Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Shigeru Umebayashi

Onmyoji (Onmyoji: The Yin Yang Master)

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-05-2015 r.

Onmyodo to jedna z mało popularnych religii w Japonii, dawniej wiązana z magią, wykorzystującą siły natury i okultyzm. Nurt, który bazował na chińskich filozofiach pięciu elementów (zwanej Wu Xing) oraz słynnym Ying Yang, przybył do Kraju Kwitnącej Wiśni już na początku VI-ego wieku naszej ery. Jak na prawdziwy kult przystało, miał on także swoich kapłanów, w jego przypadku zwanych Onmyoji. Onmyoji to także tytuł japońskiej produkcji z gatunku fantasy, nakręconej w 2001 roku przez Yojiro Takitę, którego Pożegnania zdobyły kilka lat później Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny.

Onmyoji to opowieść na wpół historyczna i na wpół fantastyczna. Głównymi bohaterami są bowiem postaci autentyczne, lecz większość wydarzeń jest już produktem wyobraźni scenarzysty i zarazem jednego najpoczytniejszych, japońskich pisarzy Baku Yumemakury, który oparł skrypt o jedną ze swoich powieści. Akcja filmu toczy się w jedenastym wieku. Cesarz Heian wie, że jego dni na tronie są policzone. Celem ochrony wzywa mistrzów sztuki ying-yang, by go chronili, w tym Abe no Seimei’a – najsłynniejszego w historii onmyoji. Niestety zły mistrz Doson rzuca czar na wnuk Heiana i przekształca je w odrażającego potwora. Wykorzystując swoje magiczne moce, Abe no Seimei uzdrawia dziecko. To jednak nie koniec jego rywalizacji z mistrzem Doson. Tak o to przedstawia się zarys fabuły filmu Takity.

Ścieżkę dźwiękową do tego obrazu skomponował Shigeru Umebayashi, znany miłośnikom muzyki filmowej głównie ze współpracy z takimi reżyserami światowego formatu jak Wong Kar-Wai czy Zhang Yimou. Jak niemal każdy twórca filmówki ma swoim curriculum vitae także sporo mniej popularnych produkcji, w tym właśnie te wyreżyserowane przez Takitę (Yamai wa kikara: Byôin e ikô 2 z 1992 roku oraz Nemuranai machi – Shinjuku same z 1993 roku). Napisał on także scoreą do sequela – Onmyoji 2, powstałego dwa lata później, za którego kamerą również stanął Takita. Na dzień dzisiejszy (stan na 2015 rok) był to ich ostatni wspólnie zrealizowany projekt. Ścieżka dźwiękowa z pierwszej części przyniosła Umebayashiemu nominację do nagrody Japońskiej Akademii Filmowej za najlepszą muzykę i to właśnie jej przyjrzymy się bliżej w niniejszym tekście.

Siłą albumu jest przede wszystko prosty, lecz bardzo chwytliwy temat przewodni, który zapewne najbardziej przypadnie do gustu w eterycznej aranżacji z Main Theme, gdzie oprócz orientalnych instrumentów usłyszymy także żeńskie wokale i ciekawą elektronikę prowadzącą wiodącą melodię. Szkoda, że ten najlepszy utwór z płyty trafił dopiero na napisy końcowe. Motyw główny powraca w z umiarkowaną częstością, min. w marszowej, służącej za muzykę akcji aranżacji z kompozycji Sword of Fury – utwór ten, co warto zaznaczyć, pojawił się w identycznej wersji w Onmyoji 2. Najczęściej jednak temat przewodni powraca zinstrumentalizowany na syntezatory.

To właśnie one, uzupełnione gdzieniegdzie japońskimi instrumentami tradycyjnymi, wydają się być zasadniczym orężem w rękach Umebayashiego. Za pomocą elektroniki Japończyk buduje głównie suspens, pełen ambientowych, nieco dysonujących plam dźwiękowych. Na szczęście jednak syntezatory, choć w znacznie mniejszym stopniu, służą także za podstawę bardziej klimatycznych i relaksujących kompozycji, takich jak np. Mitsumushi. Płyta oferuje także ścieżki silnie zakorzenione w muzyce źródłowej, z których warto wymienić One Line of Verse oraz Spirit Exchange Ritual. Co ciekawe, pierwszy z nich skomponował nie Umebayashi, a Sukeyasu Shiba, który również wykonał tę kompozycję na bambusowym, poprzecznym instrumencie dętym ryuteki, zwanym smoczym fletem. Jakkolwiek omawiane w tym akapicie utwory nie opierające się na materiale tematycznym tworzą nie do końca działającą poza kontekstem mieszankę, która również w filmie, mówiąc kolokwialnie, wielkiego szału nie robi. Zwraca uwagę pewna surowość brzmienia, która może, choć z drugiej strony nie musi, dać we znaki słuchaczowi. Jakkolwiek łatwo odnieść wrażenie, że na tym ponad godzinnym albumie jest zbyt dużo muzyki nie zwracającej na siebie większej uwagi.

Na pewno lepiej by było, gdyby Umebayashi częściej sięgał do bazy tematycznej. Poza motywem głównym, zwraca uwagę także druga melodia, z którą możemy się zapoznać w Opening, a także kilku innych kompozycjach. Nie ulega wątpliwościom, że daleko jej do tematu przewodniego, aczkolwiek dobrze urozmaica materiał, bądź co bądź, w większej mierze skupiony na budowaniu muzyki tła, niż posługiwaniu się wyrazistymi tematami. Na dalszym planie, jeśli chodzi o dodatkowe motywy wyróżnia się zwłaszcza Spell Behind a Name, w którym możemy usłyszeć inspiracje twórczością ojca japońskiej muzyki filmowej, Fumio Hayasaki.

Wydany nakładem BGM Japan soundtrack zawiera ponad 60 minut muzyki rozparcelowanej pomiędzy 29 utworów. Zamieszczony na płycie materiał nie jest dokładnym przełożeniem tego, co ostatecznie Takita i producenci z Toho postanowi umieścić w finalnej wersji tej produkcji. Kilka utworów, które usłyszymy podczas seansu nie trafiły na album, ale są także i takie, których pomimo obecności na soundtracku, próżno szukać w filmie. Mowa tutaj o dwóch remiksach tematu przewodniego – Sonic Prayer oraz Depth of Mind, których pojawienie się na krążku jest równie ciekawym, co odważnym posunięciem ze strony decydentów z BGM Japan. Brawurowe pójście przez Umebayashiego w stronę muzyki dance i iście dyskotekowych rytmów wydaje się być wyrwane jakby z zupełnie innego projektu. Choć nie jestem fanem takich brzmień, to, prawdę mówiąc, owe wariacje bardzo przypadły mi do gustu i uważam, że stanowią intrygujące, nawet jeśli nieco niepasujące do całości, dopełnienie tegoż krążka.

Mimo interesującego akcentu na koniec, soundtrack Shigeru Umebayashiego z filmu Onmyoji jest dość problematyczny. Mamy tu bowiem, bez dwóch zdań, chwytliwy i magiczny temat przewodni oraz jego wariacje, ale także i całkiem niemało męczącego na dłuższą metę underscore’u. Niewątpliwie jednak recenzowany album potwierdza eklektyzm gatunkowy Japończyka i to, że doskonale czuje się podczas żonglowania stylami. Mimo to statystycznemu słuchaczowi zarekomendowałbym przede wszystkim, a może i jedynie, bardzo dobry temat przewodni, z którym naprawdę warto się zapoznać. Natomiast całą zawartość krążka poleciłbym jedynie fanom kompozytora.

Najnowsze recenzje

Komentarze