Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joseph Bishara

Insidious (Naznaczony)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 16-06-2015 r.

James Wan stał się w pewnym sensie ekspertem od dochodowych horrorów za nieduże pieniądze. Jego Piła nie tylko osiągnęła niebywały kasowy sukces, ale zdefiniowała na nowo kino grozy z gatunku obrzydliwego. Otworzyła ona nie tylko drzwi nieskończonej liczbie sequeli, ale też masie sadystycznych produkcji, gdzie zamiast strachu widzowi ma być niedobrze. Może też widząc jaką Puszkę Pandory otworzył, Was postanowi wrócić do źródeł gatunku, gdzie straszenie jest ważniejsze od odruchów wymiotnych. Efektem czego powstał Naznaczony (Insidious) mocno schematyczny, ale przyzwoity przedstawiciel kina grozy. Gdyż właśnie strach gra w nim największą rolę i ścieżka dźwiękowa bardzo dobrze potęguje to uczucie.

W swej horrorowej karierze James Wan stawia na nietuzinkowych kompozytorów, wywodzących się spoza klasycznego świata muzyki filmowej. I tak na potrzeby Piły zaangażował byłego klawiszowca Nine Inch Nails Charliego Clousera, który jednak trochę się zatracił w niekończących się sequelach tej wątpliwej jakości serii. Dlatego do Naznaczonego zatrudniony został tajemniczy Joseph Bishara, który w swej okrytej mrokiem biografii miał również do czynienia z industrialnym rockiem. Pod względem brzmienia poszedł on jednak w zupełnie innym kierunku niż Clouser, bardziej klasycznym. Zamiast syntetycznych, industrialnych dźwięków Bishara postawił w pierwszej linii na tradycyjne „żywe” instrumenty. Nie ma tu jednak co liczyć na mroczne, acz romantyczne gotyckie brzmienie, jak w klasycznych horrorach. Amerykański kompozytor definiuje muzykę do kina grozy w bardzo prosty, acz niezwykle efektywny sposób – ma być strasznie!
W tym celu melodyjność i jakiekolwiek przyjemne odczucia muzyczne schodzą na ostatnie plan. Instrumenty zaś stają się w pierwszej linii narzędziami terroru.

Ścieżka dźwiękowa do Naznaczonego oparta jest głównie na instrumentach smyczkowych. Bishara wykorzystuje je aby osiągnąć przerażające dźwięki, mogące się wręcz słusznie kojarzyć z okrzykami potępionych i wszelakiej maści zjaw i demonów. Czasami można wręcz odczuć, że mamy do czynienia z jakimiś próbami, czy improwizacjami na smyczki. I jest w tym sporo prawdy, gdyż większość score’u nagrywana była przed postprodukcją. James Wan chciał już na początku mieć paletę strasznych dźwięków. Dlatego też Joseph Bishara wraz z niedużym muzycznym składem, zanim film został ukończony, ćwiczyli improwizowali i nagrywali najróżniejsze muzyczne kawałki, głównie parte na smyczki, aby osiągnąć odpowiednie brzmienie. Następnie mając do dyspozycji całą paletę muzycznych, groźnych, strasznych, agreswynch, awangardowych, mrożących krew w żyłach, mrocznych i nieludzkich dźwięków Wan z Bisharą mogli dopasować je wedle uznania. I co najważniejsze udało się stworzyć odpowiednie brzmienie, które automatycznie można utożsamiać z tym filmem. Wysokie smyczki, wręcz piszczące, przypominające przeraźliwe krzyki stały się czymś na miarę znaku rozpoznawczego, żeby nie powiedzieć wręcz motywu przewodniego. Wiadomo mówienie tutaj o jakiejś bazie tematycznej byłoby grubą przesadą, ale udało się Amerykaninowi stworzyć coś jak duszę tej ścieżki, duszę potępioną ma się rozumieć.

