Danny Elfman

Music for a Darkened Theatre: Volume Two (kompilacja)

(1996)
Music for a Darkened Theatre: Volume Two (kompilacja) - okładka
Tomek Rokita | 04-03-2012 r.

Pierwsza, pochodząca z 1990 roku kompilacyjna płytka z muzyką Danny Elfmana została dobrze przyjęta przez tak krytykę jak i fanów, tak więc kompozytor z grupą swoich współpracowników sześć lat później poszedł za ciosem i wydał drugi wolumin Muzyki dla przyciemnionej sali kinowej. Zakres wydania obejmował tym razem lata 1990-1996 i poświęcono mu aż dwie płyty. Pozwoliło to przedstawić większą ilość muzyki z poszczególnych filmów, a wraz z powyższym, nie tak jak poprzednio ograniczać się do jednego tematu lub suity, lecz do kilku najważniejszych dla danej ścieżki dźwiękowej utworów (ok. 10-15 minut kompozycji na dany film). Oczywiście mamy ponownie do czynienia tylko i wyłącznie z oryginalnymi nagraniami. Edycja ta charakteryzuje się także niestety podobnym, a może i nawet większym rozrzutem stylistycznym, co nie do końca idealnie rzutuje na sprawy słuchalności… Ale to chyba już standard w przypadku Elfmana i różnorodności brzmieniowej, którą potrafi stworzyć na potrzeby X muzy. Co więc do zaoferowania ma wolumin 2?

Na pewno prawie 150 minut muzyki. Trzy partytury z tego okresu pochodzą ze współpracy z Timem Burtonem. Edward Nożycoręki to oczywiście już dziś klasyka i jedno z najwybitniejszych dokonań muzyki filmowej ostatniego ćwierćwiecza. Każda nuta z tego score’u to muzyczna rozkosz. Nie mniejszym dokonaniem Elfmana była tytaniczna praca na potrzeby Miasteczka Halloween, gdzie był autorem muzyki, piosenek i na dodatek ich wykonawcą. Projekt ten „zaowocował” ogólnym wyczerpaniem i frustracją kompozytora, co doprowadziło do chwilowego zerwania współpracy (i przyjaźni) z ekscentrycznym reżyserem. Zaprezentowane zostały tutaj wyłącznie utwory ilustracyjne (chyba najlepsze z tego soundtracka), natomiast na sam koniec, jako bonusik wrzucone zostało syntezatorowe demo znakomitego This Is Halloween, naturalnie z wokalami Elfmana. Burtonowską stawkę zamyka kontrowersyjna ścieżka z sequela Batmana. Dla jednych przejaw kwintesencji brzmienia Elfmana, dla innych znaczący spadek jakości po spektakularnej pierwszej odsłonie. Fakt, Batman Returns ma, szczególnie w kontekście odbioru, swoje niemałe problemy, ale w przypadku tej kompilacji dostajemy samą śmietankę. Na czele z genialną ilustracją pod prolog i napisy początkowe filmu, które są prawdopodobnie najlepszą muzyką, którą Elfman stworzył na potrzeby dylogii o herosie w przebraniu nietoperza.

Dwie ilustrację pochodzą z ścieżek, które fani kompozytora uznają za jedne z najlepszych w jego dorobku, choć paradoksalnie są stylistycznie dalekie od jego typowych brzmień. Piękną, zapadającą w pamięć tematyką i subtelnym urokiem charakteryzuje się Czarny książę. To próba Elfmana w klimatach kina familijnego i próba zdecydowanie udana. Muzyka ciepła w wyrazie, subtelna a dodatkowo wsparta o elementy folkowe. W podobnych klimatach porusza się opus magnum twórcy – melodramatyczne, ponure, ale jakże piękne Sommersby, które kompozytor określa jako „muy romantico”. Potężna dawka dramaturgii z najwyższej półki z silnymi elementami etniczno-folkowymi. To dzięki tej kompilacji zwróciłem uwagę na ten score i dziś uważam go za szczytowe osiągnięcie Elfmana. Bardzo interesująca jest nastrojowa, nie pozbawiona ciekawych elementów (fortepian, solowe skrzypce, chórki) ilustracja do dreszczowca Dolores Claiborne. Podobnież Martwi prezydenci, gdzie twórca korzysta mocniej z środków dźwiękonaśladowczych – typowych dla siebie „pohukiwań”, piszczałek, perkusji oraz…gitar elektrycznych, będących hołdem dla Jimiego Hendrixa (tematyka filmu to Wietnam i lata 60-te XX wieku). Nieźle również wypadają fragmenty z Mission: Impossible, gdzie obok spektakularnej, wybuchowej orkiestrowej akcji (jednej z najlepszych w karierze Elfmana) dostajemy chłodny, chóralny kawałek Betrayal. Co ciekawe, z utworu Trouble wycięty został słynny temat Lalo Schifrina. Prawdopodobnie zaważyły tu kwestie licencyjne i finansowe.

A kwestie problematyczne? Jak to u Elfmana bywa, oprócz kilku dużych łyżek miodu, znajdzie się trochę dziegciu. Dotyczy to z pewnością materiału z To Die For (Za wszelką cenę) oraz Freeway (Spojrzenie mordercy). To już Elfman „schizofreniczny”, eksperymentatorski, dziwaczny i raczej ciężko słuchalny… Pierwsza praca pochodzi z komedii, więc sporo tu chaosu i różnych muzycznych kierunków, natomiast druga to przysługa, którą kompozytor wyświadczył reżyserowi dawnemu koledze ze studiów. Niech komentarzem będzie sam Elfman: „Co za chory, chory film”… Nie można za bardzo też pod nic konkretnego podpiąć nijakiej muzyki z Shrunken Heads (filmu brata – Richarda Elfmana) oraz krótkich utworków z 2-giej płyty, rzeczy, które twórca zrobił głównie dla telewizji a nawet i reklamy. Taka muzyka raczej na jeden raz, pokazująca jedynie warsztat kompozytora. Wyróżnia się jedynie przebojowy, podrasowany kapitalnym werblem temat z serialu Flash, naturalnie gdzieś tam odwołujący się do stylistyki Batmana.

Niewątpliwie, Music For Darkened Theatre: Volume Two przedstawia kawał znakomitej muzyki filmowej spod pióra Danny Elfmana. Mamy tu i doskonale znanych faworytów, jak i bardzo interesujące, mniej znane rzeczy z jego repertuaru. Duże znaczenie ma również fakt, że część rzeczy oprócz tej kompilacji nie zostało oficjalnie wydanych bądź w obecnej chwili jest bardzo trudnych do zdobycia, jak muzyka z Martwych prezydentów, demo z Miasteczka Halloween, rzeczy dla telewizji czy też Sommersby, Mission: Impossible albo Czarny książę. Nie mówiąc już o tym, że wyselekcjonowano tu faktycznie najlepszą i najciekawszą muzykę z danej produkcji. Z pewnością ten dwu-płytowiec ma znaczną wartość muzyczną a i czasami artystyczną, przysłuchując się oryginalnymi zabiegom kompozytora. Podobnie jak przy woluminie pierwszym możemy znaleźć tu książeczkę z krótkimi notkami-przemyśleniami kompozytora o danej pracy (szkoda, że nie są jednak bardziej rozwinięte…) oraz klimatycznymi fotkami samego Elfmana. Niestety, ten cykl wydawniczy zamknął się na drugiej odsłonie i o kolejnych raczej należy zapomnieć. Jedyną rzeczą, która nie pozwala mi tej przemyślanej i co najważniejsze, skierowanej bezpośrednio do fanów muzyki filmowej produkcji wystawić najwyższej oceny, to problematyczna w odbiorze i czasami psująca słuchalność całości muzyka, którą opisywałem w akapicie powyżej. Dla wszystkiego innego zdecydowanie warto po tą kompilację sięgnąć.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.