Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alexandre Desplat

Little Women (Małe kobietki) (2019)

-,-
Oceń tytuł:
Jarek Zawadzki | 31-01-2020 r.

Można by zadać pytanie: „Na co komu kolejna adaptacja Małych kobietek Louisy May Alcott?”, lecz traci ono rację bytu, jeżeli uświadomimy sobie, że co kilka lat powstają rebooty kultowych franczyz (o niezliczonych interpretacjach sztuk Szekspira w teatrze, filmie czy telewizji nie wspominając). Uznajmy więc, że każde pokolenie ma potrzebę zaprezentowania własnej wizji losów sióstr March. Narracja Grety Gerwig jest przy tym szczególnie interesująca, gdyż nie podąża chronologicznie za wydarzeniami opisanymi w dwóch tomach bestsellerowej powieści amerykańskiej pisarki, lecz umiejscawia akcję w okresie dorosłości i z tej perspektywy przywołuje wspomnienia z dzieciństwa.

Kolejnym zabiegiem zastosowanym w scenariuszu jest nakładanie się na siebie kwestii wypowiadanych przez aktorów, dzięki czemu dialogi są dynamiczne i posiadają określony rytm. Ciekawym pomysłem wydaje się być również zbudowanie postaci głównej bohaterki granej przez Saoirse Ronan nie tylko w oparciu o literacki pierwowzór, ale także wzbogacenie jej o elementy biografii Alcott oraz doświadczenia samej reżyserki. Wszystko to powoduje, że historia przelana na papier 150 lat temu może być odczytywana jako głos w bieżącej dyskusji o równouprawnieniu kobiet (szczególnie w kontekście praw związanych z ich statusem społecznym i materialnym).

Droga do nowej adaptacji Małych kobietek rozpoczęła się w okolicach 2014 roku. Kiedy Greta dowiedziała się, że studio Sony planuje przeniesienie jej ulubionej powieści z dzieciństwa na duży ekran, zgłosiła się niezwłocznie do Amy Pascal, ówczesnej prezeski wytwórni, w celu przedstawienia swojej wizji z najdrobniejszymi detalami. Mieszanka talentu, pasji i siły perswazji sprawiła, że nie tylko zatrudniono ją w roli scenarzystki, ale ostatecznie, po sukcesie artystycznym i finansowym Lady Bird, jej reżyserskiego debiutu (nominowanego w pięciu kategoriach do Oscara), pozwolono jej również stanąć za sterami produkcji.

Przy czterdziestomilionowym budżecie Gerwig mogła sięgnąć po „drogie zabawki”, które do dyspozycji mają zazwyczaj mężczyźni. Obraz został nakręcony na taśmie 35 mm, zgromadzono wybitną obsadę aktorską, a muzykę skomponował dwukrotny laureat Oscara, Alexandre Desplat. Wybór ten zupełnie nie zaskakuje, gdyż Francuz jest specjalistą od muzycznych portretów kobiet (Coco Chanel, Philomena, Królowa, Julie & Julia, Dziewczyna z perłą, Sufrażystki, Florence Foster Jenkins itd.). Czytając wypowiedzi amerykańskiej reżyserki łatwo można wyczuć, że jest ona wielką fanką twórczości Desplata, w szczególności muzyki do Narodzin, jeszcze z początków jego hollywoodzkiej kariery. Tę fascynację widać między innymi po sposobie udźwiękowienia filmu, bo nie dość, że muzyki jest w nim dużo, to w dodatku jest ona bardzo dobrze wyeksponowana na pierwszym planie. Sam kompozytor określa najnowsze dzieło Gerwig „musicalem bez piosenek”, a nawet porównuje je do baletu.

