Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tom Raybould

Machine, the (Maszyna)

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 17-09-2014 r.

To, że najciekawsze kino gatunkowe (horror, thriller, komedia, science-fiction) powstaje dziś poza Hollywood, wiemy już od kilku dobrych lat. Produkcje te, z budżetem kilkukrotnie mniejszym niż filmy studyjne, częstokroć zawstydzają swoich wysokobudżetowych kolegów, starannie przygotowanych pod masowego widza i zaprojektowanych od speców od marketingu oraz księgowych. Takowym przykładem jest brytyjska, skromna na pierwszy rzut oka Maszyna, która stara się dołożyć swoją cegiełkę do intrygujących historii serwowanych przez kino na temat konfliktu na linii człowiek i jego wytwór, czyli sztuczna, myśląca inteligencja. Szerzej nieznany walijski reżyser Caradog W.James mile zaskakuje stworzeniem futurystycznego świata niedalekiej przyszłości, nieco surowego i nie prze-bajerowanego jeżeli chodzi o wygląd technologii, wizualną formą pełną smaczków (w tym hołdu dla japońskiego anime i produkcji w stylu Ghost in a Shell) a także niebanalnym potraktowaniem ważkich pytań o to, gdzie kończy się maszyna a zaczyna świadomość czy też dusza. Od strony muzycznej zupełnym debiutantem (na koncie do tej pory tylko kilka krótkometrażówek i form dokumentalnych) jest przy tym projekcie Tom Raybould, który za ten tytuł zdobył już walijską wersję nagrody BAFTA.

Raybould stworzył do Maszyny score właściwie stuprocentowo elektroniczny, co biorąc pod uwagę historię gatunku oczywiście dziwić nie powinno. Trudno też sobie wyobrazić, by muzyka innego pokroju była tu bardziej na miejscu. Inna, choć wydaje się, że mniej ważna przyczyna takiego a nie innego brzmienia wynika zapewne z mikroskopijnego budżetu produkcji (mniej niż 1 mln. funtów szeterlingów!). Walijczyk być może nie stworzył pracy w żaden sposób powalającej i oryginalnej (w tego rodzaju medium musiałby to być geniusz na miarę choćby Vangelisa…), jednak w jakiś sposób zwrócił na siebie uwagę tak branży (muzyka wydana została nakładem MovieScore Media) jak i fanów. Szczególnie tych, którzy z nostalgią wspominają elektronikę w muzyce filmowej lat 80-ych, jej brzmienie oraz charakter, dalekie od dzisiejszych elektronicznych produktów, poddanych dziesiątkom procesów i stylizacji, mającym ją upodobnić jak najbardziej do filmowego sound designu.

Raybould w swojej pracy odnosi się do takiej klasyki gatunku jak Łowca androidów, TRON czy Terminator. Trudno nie zauważyć w The Machine chłodnych, mechanicznych tonów w stylu pracy Brada Fiedela, dziwacznych odgłosów lub nieco pokracznych akordów a la Wendy Carlos, czy specyficznych tonacji pokrewnych Vangelisowi, których jest tu najwięcej i one też jakoś tak najmilej łechcą przy słuchaniu tej ścieżki dźwiękowej. Znajdziemy tu przede wszystkim przeciągłe brzmienia i przypominające alarm „zjazdy”, które kojarzą się niechybnie z Blade Runnerem i one dodają tej pozycji chyba najwięcej charakteru. Oprócz tego, kompozytor wykreował dynamiczny, pulsujący temat główny, który świetnie w filmie asystuje nielicznym scenom akcji, wzmagając sens nieuchronności ewolucji (cyborgi przewyższające ludzi), szczególnie w ostatnim akcie filmu. Fraza ta nieco przypomina współczesne dokonania Daft Punk, ale trudno uznać to za zarzut. W kilku miejscach Raybould korzysta również ze wsparcia syntetycznego chóru (również w powyższych sekwencjach), co w jakiś stopniu uatrakcyjnia muzykę.

Żeby jednak nie było tak różowo, The Machine to jednak w większości dość atmosferyczna, ambientowa praca. Dużą część utworów wypełniają rozległe plamy dźwiękowe i faktury, które mają wywołać niepokojącą atmosferę. Nie pomaga również dość długi czas odsłuchu (prawie godzina). Muzyka dłuży się, nie mając poza kreowanym klimatem często wiele więcej do zaoferowania. Z tego względu jednak praca Rayboulda większe wrażenie czyni w samym filmie. Mimo tego i tak jest ciekawsza niż współczesne, anonimowe, elektroniczne wypełniacze do hollywoodzkich filmów akcji oraz s-f, jak np. niedawna, mierna Transcendencja Mychaela Danny, ilustrująca film o dość zbieżnej tematyce. Brzmienie Maszyny odsuwa się od mechanicznych i futurologicznych tonacji w nielicznych przypadkach, gdy kompozytor korzysta z delikatnego brzmienia fortepianu (najprawdopodobniej syntetycznego) czy też w finałowym utworze, który mile przypomina akustyczną stronę muzyki Thomasa Newmana.

Nie zaprzeczam, że The Machine w swojej postaci albumowej nie będzie łatwą i przyjemną w odbiorze ścieżką dźwiękową. Wydaje mi się jednak, iż zamiast ślepo podążać za każdą nowością serwowaną przez młodocianych twórców z Los Angeles, którzy przecież tworzą w bardzo podobnych klimatach, warto raz na jakiś czas spróbować czegoś podobnego, ale z innej części świata (i stworzonego za nieporównywalnie mniejsze pieniądze). Wnioski myślę nasuną się same… Warsztatowo Raybouldowi nie można za wiele zarzucić, podobać może się również żelazna konsekwencja w tworzeniu muzycznego świata dla tej mrocznej opowieści science-fiction. Fani muzyki filmowej i jej elektronicznej odnogi z lat 80-ych powinni być również zadowoleni. Mimo pewnych ograniczeń, Tom Raybould zaliczył według mnie dość udany debiut w kinie pełnometrażowym i pozostaje tylko czekać na kolejne jego projekty, już miejmy nadzieję z większymi budżetami. Muzyka została wydana tylko w wersji cyfrowej.

Najnowsze recenzje

Komentarze