to mroczniejsze brzmienie, to tylko jeden z odcieni tej wielobarwnej ścieżki dźwiękowej, gdzie jednak dominują pogodniejsze kolory. Jednak uważam, że warto zaznaczyć, że posiada ona i takie strony, w których Gareth Coker też się dobrze odnajduje.
Stałym, przewijającym się motywem tej recenzji jest wielkość. Często wspominam, że względem pierwszej części Ori and the Will of the Whisp jest większe, czy to chodzi o rozmiary przedstawionego świata, czas rozgrywki, czy w końcu wielkość orkiestry oraz całość jej brzmienia. Większy jest i sam soundtrack. Chociaż tutaj bardziej pasowałoby określenie – potężniejszy. I nie ma zresztą co się dziwić, że pod względem fizycznego wydania można go jedynie dostać w postaci płyt winylowych, a o płytach CD raczej można zapomnieć.
Ponad 3 godziny – tyle trwa ten wydany i podzielony na 60 utworów album od Microsoft Studios Music! Już przy recenzji Ori and the Blind Forest przy wszystkim moich zachwytach miałem pewne uwagi co do trwającego ponad 80 minut albumu. To co w takim razie mam powiedzieć w przypadku tego kolosa?
Z drugiej strony, jeżeli się spojrzy na współczesne wydania muzyki do gier wideo, to ten soundtrack pod względem swoich rozmiarów nie powinien jakoś szczególnie szokować. Pewnym standardem w świecie komputerowej i konsolowej rozrywki stało się wydawanie ogromnych, kilku godzinnych albumów, będącymi tak naprawdę pełnymi wydaniami zawierającymi kompletny score z gry. Nie inaczej jest w przypadku Ori and the Will of the Whisp, gdzie po części jestem w stanie zrozumieć takie podejście. W jednym wywiadów Gareth Coker wspomniał, że jego największą obawą, jako kompozytora do gier wideo, jest zarzut o powtarzalność. I dlatego też komponując do kolejnych przygód Oriego zależało mu, aby gracze nie mieli poczucia, że w kółko grana jest ta sama muzyka. I choć wiadomo tematy i motywy przewodnie się powtarzają, to jednak w zmienionych aranżacjach. I rzeczywiście każdy kolejny etap raczy nowymi melodiami i o muzycznej monotonii podczas rozgrywki nie może być mowy. Co może być jednak zaskakujące, w przypadku samego albumu, mimo jego długości, też jej za bardzo nie ma. Słychać ile pracy włożono w każdy pojedynczy utwór i po części rozumiem kompozytora, który chce się podzielić całą swoją pracą ze słuchaczami. Niestety nie zmienia to faktu, że jest to potężny album, który swoimi rozmiarami może niejednego słuchacza zniechęcić.
Recenzując soundtrack do Ori and the Blind Forest pisałem, że choć długość albumu może być dla niektórych słuchaczy wyzwaniem, to jednak powinni oni po niego sięgnąć i to niezależnie, czy grali w grę czy nie. W zasadzie mógłbym skopiować ostatni akapit tamtej recenzji sprzed 5 lat i wstawić go tutaj. Gdyż to samo da się powiedzieć o ścieżce dźwiękowej do Ori and the Will of the Whisps, gdzie w sumie nie trzeba nawet grać w grę, aby móc docenić muzykę do niej. Wiadomo, to pomaga, ale i bez niej miłośnicy dobrej muzyki filmowej z pogranicza gatunków fantasy i kina przygodowego powinni czerpać z niej radość. I piszę to będąc świadomy długości tego albumu, który mimo wszystko nie ma prawa nudzić. Co więcej, nawet myślałem, aby stworzyć własną listę najlepszych utworów i stworzyć taki godzinny własny „mini-album”. Jednak mi się to nie udało, gdyż każdy pojedynczy kawałek posiadał w sobie coś niezwykłego i żal mi go było pomijać. Ale jeżeli ten ogromny album niektórych dalej przeraża, to radzę sięgnąć po 6-minutowy utwór Shriek and Ori, który może zachęci do przesłuchania reszty. Gdyż naprawdę ciężko rozkładać tę ścieżkę dźwiękową na pojedyncze utwory i wolę traktować ją jako spójną całość. I jako taka Ori and the Will of Whisps to idealny przykład, jak się powinno tworzyć muzyczną kontynuację, aby zachować jej ciągłość, a przy tym zaoferować też coś nowego, a w przypadku tej ścieżki – coś równie magicznego i bardziej epickiego. Czego można chcieć więcej? Cóż, patrząc z punktu widzenia miłośnika muzyki filmowej, może tego, aby Gareth Coker komponował także do innych produkcji spoza świata gier wideo.
Inne recenzje z tej serii: