Seria Medal of Honor należy chyba do najlepszych gier komputerowych poświęconych II wojnie światowej, chociaż, przyznam, opinię swą opieram tylko na jednej części Allied Assault. Można powiedzieć, że jest ona oparta na dwóch projektach pomysłodawcy serii – Stevena Spielberga. Pierwsza z gier, której część misji przejęło PC-towe Allied Assault, była oparta na Szeregowcu Ryanie. Jedną z lepszych zresztą misji było lądowanie w Normandii. Kolejna z części natomiast w jakimś stopniu na świetnym serialu Kompania braci. Dzięki udziałowi słynnego reżysera gra miała bardzo fajny zestaw zadań do wykonania, nieźle oddawała wojenne realia. Natomiast druga seria gier z cyklu Medal of Honor (Rising Sun i konwersja na komputery PC – Pacific Assault) była poświęcona już wojnie na Pacyfiku.
Jednym z lepszych aspektów serii jest muzyka. Z wyjątkiem części serii, których akcja rozgrywa się na Dalekim Wschodzie, sztandarowym jej kompozytorem jest robiący teraz zawrotną karierę Michael Giacchino. Względnie młody twórca zaszokował fanów gier swoją partyturą. Po pierwsze jako jedna z pierwszych przełamywała trend do opierania ścieżek wyłącznie na sekwencerach MIDI. Nagrano ją z Northwest Sinfonią w Seattle. Drugą sprawą był wzorzec. Giacchino wzorował się bardzo mocno na Johnie Williamsie, a ściślej jego muzykę można by uznać za kontynuację Indiany Jonesa i Ostatniej Krucjaty, którą ja osobiście uważam za jedną z najlepszych ścieżek przygodowych w karierze twórcy Gwiezdnych wojen. Nie przesadzę chyba, jeśli powiem, że to partytury do Medal of Honor pomogły Giacchino osiągnąć pozycję, którą ma dzisiaj. Kiedy powstawały gry poświęcone kampanii na Pacyfiku zastąpił go Christopher Lennertz. Do najnowszego odcinka serii, Airborne, jednak wrócił Giacchino ze starym głównym tematem, wprowadzając ponadto kilka nowych.
Album zaczyna Medal of Honor – Airborne (Main Theme). Nowy skomponowany do gry temat może nie jest kwintesencją kina wojennej przygody, ale jest naprawdę dobry i funkcjonalny. Nie jest także dość bezczelną kopią Johna Williamsa, jak to się zdarzyło przy okazji głównego tematu serii (skądinąd naprawdę bardzo dobrego) czy w ogóle muzyki akcji w niej. Bardzo fajne jest także wykonanie i rytmika, ale w tym drugim Michael Giacchino celował od początku swej kariery i obok Johna Powella należy do najlepszych dzisiejszych kompozytorów pod tym względem.
Właściwa muzyka z gry zaczyna się wraz z następnym utworem, prezentującym świetny action-score na orkiestrę z perkusją. Godne podziwu jest wykorzystanie głównego tematu. Dzisiaj w muzyce filmowej tego bardzo brakuje, nawet jeśli słychać tutaj wyraźne wpływy Jerry’ego Goldsmitha i Johna Williamsa. Ale jeśli już się wzorować – bo nie oszukujmy się, dzisiaj nigdzie na wysoką oryginalność nie możemy liczyć – to na najlepszych. Nie oznacza to jednak, że nie słychać tutaj stylu samego Giacchino. Wręcz przeciwnie, osoby znające partytury do Zagubionych i Mission: Impossible III dostrzegą tutaj elementy podobne do tamtych ścieżek. Przede wszystkim muzyka jest cięższa niż typowo przygodowa partytura z pierwszej gry. Poza tym dużo większy nacisk twórca kładzie na rytm, co słychać chociażby w partiach perkusji. Jest to oczywiście bardziej epickie niż Zagubieni czy nawet czasami pozbawione niestety energii Mission: Impossible III.