Zresztą pod względem funkcjonalności nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Jak na klasyczny horror przystało przystoi, gdzie na każdym rogu coś na nas czyha, tak i muzyka czai się, aby nagle wyskoczyć znienacka przyprawiając nas o szybsze bicie serca.

Sam obraz nie jest jakoś przeładowany muzyką, która pojawia się tylko wtedy kiedy tego potrzeba. Jej rola też ogranicza się prawie wyłącznie do straszenia i siania niepokoju. Tylko czasami Bishara daje nam odpocząć, pomijając operowanie ciszą, kiedy aby opisać dramat rodzinny sięga po delikatne brzmienie pianina i pozwala grać smyczkom, proste przejmujące melodie. Są to jednak tylko przerywniki przed prawdziwym horrorem.

Dlatego jeszcze większym wyzwaniem jest przejść przez sam soundtrack mimo w miarę krótkiego czasu jego trwania. Bishara tak jest skoncentrowany i zapatrzony na film i na straszenie, że gotowy materiał zdaje się wręcz nie stworzony na osobne wydanie. Bez obrazu muzyka ta może się jawić jako jedno wielkie splątanie dźwięków. Szczególnie, że większość utworów nie jest dłuższa niż jedna minuta.

Niesprawiedliwym byłoby jednak posądzać Amerykanina o fuszerkę. Pod względem wykonania i funkcjonalności trudno coś tej ścieżce dźwiękowej zarzucić. Jednak jej horrorowy rodowód, połączony z ciężkim i nie raz będącym na granicy eksperymentu, graniem może być dla wielu słuchaczy materiałem nie do przejścia.

Oczywiście można dywagować, czy tak naprawdę jest muzyka? Wszak można twierdzić, że każdy dźwięk to muzyka, a czasami w nieklasycznej harmonii zestawienie dwóch dowolnych dźwięków tworzy akord, dokładnie akord niepełny. Pomijając jednak teorie, dalej można twierdzić, że Naznaczony trudno zaliczyć do melodyjnych soundtracków. Ciężko też wybrać jakieś utwory warte szczególnej uwagi. Też głównie dlatego, że większość z nich jest za krótka. Ewentualnie można by wyszukać te delikatniejsze, „rodzinne” momenty jak chociażby w Bring Him Back jak i paru innych kawałkach. Tylko są one tak krótkie, że trudno mówić o jakiś wpadających w ucho melodiach, a bardziej o przystankach wytchnienia. W Gas Mask Vision daje o sobie znać intrygująca elektronika, dobrze budująca napięcie. Ale znowu jest to zaledwie muzyczny fragment. Dlatego też jako wizytówkę tego albumu należy wziąć awangardowe Void Figure 7, która trwa prawie 4 minuty. Jak na ten soundtrack to prawie jak wieczność. Utwór ten jest kwintesencją wspomnianych smyczkowych wariacji, eksperymentów i improwizacji.

Naznaczony może się jawić jako swoisty muzyczny eksperyment, którego celem jest zagrać jak najstraszniej. I to się Bisharze udaje, który chyba czerpie radość ze straszenie ludzi. W obrazie Wana czyni to nie tylko jego muzyka, ale pojawia się w nim sam jako „Darth Maul”! OK, może nie do końca wciela się w Lorda Sithów. Ale demon, którego bardzo dobrze odgrywa nawiasem mówiąc, wygląda jak czarny charakter z Gwiezdnej Sagi (Mrocznego widma). Zresztą każdy kto widział oba filmy przyzna, że podobieństwo jest uderzające, no, może pomijając te kopyta.

Trudno jednoznacznie ocenić ścieżkę dźwiękową Josepha Bishary. Tym bardziej może być ciężko zachęcić kogoś do zapoznania się z tym soundtrackiem, chyba, że weźmiemy pod uwagę największych fanów filmu i osoby, które lubią się bać. I tym samym dochodzimy do największej i właściwie jedynek zalety tego score’u – on jest straszny! I czy w sumie nie jest to czego od ścieżek do horrorów oczekujemy?

Najnowsze recenzje

Komentarze