Konieczność skomponowania aż 90 minut ścieżki dźwiękowej to nie jedyne wyzwanie, z którym musiał się zmierzyć Francuz. Najtrudniejszym zadaniem było stworzenie muzycznej ilustracji, która z jednej strony pomoże widzowi rozróżnić dwie linie fabularne, a równocześnie pozwoli zbudować między nimi pewne analogie. Doskonałym przykładem jest sekwencja na plaży, do której odnosi się utwór The Beach. Jest to jedyny przykład wykorzystania tematu Beth na albumie, choć w filmie pojawia się on kilkukrotnie w subtelnych aranżacjach na harfę i fortepian. Początkowo obserwujemy młode panny March w towarzystwie flirtujących z nimi absztyfikantów. Na ekranie dominują ciepłe barwy dynamicznych ujęć Yoricka Le Saux, a w tle rozbrzmiewa radosna melodia rozpisana na smyczki, fortepian i flet. Wraz z końcem retrospekcji widzimy już tylko starszą Jo z chorą siostrą na pustej plaży sfotografowanej w ponurych odcieniach szarości, orkiestra cichnie, a znajomy motyw zredukowany jest do fortepianowej solówki.

Słuchając albumu można łatwo wychwycić charakterystyczne brzmienia symbolizujące trzy stany emocjonalne: młodzieńczą radość (urocze Snow in the Garden), ciepło ogniska domowego (Christmas Morning) i romantyczną miłość. Te nastroje przekładają się w dużym stopniu na bazę tematyczną ścieżki dźwiękowej. Mamy krótki fortepianowy motyw Jo, odzwierciedlający niepokorną duszę młodej artystki. Kolejna melodia, o której wcześniej już wspominałem, ilustruje sceny z udziałem Beth. Pojawia się też motyw powracającego do domu ojca i rodziny w komplecie (Father Comes Home). Jednak najbardziej chwytliwy jest temat miłosny, występujący w subtelnym Laurie and Jo on the Hill czy też epickim It’s Romance. Słynna scena „pod parasolem” jest zresztą przez Gerwig doskonale pomyślana. Jak powszechnie wiadomo, Louisa May Alcott wcale nie chciała wydać głównej bohaterki za mąż, sama też nigdy ślubu nie wzięła, ani nie miała dzieci. Reżyserka postanowiła więc zadośćuczynić autorce, osadzając scenę romantycznego spotkania Jo i Friedricha w szerszym kontekście (jakim? nie będę zdradzał), przez co widzowie długo po seansie będą debatować czy wydarzyła się ona naprawdę czy jest tylko literacką fikcją. Greta razem z Alexandrem puszczają oko do widza decydując o aranżacji melodii w starohollywoodzkim, choć lekko pastiszowym stylu.

Fortepian i flet są niewątpliwie instrumentami bardzo chętnie wykorzystywanymi przez Desplata w jego twórczości (tym razem kaskady dźwięków fortepianu rozpisane na cztery ręce mają symbolizować cztery siostry March). Pod tym i wieloma innymi względami Małe kobietki są stylistycznymi kontynuatorkami wcześniejszych lirycznych prac Francuza: Jak zostać królem, Strasznie głośno, niesamowicie blisko czy Dziewczyny z portretu. Niestety, te podobieństwa objawiają się na albumie zbyt często, czasami przybierają wręcz formę cytatów np. z Drzewa życia czy nawet Strażników marzeń. To wszystko wpływa na niską oryginalność kompozycji. Nie zmienia to jednak faktu, że twórca próbuje przerwać rutynę chociażby poprzez skrzypcowe scherza (Dance on the Porch oraz Carriage Ride), odzwierciedlające żywiołowość młodych bohaterów. Świetnie rozpisane partie smyczkowe znajdziemy również w utworze The Book, który ilustruje finałową sekwencję montażową. Co ciekawe, w ostatnich sekundach kompozytor rozładowuje całe napięcie fortepianową aranżacją motywu Jo – teraz już spełnionej artystki, trzymającej w ręku świeżo wydaną powieść.

Score Desplata jest pełen paradoksów: z jednej strony wydaje się dość kameralny, ale w finalnym rozrachunku imponuje rozmachem emocjonalnym. Brakuje mu jednego, powtarzającego się motywu przewodniego, na którym oparta byłaby cała kompozycja, a jednocześnie nie można mu odmówić melodyjności. Niby nie grzeszy oryginalnością, ale jest tak dobrze skrojony pod obraz filmowy, że łatwo o tych odniesieniach do wcześniejszych prac Francuza zapomnieć. Ostatecznie stawiam ten album na równi z pozostałymi, również nominowanymi do Oscara, lirycznymi dokonaniami Desplata, takimi jak Philomena czy Jak zostać królem, oceniając go na mocną trójkę z plusem.

Najnowsze recenzje

Komentarze