Michael Giacchino

Medal of Honor

(1999)
Medal of Honor - okładka
Paweł Stroiński | 17-11-2007 r.

Pierwsza gra z cyklu Medal of Honor powstała w 1999 roku. Była tak popularna, że doczekała się kilku kontynuacji, zarówno rzucających gracza w wir walk z Niemcami (Underground, Frontline, PC-towe Allied Assault, European Assault czy ostatnie Airborne), jak i z Japończykami (Rising Sun i Pacific Assault). Ja sam grałem tylko w Allied Assault i muszę przyznać, że jest to jedna z najlepszych wojennych gier, z jakimi miałem do czynienia. Poza grafiką, bardzo dobrą jak na 1999 rok, a to już były wysokie standardy, miała świetnie urządzone misje i ciekawą fabułę. Bohaterem był młody wysłany na front w Europie żołnierz, który wykonywał wiele niebezpiecznych misji, z których jedną było lądowanie w Normandii. Misja to bardzo dobra, czego gwarantem niech będzie pomysłodawca gry – Steven Spielberg, twórca Szeregowca Ryana. Bohaterem pierwszej gry z cyklu był Jimmy Patterson żołnierz, który został wcielony do Office of Strategic Services, prekursora dzisiejszej CIA.

Spielberg dał szansę młodemu kompozytorowi, Michaelowi Giacchino, który współpracował z wytwórnią Dreamworks już od gry The Lost World, będącej adaptacją filmu pod tym samym tytułem. Tym razem dostał jednak okazję współpracy z Northwest Sinfonia z Seattle. Nazwisko producenta zobowiązuje. Powstała partytura odnosząca się do stylu Johna Williamsa. Wywołało to bardzo pozytywny odzew, zwłaszcza przy rozczarowaniu, jakim dla niektórych była muzyka do Szeregowca Ryana, a niejako „akcyjną” wersją tego filmu miała być gra Medal of Honor. Kompozytor postanowił napisać swą ścieżkę w stylu, który Williams stosował w latach 80./90., w najbardziej oczywisty sposób nawiązując zwłaszcza do Indiany Jonesa i ostatniej krucjaty. Część muzyki z pierwszej gry przejęła potem PC-towa Allied Assault.

Do innej tradycji jednak nawiązuje rozpoczynający album utwór tytułowy. Główny temat, stosowany zresztą we wszystkich ilustrowanych przez Giacchino grach serii, to niemal kliniczny przykład tak zwanej „americany” – szlachetny, amerykański temat na trąbkę, którego zdecydowanie nie należy traktować jako odpowiedzi na Hymn to the Fallen. Młody kompozytor w oczywisty sposób nawiązuje do twórcy tej konwencji, Aarona Coplanda, jednak oczywiście przefiltrowanej przez styl twórców muzyki filmowej, zwłaszcza Williamsa i Jamesa Hornera. Właściwą muzykę z gry rozpoczyna Locating Enemy Positions. Pełen napięcia utwór pokazuje, jaka jest konwencja całej ścieżki. Widać tu zapowiedzi późniejszego stylu twórcy Zagubionych, przejawiającego się tutaj głównie w dysonansach na harfę. Nie można powiedzieć, by stylistyka była jeszcze niewypracowana i warto zwrócić uwagę, że od początku budowanie napięcia jest bardzo sprawne, a orkiestracje bardzo dobre. Giacchino potrafi także wplatać główny temat jako kolejną warstwę muzyki. Locating Enemy Positions wprowadza zaś kolejną melodię, dla Niemców. Jest to komiksowe, wręcz karykaturalne ukazanie zła. Niemiecki temat do tej pory należy do ścisłej czołówki w twórczości kompozytora.

W dużej mierze Medal of Honor jest wpisane w williamsowską konwencję, co można rozpatrywać jako hołd dla wielkiego kompozytora. Giacchino odnajduje się w tym świecie doskonale. Jest w stanie stworzyć motyw w stylu przyjaciela Spielberga, ale jednocześnie nigdy nie posuwa się do bezczelnej kopii. Należy jednak pamiętać, że to nie jest jego świat. Zastosowanie dość typowych elementów muzyki akcji twórcy Indiany Jonesa jest bardzo ciekawe i młody twórca stosuje je bez żadnych kompleksów. Nie znaczy to jednak, że zupełnie nic nie daje od siebie. Trudno byłoby oskarżać Giacchino o bezmyślne przepisywanie Williamsa. Stylistyka stanowi tutaj szkielet, źródło pewnych rozwiązań. Poza tym, trzeba dostrzec to, że pisząc tę partyturę Giacchino się najzwyczajniej w świecie dobrze bawi. Pisze złożoną muzykę akcji z młodzieńczym entuzjazmem i z dużym respektem dla twórcy, na którym się wzoruje. Tyczy się to także muzyki budującej napięcie, jak chociażby w świetnym The U-Boat.

Godne pochwały jest także to, że właściwie każdy utwór, poza powtarzaniem niektórych tematów (głównego i niemieckiego) i motywów (przez całą ścieżkę przewija się kilkunutowy motyw z Locating Enemy Positions), zawiera jakiś nowy temat, rzecz jasna mieszczący się w przybranej stylistyce. Struktura poszczególnych kawałków jest podobna, jednak fakt, że cały czas pojawia się nowy materiał tematyczny doprowadza do tego, że ścieżki słucha się bardzo dobrze. Kilka fragmentów jest jednak bardzo ciężkich, jak na przykład Rescuing the G3 Officer, gdzie Giacchino bardzo mocno dysonuje, co można także powiedzieć o początku Panzer Attack. Świetny temat posiada Rjuken Sabotage, chyba jeden z najbardziej williamsowskich utworów na albumie. Można tu zobaczyć, jak złożoną muzykę potrafi tworzyć Giacchino, jak dobrze aranżuje na orkiestrę i na dodatek mamy tutaj niemiecki temat w swej najbardziej epickiej krasie. Już ta ścieżka pokazuje, że pod względem rytmicznym kompozytor należy do dużej czołówki pracujących w Hollywood twórców.

Można się zastanawiać, czy ścieżka Giacchino nie jest bardziej przystępna dla słuchaczy niż oryginalne partytury Johna Williamsa z serii Indiana Jones. Wybitne partytury przygodowe, a zwłaszcza najwyżej cenieni Poszukiwacze zaginionej Arki oparte są na specyficznej konwencji. Spielberg odwoływał się do kina awanturniczej przygody z lat Złotej Ery i do tego stylu dostosował się jego kompozytor. Wiąże się z tym pewien styl ilustracji, który, mówiąc w dużym skrócie, opiera się na idealnym dopasowaniu muzyki do wydarzeń na ekranie, a nawet do ich choreografii. Giacchino nie miał tych ograniczeń, więc mógł się skoncentrować na rozwoju tematyki. Jego zadaniem było przede wszystkim zbudować atmosferę, w skutek czego wielu słuchaczy, zwłaszcza na codzień nie słuchających muzyki filmowej, może bardziej preferować tę ścieżkę niż albumowe wydania klasyków Williamsa. Giacchino miał szansę pokazać się jako tematyk i z tej szansy zdecydowanie skorzystał. Przykładem niech będą tutaj wspomniane już Rjuken Sabotage, Merker’s Salt Mine czy Nordhausen (i oparte na tej samej melodii Stopping the V2 Launch), czy świetne, oparte na głównym temacie The Jet Aircraft Facility

Album z muzyką z gry kończą bardzo interesujące niespodzianki. The Road to Berlin to jazzowy utwór, być może trochę zapowiadający takie ścieżki jak Iniemamocnych czy nawet w jakimś stopniu Ratatuja. Dalej mamy także alternatywną wersję Medal of Honor, która mogłaby być idealnym zwieńczeniem albumu i swoistą klamrą. To jednak nie koniec. Najpierw usłyszymy „radiową” wersja The Road to Berlin, potem zbiór efektów dźwiękowych z gry (głównie niemieckie okrzyki). Przekomiczne jest jednak zakończenie albumu. Nie będę zdradzał niespodzianki, powiem tylko, że wiadomo już, że talentu muzycznego Michael nie odziedziczył po mamie…

Nie ma co ukrywać. Medal of Honor Jest to bardzo dobra partytura, a szansę, którą dał mu Steven Spielberg, młody kompozytor wykorzystał z nawiązką. Muzyka ta jednak nie jest pozbawiona wad a na albumie niektóre fragmenty mogą być ciężkie w odbiorze (choć nie tak, jak w bardziej agresywnym Airborne), zwłaszcza te, w których twórca stawia na budowanie napięcia. Poza tym, mimo całego entuzjazmu dla tej ścieżki, wciąż w dużej mierze jest to praca pisana nie w stylu Giacchino. Jedna z zachodnich recenzji pieje w zachwytu, mówiąc, że ta ścieżka pokazuje nam drugiego Williamsa. Na szczęście jednak, w dalszej części swojej kariery, Michael Giacchino pozostał Michaelem Giacchino.

Inne recenzje muzyki z tej serii gier:

  • Medal of Honor: Airborne
  • Medal of Honor: Frontline
  • Medal of Honor: Underground
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze

    Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.