Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mark Isham

Next

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 17-06-2007 r.

Ponarzekam trochę. Jaka jest współczesna (szczególnie amerykańska) muzyka filmowa każdy widzi (albo słyszy raczej). Przykro patrzeć gdy do tego mizernego ostatnimi latami poziomu dostosowują się twórcy, na których można polegać i którzy są jeszcze nadzieją na lepsze jutro tego gatunku. W tym roku ten przykry proceder stał się jak na razie również udziałem Marka Ishama, kompozytora, który z nisz zaczyna coraz bardziej przedzierać się do pierwszej ligi. Od kompozytora ściśle korzystającego z jazzowych środków po wszechstronnego twórcę piszącego właściwie dla każdego gatunku kina. I tu tkwi chyba problem największy, skoro na każdą znakomitą „Czarną Dahlię” czy przygodowe „Eight Below” (by wspomnieć tylko poprzedni rok 2006) pojawia się słaba praca do kina akcji czy science-fiction. Nie daleko od tego „wzoru” pada również jego ostatnia praca do połączenia tych dwóch gatunków w filmie Lee Tamahoriego, twórcy takich arcydzieł jak „xXx2” czy „Śmierć nadejdzie jutro”. „Next” z główną rolą zmęczonego Nicolasa Cage’a trafia do ostatnio modnego nurtu techno-thrillerów a dodatkowo oparty jest na prozie ostatnio trendy Philipa K.Dicka. Podobnież jak chociażby ostatnie „Raport mniejszości” czy „Deja Vu dotyczy problemu przewidywania zdarzeń, które dopiero się odbędą (lub odbyły), oczywiście w rozrywkowym tonie.

Nie wiem jakie wytyczne od filmowców miał Mark Isham, ale jego praca zawarta na krążku Lakeshore Records jest w pewnym sensie siódmą wodą po kisielu w stosunku do poprzednich dokonań Johna Willimsa w „Raporcie” (nerwowy styl noir) oraz jeszcze jednej pracy związanej z prozą Dicka – „Zapłaty” (stechnicyzowana akcja) Johna Powella. Chociaż słuchacze obeznani ze stylem kompozytora bez trudu wyłapią pewne elementy zbieżne z jego twórczością filmową, nie obce będzie wrażenie deja vu i imitacji dokonań innych kolegów. „Next” jest kompozycją stonowaną, szczególnie w drugiej swojej połowie, gdy bardziej zaczyna przypominać efekty dźwiękowe niż typową muzykę (choćby ilustracyjną), ocierając się o dużą anonimowość. Isham, podobnie jak np. Thomas Newman jest twórcą lubującym się w eksperymentowaniu akustyką i sztucznymi brzmieniami. Niestety nie będzie nam dane zaznać w „Next” żadnych momentów ocierających się o kreatywność i twórczą ekspresję. Wszelkie pomysły czezną w stonowanym tle, które stanowi albo elektronika albo skromne, orkiestrowe podłoże. Niezbyt dobrze jest również z tematyką, która poza utworem otwierającym, prezentującym emocjonalną melodię właśnie w jego stylu oraz nieco intrygującym tematem przeznaczenia (Destiny, I Believe Anything’s Possible), praktycznie w ogóle nie dochodzi do głosu na przestrzeni całej kompozycji. Jeżeli pojawiają się już jakieś zarysy linii melodycznych czy harmonii, utrzymane są w typowym dla współczesnej muzyki filmowej, mrocznym, introwertycznie-bezosobowym stylu.

Jeżeli nie można zbytnio liczyć na tematykę a wydźwięk muzyki jest mocno anonimowy, być może będziemy mogli zakosztować jakiejś dobrej muzyki akcji? Hmm…również i z tym jest problem. Głównym podłożem akcji są znane z jego prac „zapętlające” się tremolo na smyczki, jednak mam wrażenie, że połączone z rytmicznymi perkusjami są wtórną podróbką „Zapłaty” Johna Powella. Z pewnością słuchaczom na myśl przyjdzie również stylistyka klonów Hansa Zimmera i nie będą niestety w dużym błędzie. Jak na prawie 50-minutowy materiał akcja pojawia się bardzo sporadycznie, raz na kilka utworów i właściwie poza ekspresyjnymi dwoma utworami z początku (Give Me Two Minutes, Pier 18) nie zaznamy przynajmniej (czy prosimy aż o tak wiele?) rozrywki i ekscytacji na wysokim poziomie. Oprócz tego, Mark Isham posiłkuje się również niewielkim składem dętych, które utylizują modną ostatnio zawodzącą frazę, która ma nadać filmowi i muzyce znamion rozmachu czy tajemnicy. Obawiam się, że słyszeliśmy to w dużo lepszym wykonaniu i kontekście. Zaskakujące, że twórca potrafiący tworzyć tak ekscytujące fragmenty akcji jak te z „Czarnej Dahlii”, gdy pewnie nie inspirowany i „proszony” o odwalenie zwykłej roboty, produkuje taką słabiznę.

Mam dużo sympatii dla Marka Ishama i jego nieszablonowego stylu muzycznego, jednak wydaje mi się, że przy projektach takich jak „Next” najzwyczajniej w świecie się marnuje. Z pewnością jego udział przy tym projekcie był spowodowany tylko i wyłącznie jednym czynnikiem: $$$. Cóż, każdy musi jakoś zarabiać. „Next” jest jednak i tak lepsze niż np. inna jego praca do kina thrillera/sensacji z 2006 roku – „Running Scared”, która to ścieżka nie nadawała się zupełnie do słuchania. Jest jednak tylko o jakieś oczko wyżej. Typowy, bezbarwny produkcyjniak do typowego kina akcji. Miejmy nadzieję, że twórca takich pozycji jak „Na fali”, „Miasto gniewu” czy „Cooler” jak najrzadziej będzie wybierał tego typu projekty. Naprawdę szkoda jego talentu i naszego czasu. Dlatego, jeżeli chcecie posłuchać czegoś znacznie, znacznie lepszego, niż to co próbuje imitować „Next”, zatoczę koło by powrócić do początku recenzji i polecić „Zapłatę” Johna Powella i „Raport mniejszości” jego imiennika Williamsa. Do następnego razu Mark!

Najnowsze recenzje

Komentarze