Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer, Elton John

Lion King Legacy Edition, the (Król lew)

(1994/2014)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 28-07-2019 r.

Ten film miał być porażką. Tak wyglądały prognozy. Gdy Disney postanowił się zająć historią młodego lwiątka, które musi przejąć władzę od swojego wujka-królobójcy i uzurpatora, projekt przekazano drugiej ekipie. Pierwsza, główna ekipa animatorów już zajmowała się kolejnym wielkim filmem, Pocahontas. Król lew przeszedł jednak wszelkie oczekiwania. Po premierze w Polsce, mimo świetnego dubbingu, wyświetlano film z napisami – taką miał popularność wśród dorosłych widzów. W oryginale głosów użyczyło wielu znanych aktorów – dorosłego Simbę grał Matthew Broderick, Mufasę – jego ojca – James Earl Jones, a Skazę (w oryginale „Scar”) Jeremy Irons. W roli hien wystąpili między innymi Whoopi Goldberg i Cheech Marin, znani głównie jako komicy (choć karierę Goldberg zrobiła dzięki Kolorowi purpury Stevena Spielberga). W Polsce zresztą nie inaczej: Wiktor Zborowski jako Mufasa, Marek Barbasiewicz jako Skaza. Emilian Kamiński i Krzysztof Tyniec zaś użyczyli głosu Pumbie i Timonowi. Film swoje inspiracje brał, między innymi, z szekspirowskiego Hamleta i z Księgi Wyjścia. Mówi się też o uderzających podobieństwach do anime Kimba: Biały lew. Tak czy siak, powstało dzieło piękne, na którym wychowało się wiele dzieci, w tym (wtedy dziesięcioletni) piszący te słowa.

O tym, jak mało wagi nadano projektowi w studiu, świadczył fakt, że Alana Menkena, który zdominował Disneya na kilka lat, zaangażowano do prac nad Pocahontas. Autorstwo tekstów piosenek zaproponowano Timowi Rice’owi i to on wpadł na pomysł, że można by zaprosić do współpracy Eltona Johna. Potrzebna była jednak muzyka ilustracyjna. Studio miało w pamięci ścieżkę dźwiękową z filmu Zew wolności, gdzie Hans Zimmer umiejętnie połączył tradycyjny południowoafrykański chór z elektroniką. Kiedy wreszcie podjął się projektu, a miał duże wątpliwości, postanowił to zrobić dla swojej córki Zoë. Chcieli też Lebo M., aranżera i dyrygenta partii chóralnych. Trzydziestosiedmioletni wtedy kompozytor podjął się projektu i zatrudniono go jako kierownika muzycznego filmu (music supervisor), co oznaczało, że jego zadaniem było nie tylko skomponowanie muzyki ilustracyjnej, lecz także aranżacja bądź nadzór nad aranżacją piosenek. Projekt, który okazał się dużo bardziej osobisty niż Zimmer mógł sobie wyobrazić, przyniósł mu jedynego w karierze Oscara. Statuetkę odebrali też Elton John i Tim Rice za Can You Feel the Love Tonight. Przy okazji premiery filmu ukazał się bardzo popularny album soundtrackowy, zawierający piosenki (w tym popowe wersje utworów Eltona Johna – w Europie tylko Can You Feel the Love Tonight, w USA jeszcze Circle of Life i I Just Can’t Wait to be King. Europejski soundtrack miał jeszcze utwór Hyenas, nieobecny w Stanach. To jednak fanom Zimmera nie mogło wystarczyć. Pojawiły się bootlegi, miały jednak fatalną jakość. Wreszcie na dwudziestolecie filmu Disney wydał dwupłytową edycję, rozpoczynającą serię „Legacy Edition”. Kompozytor zgodził się na nią pod warunkiem, że pozwolą mu na nowy miks jego muzyki, pod nadzorem Alana Meyersona. Wydanie to, w Polsce niedostępne, zawiera wszystkie piosenki w angielskiej wersji i to właśnie ta edycja jest przedmiotem niniejszej recenzji.

Historia powstania filmowej wersji Kręgu życia (Circle of Life) jest już chyba legendarna. Aranżacja piosenki przypadła samemu Zimmerowi (podobnie jak Be Prepared, znanego w Polsce jako Przyjdzie czas). Wszystko było prawie gotowe, ale Lebo M., dusza tej piosenki i całej ścieżki do filmu, gdzieś zniknął. Producenci mieli odwiedzić go którejś nocy, ale jego nigdzie nie było. W końcu… sam przyszedł do studia. Szybko postawiono go przed mikrofonem, gdzie zaimprowizował dziś już ikoniczny wstęp filmu. Słynne Nants Ingoyama, czyli w tłumaczeniu z języka Xhosa „oto nadchodzi lew” jest chyba jednym z najsłynniejszych otwarć w historii muzyki filmowej, doskonale powtórzonym na koncertach Hans Zimmer Live, gdzie Lebo M. wychodzi na scenę bez żadnej zapowiedzi. Partię angielskiego tekstu zaśpiewała Carmen Twillie, która akurat przebywała w studiu Zimmera. To miało być tylko demo, pierwsze nagranie, ale ostatecznie znalazło się w filmie. Wielkie dyskusje reżyserów wpędziły Niemca w niemałą panikę, bo myślał, że stracił pracę. Otóż nie, postanowiono zupełnie zmienić planowany dialogowy wstęp filmu w pozbawioną słów prezentację małego Simby („lew” w języku suahili). Oryginalna aranżacja wciąż pięknie się broni, a w filmie wprost „robi” scenę.

Pierwszym utworem muzyki ilustracyjnej jest Didn’t Your Mother Tell You Not to Play With Your Food. W filmie został w dużej mierze wycięty. Nieco groteskowy mrok zdaje się bardziej być w klimacie Danny’ego Elfmana niż samego Hansa Zimmera, choć oczywiście np. saksofon nigdy nie był mu obcy. Ale jego styl jest obecny – nawet gdy cytuje piosenkę złoczyńcy (Przyjdzie czas), brzmi to jak zapowiedź Karmazynowego przypływu. Sam temat Skazy jest zwiastunem wielu motywów kompozytora – wystarczy przytoczyć tylko mroczny marsz pułkownika Talla z Cienkiej czerwonej linii czy fragmenty Peacemakera.

Piękno uderza jednak już w We Are All Connected, czyli sceny wykładu, podczas którego Mufasa tłumaczy swojemu synowi, jakim terenem rządzi i jakim powinien być królem. Kompozytor wprowadza wszystkie najważniejsze tematy – zaczyna od przypominającego Misję Ennio Morricone tematu Simby, potem pojawia się delikatna, nieco swawolna wersja Busy, najważniejszej pieśni chóralnej ścieżki, wreszcie cudowny temat Mufasy, który do tej pory jest w czołówce najpiękniejszych melodii Hansa Zimmera z tekstem: „Będziesz rządził tą ziemią, więc postępuj ostrożnie” (uzo libusa le lizwe, uli buse kahle). Ten tekst, jak pozostałe kwestie chóralne mają znaczenie w kontekście filmowym, a także politycznym. W 1994 roku, kiedy animacja powstawała, powoli kończył się w RPA apartheid. Kompozytor nie mógł tam pojechać, bo po Świecie na uboczu i Zewie wolności miał zakaz wjazdu do kraju. Zdjął go dopiero Nelson Mandela. Temat Mufasy pojawia się zawsze w scenach najpoważniejszych, czy to nauk udzielanych synowi (We Are All Connected, I Was Just Trying to Be Brave), czy w scenach dramatycznych.

Podobnie jak w przypadku pierwszego utworu scoru, w filmie wycięto dużą część kolejnej kompozycji. I znowu dotyczy to materiału Skazy. Być może uznano te fragmenty (zresztą nie zawsze najlepszej jakości) za zbyt oczywiste narracyjnie. Co ciekawe, początek tego utworu jest częścią wydanej na europejskim soundtracku suity Hieny. Druga część, dość bliska wcześniejszym ścieżkom kompozytora (zwłaszcza Zielonej karcie) wprowadza kilka nowych tematów, w tym melodię z przepięknego Miłość rośnie wokół nas (Can You Feel the Love Tonight, potem pieśni miłosnej Simby i Nali) i Strasznie już być tym królem chcę (I Just Can’t Wait to Be King). Aranżowana przez Marka Mancinę piosenka jest świetną zabawą. Wykonanie jest znakomite zarówno po angielsku, jak i po polsku.

Pierwszym utworem akcji jest Elephant Graveyard. Ilustracja sceny na cmentarzysku słoni, gdy Simba i Nala po raz pierwszy konfrontują się z hienami ma wręcz dość groteskowy, znowu na swój sposób Elfmanowski, charakter. Zimmer nadaje scenie charakter karnawałowego koszmaru. W momencie ratunku przez Mufasę, co ciekawe, zapowiada rytm… tematu z Karmazynowego przypływu. Brzmienie tego utworu przenosi się na Przyjdzie czas. Rozpoczynający piosenkę monolog Skazy nie znajduje się jednak w filmie. Nie jest to oczywiście jedyny utwór tego typu w ścieżce.

Muzyka akcji generalnie świetnie prezentuje jeden z największych paradoksów wczesnej twórczości Hansa Zimmera, który wynika z jego braku wykształcenia muzycznego: funkcjonalność w filmie często bywa odwrotnie proporcjonalna do wartości technicznej. Album z remake’u doskonale pokazuje, jak przez 25 lat poprawił się warsztat kompozytora. Świetnym przykładem problemów technicznych oryginalnej ścieżki jest ilustracja sekwencji śmierci Mufasy. Zapowiedziane przez mroczne (przypominające trochę późniejszą Tajną broń) Stampede zaczyna się od świetnych desperackich smyczków, po czym wchodzi temat, który można opisać tylko jako Strefę zrzutu zaaranżowaną przez myślącego o Dies irae Mozarta Carla Orffa. W tle słychać wyraźny elektroniczny podkład. Wszystkiemu towarzyszą flety, które brzmią nieco jak Lot trzmiela. Można tutaj też znaleźć wpływy… Ognistego podmuchu i to elektronicznej strony ścieżki. Przy świetnej dramatycznej części przeważa Mozartowska Lacrimosa, jeden z ważniejszych utworów dla całej kariery Zimmera. Te wpływy nie umniejszają kreatywności kompozytora, jednak widać, choćby po użyciu elektroniki, że brakowało trochę budżetu, a partie fletów brzmią czasem dość naiwnie. Jest to pierwszy tak epicki utwór akcji w jego karierze i słychać, że zabrakło trochę doświadczenia i, nie oszukujmy się, znajomości orkiestry. Potem następuje najbardziej bodaj osobisty utwór przynajmniej w dotychczasowej karierze Niemca, jeśli nie w ogóle.

Kiedy zmarł jego ojciec, Hans Zimmer miał 6 lat. Jak wspominał w wywiadach, przeszedł nad tym zdarzeniem do porządku dziennego, bo następnego dnia musiał iść do szkoły. To był wielki szok dla niego, gdy na taką scenę trafił trzydzieści jeden lat później. Simba, tak jak on, stracił ojca. Przepiękną, subtelnie tragiczną scenę, w której lwiątko próbuje ocucić Mufasę i w końcu kładzie mu się pod łapę, mógł potraktować z dystansem albo w całości w nią wejść. Było to dla niego terapeutyczne doświadczenie. Co ciekawe, jest to jeden z najdelikatniejszych utworów w jego karierze. Nie posiłkuje się melodramatyczną aranżacją. Owszem, cytuje temat Mufasy (co ciekawe, w zawartym na drugiej płycie demo tego utworu, już się nie pojawia), ale jest on raczej pełen smutku niż nadmiernego patosu. Inspiracją miało być Niemieckie requiem Johannesa Brahmsa, w którym, jak wspomina producent filmu, zasłuchiwał się przed tą sceną. Warto zwrócić też uwagę na piękną aranżację tematu Simby w If You Ever Come Back, We’ll Kill You. Podobną delikatną ilustrację dostanie potem w Księciu Egiptu scena, w której to Mojżesz musi odejść na pustynię po zabiciu izraelskiego niewolnika. Potem pojawia dziwny, heroikomiczny temat dla Timona i Pumby. Niestety, nie jest to materiał, który dobrze przenosi się poza film. Piosenka Hakuna Matata, która zresztą przytacza autentyczne hasło z języka suahili, to już klasyk, a warto tylko dodać, że oryginalnie zaproponowano utwór, obecny na drugiej płycie pod nazwą Warthog Rhapsody.

Po przepięknym, opartym na najważniejszych tematach Kings of the Past następuje kolejny utwór zawierający akcję. Ze wszystkich Nala, Is It Really You? jest technicznie najlepszy, choć nie różni się zbyt wiele od dotychczasowej muzyki akcji Zimmera, a być może nawet słychać tu pewne wpływy Marka Manciny. Po przepięknej piosence (aranżowanej przez Mancinę i Jaya Rifkina) Miłość rośnie wokół nas następuje Remember Who You Are, który dla wielu jest najważniejszym po śmierci Mufasy utworem w filmie. Tym razem do zilustrowania Zimmer dostał scenę rodem z Hamleta. Chodzi bowiem o moment, w którym Simba widzi ducha swojego ojca. Jednym z najciekawszych elementów utworu jest pogoń za pawianem Rafikim, oparta na dialogu solowych afrykańskich wokalistów. Mówi się, że scena z duchem ojca dała Zimmerowi Oscara. Ilustruje ją dramatyczną, jednocześnie mistyczną aranżacją tematu Mufasy. A kiedy już Simba podejmuje decyzję, pojawia się triumfalna Busa, której tekst domaga się od przyszłego króla, by rządził w pokoju (busa le lizwe, busa le lizwe, busa lomhlaba wethu, busa ngo xolo). Ten sam temat przenosi się na następny utwór, który przygotowuje nas na finalną konfrontację. Niestety, radosna piosenka Timona i Pumby rujnuje poważny nastrój finału ścieżki. The Rightful King zbiera bowiem najważniejsze tematy w jeden utwór akcji, który niestety nie jest pozbawiony wad. Najlepiej wypada dramatyzm. Niestety słabym punktem, znowu, jest temat Timona i Pumby. Wolę jego… brak w nowej ścieżce. Nie można jednak mu nic zarzucić w filmie. Znakomicie wypada natomiast operowa wręcz ilustracja walki Simby i Skazy w zwolnionym tempie z Wagnerowskim podkładem (rytmicznie oparty jest bowiem na Pogrzebie Zygfryda ze Zmierzchu Bogów. A finał to już klasyk – ostatnie wspomnienie ojca (temat Mufasy) przechodzi w triumfalną aranżację motywu Simby. Kiedy jemu rodzi się lwiątko, triumfalna Busa wprowadza, jako istotną klamrę (w końcu historia zatacza koło) Kręgu życia. I jeszcze raz triumfalna afrykańska pieśń na koniec.

The Morning Report było piosenką, która pojawia się w specjalnej wersji filmu i została wtedy przywrócona. Na drugiej płycie znajduje się też pierwotna wersja Hakuna Matata czyli Warthog Rhapsody, a kilka utworów ilustracyjnych zostaje przedstawiona w formie elektronicznych dem. Nieprzypadkowo trudno jest odróżnić niektóre sample od żywych instrumentów. Bo… tych żywych instrumentów w finalnej ścieżce nie ma. Samplowana jest cała perkusja i duża część orkiestry. To też czasem sprawia, że brzmienie muzyki trąci myszką. Ale nie dajmy się oszukać. 25 lat po premierze oryginalny animowany Król Lew wciąż porusza serca i nie powinno to dziwić. Hans Zimmer, choć początkowo niechętny projektowi, włożył jednak weń całe serce. Niewiele się mówi, jak praca nad filmem Disneya wpłynęła na kompozytora. Oczywiście, dostał swojego jedynego (!) Oscara. Ale pomijając nawet wiele motywów, które są tu zapowiadane, wydaje się, że jest to film, który mu bardzo pomógł dojrzeć. 25 lat później do remake’u przyszedł już jako inny człowiek. Ale jak to wpłynęło na jego brzmienie, to już inna opowieść.

Chciałbym bardzo podziękować Miyazawa Eri, od której bardzo wiele się dowiedziałem na temat ścieżki.

Najnowsze recenzje

Komentarze