Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kenji Kawai

Kaidan

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 09-11-2017 r.

Sanyutei Encho (1839-1900) zaliczany jest do prekursorów japońskiej literatury grozy. Swoją renomę zawdzięcza głównie temu, że był on jednym z twórców tzw. sztuki rakugo, czyli werbalnych przedstawień, podczas których osoba na siedząco prezentowała rozmaite historie. W swoich gawędach często sięgał do wywodzących się z folkloru opowieści o duchach, określanych zazwyczaj zbiorczym terminem „kaidan”. Wśród jego dzieł znajdziemy min. Kaidan Kasane ga Fuchi, które stało się popularną inspiracją dla wielu horrorów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Najbardziej znana adaptacja tej opowieści Encho, zatytułowana po prostu Kaidan, zrealizowana została w 2007 roku, jako jedna z części cyklu J-Horror Theater. Za kamerą obrazu stanął nie byle kto, bo sam Hideo Nakata, twórca kultowego Kręgu.

Fabuła opowiada o Shinkichim, na którego ród została rzucona klątwa. Mężczyzna, nieświadomy ciążącego na nim przekleństwa, zakochuje się w młodej kobiecie o imieniu Toyoshiga. Niestety demony z przeszłości powracają, aby dokonać zemsty na zauroczonej w sobie parze. Wkrótce Shinkichi przypadkowo rani śmiertelnie Toyoshigę, co pociąga za sobą nadprzyrodzone konsekwencje. Przedstawiony zarys fabuły nie przypomina zatem w żaden sposób filmu Kaidan – opowieści niesamowite Masakiego Kobayashiego, jednego z najsłynniejszych horrorów z Japonii. Obydwa filmy łączy jedynie tytuł i gatunek. Co ciekawe jednak, w jednej z retrospekcyjnych sekwencji Nakata składa hołd produkcji Kobayashiego poprzez posługiwanie się ręcznie malowaną scenografią. Ponadto scena, w której bohaterowie płynął łódką po zamglonym jeziorze, przypomina Opowieści księżycowe Kenjiego Mizogouchiego, inny klasyczny film, który bazował na historiach typu „kaidan”.

Muzykę do Kaidan skomponował stały współpracownik Nakaty, Kenji Kawai, który miał już w owym czasie niemałe doświadczenie w horrorach, w tym dylogię Krąg i Dark Water. Kino grozy zazwyczaj ukierunkowywało Japończyka w stronę odpowiednich stylizacji, w których dominowały ambientowe tekstury. Jednak specyfika obrazu Nakaty wymusiła na japońskim artyście częściowe odstąpienie od wypracowanych przez niego technik ilustracyjnych.

Czas akcji, a także zakorzenienie opowiadanej historii w podaniach ludowych, pozwoliły Kawai’owi sięgnąć nie tylko po typowe dla niego syntezatory, ale również po ludowe instrumentarium. A zatem poza niejako obligatoryjnymi elektronicznymi teksturami mamy również shakuhachi oraz tamtejsze perkusjonalia, głównie bębny taiko. Trzonem ilustracji wciąż oczywiście pozostają syntezatorowe frazy, ale to właśnie wzbogacenie jej o folklorystyczny pierwiastek sprawia, że nie jest to kolejna horrorowa ścieżka dźwiękowa. Łączenie elektroniki z tradycyjnym instrumentarium (zwłaszcza ze shakuhachi) może nasuwać skojarzenia z partyturami Isao Tomity do tzw. „samurajskiej trylogii” Yojiego Yamady.

Shakuhachi pojawia się najczęściej jako instrument prowadzący temat główny. Jest to prosta, krótka, ale bardzo sugestywna melodia. Słychać w niej przygnębienie, melancholię, gdzieś tli się romantyzm, przez co sprawnie wizualizuje postać Shinkichiego, który stara się poszukiwać miłości mimo ciążącej na nim klątwy. Ciekawie wypada w aranżacji na sopran, gdzie tworzy coś na wzór lamentu utraconej miłości głównego protagonisty. Prostota motywu nie pozwala stawiać go w jednym szeregu ze wspomnianymi w poprzednim akapicie, złożonymi brzmieniowo dziełami Tomity, niemniej jednak seans filmowy przekonuje nas, że Kaidan wcale nie potrzebował bardziej wymyślnego tematu przewodniego. Jego sugestywność wystarcza, aby udźwignąć obraz, a także skupić na sobie uwagę słuchacza w domowym zaciszu.

Kaidan jest, jak na soundtrack z horroru, pracą w gruncie rzeczy dość przystępną. Nie ma tu zbyt wiele dysonansów, a Kawai skupia się głównie na budowaniu ponurego i lirycznego klimatu. Tylko sporadycznie sprowadza swoją muzykę do umiarkowanego suspensu. Muzyczny pejzaż, osiągany poprzez syntezatory i ludowe instrumentarium, jest więc z grubsza subtelny, ale też i w jakiś sposób intymny. Znajduje to swoje przełożenie w filmie, gdzie fundamentem wydaje się wątek dramatyczny (szukanie szczęścia przez Shinkichiego), a cała horrorowa otoczka jest raczej dodatkiem do opowiadanej przez Nakatę historii.

Myślę, że będziemy zgodni co do tego, że tego typu ilustracja nie potrzebowała ponad 50-minutowej prezentacji albumowej. I tak też podczas odsłuchu, tak jak w przypadku wielu innych ścieżek dźwiękowych z horrorów, wkrada się trochę materiału mało absorbującego poza filmowym kontekstem. Nie zmienia to jednak faktu, że Kaidan to soundtrack klimatyczny i ciekawie rozszerzający o etniczne elementy spektrum typowych dla gatunku chwytów ilustracyjnych. I dlatego też recenzowaną ścieżkę dźwiękową osobiście zaliczam do czołówki prac Kawai’a, które stworzył na potrzeby kina grozy.

Najnowsze recenzje

Komentarze