Cały album podzielony jest, zapewne jak i gra, na „operacje”. Pierwszą z nich jest Operation Husky i, co ciekawe, duża część muzyki oparta jest właściwie na dwóch motywach, z czego drugi (często słyszany równolegle z pierwszym) jest wariacją na główny temat partytury. Drugą operacją jest Operation Neptune. Jej temat jest wzorowany być może trochę na harmonii Johna Barry’ego (mi osobiście trochę kojarzy się z jego ścieżkami do filmów o agencie 007), ale generalnie sama muzyka jest już bardziej zróżnicowana. Wpływy partytury do serialu Zagubieni są ewidentne, na przykład w utworze Following the Demolition Wires. Trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o dysonanse Giacchino jest jednym z najlepszych kompozytorów. Nie jest to rzecz jasna taki mistrz jak chociażby Elliot Goldenthal czy Don Davis, ale godne pochwały jest to, że sam wypracował własny styl, nie kopiując w tej materii kolegów z branży. Ale w tej ścieżce (a także w swej ścieżce do Ratatuja, choć tam w trochę innym stylu) pokazuje, że potrafi stworzyć także melodyjną muzykę akcji, co po Zagubionych i Mission: Impossible III nie było takie oczywiste, choć w Alias potrafił się z tej strony pokazać. Najlepszym utworem tej „operacji” jest inspirujące i optymistyczne Unblocking Utah, gdzie główny temat serii jest wykorzystany wprost znakomicie. Jest to jedna z jego najlepszych aranżacji spośród wszystkich kompozycji z Medal of Honor.
To, co tygrysy lubią najbardziej przychodzi jednak wraz z Operation Varsity. Temat operacji jest jednym z mroczniejszych fragmentów płyty, choć jest jednocześnie pełen swoistej dumy. Sam utwór jest wprost znakomity pod względem melodyki i orkiestracji. Interesujący jest wykorzystujący tę samą melodię track Sniper Showdown. Nie można tutaj nie dostrzec wpływów serialowej muzyki samego twórcy, a także… Szyfrów wojny Jamesa Hornera. Te pierwsze dają o sobie znać przede wszystkim w partiach na werble, a po części też w sposobie wykorzystania tematu operacji, a nawet części dysonansów. Dowodem na inspiracje twórcą Titanica może być natomiast wykorzystanie (odrobinę inaczej jednak) słynnego czteronutowego motywu zagrożenia.
Większość muzyki to czysta, niezobowiązująca, znakomita technicznie i często melodyjna akcja. Jest dużo bardziej agresywna niż pozostałe części serii (przynajmniej w wykonaniu Giacchino, bo przyznam, że ze ścieżkami Lennertza nie zdążyłem się jeszcze zapoznać), a poza tym, wraz ze świetnym rytmem kompozytor potrafi zbudować jeszcze napięcie. Oprócz action-score, jest także bardziej emocjonalna muzyka, której przykładem niech będzie dramatyczne Wreckage of Nijmega). W swej kulminacji utwór jest wręcz poruszający. Tutaj głos Michaela Giacchino ujawnia się chyba w najbardziej „kliniczny” sposób, poprzez specyficzny, znany z Ratatuja, Zagubionych, a nawet Medal of Honor: Frontline ekspresyjny sposób pisania na smyczki. Godny pochwały jest sposób w jaki Giacchino wykorzystuje tu Airborne Theme. Znakomicie wpisuje w strukturę rytmiczną całości tę dość prostą w sumie melodię.
Album kończy najbardziej emocjonalna aranżacja głównych tematów w całej serii, łącznie z Airborne Theme. Ekspresja i aranżacja przypomina tę z Zagubionych, ale to po prostu kwestia stylu Michaela Giacchino, jednego z niewielu kompozytorów swojego pokolenia, o których można powiedzieć, że własny styl w ogóle mają. Podsumowując można powiedzieć, że jest to naprawdę dobra muzyka: świetna technicznie, z wypracowanym pomysłem, może nie zawsze zainspirowana, przynajmniej w operacji Husky, ale nigdy nie schodząca poniżej pewnego poziomu. Dobrze, że twórca odszedł trochę od konwencji Johna Williamsa i zaczął pisać bardziej „po swojemu”. O ile Mission: Impossible 3 było w dużej mierze niestety hałaśliwym bałaganem (a szkoda, bo twórca zmarnował potencjał stylistyki Zagubionych), to tutaj, być może przez dużą melodyjność ścieżki, Giacchino wyciągnął z niej to, co najlepsze. Kolejna dobra ścieżka względnie młodego kompozytora, którego osobiście zaliczyłbym do najlepszej kompozytorskiej piątki roku 2007.
Inne recenzje muzyki z tej serii gier: