Michael Giacchino

Inside Out (W głowie się nie mieści)

(2015)
Inside Out (W głowie się nie mieści) - okładka
Marek Łach | 28-06-2015 r.

W 2010 roku Pixar wkroczył w fazę sequeli. Jak dotąd doczekały się ich seria Toy Story, Auta oraz Potwory i spółka, a na horyzoncie majaczą kontynuacje Gdzie jest Nemo oraz Iniemamocnych. Kolejne części Toy Story (czwarta) i Aut (trzecia) są natomiast – jeśli wierzyć włodarzom Pixara – w stadium coraz bardziej zaawansowanych prac. Tę nieco odtwórczą tendencję usiłowała przerwać ze średnim skutkiem Merida waleczna, jeden ze słabszych filmów studia. Obrazy Pixara w ostatnich sezonach nie porywały również pod względem muzycznym, gubiąc gdzieś pierwiastek wyjątkowości, który charakteryzował ścieżki Thomasa Newmana czy starsze prace Michaela Giacchino. Analizując rozdania najważniejszych nagród przemysłu filmowego, nie sposób nie zauważyć, że od czasu zwycięskiego Odlotu żaden z filmów studia nie doczekał się choćby pojedynczej nominacji w kategorii „Najlepszy score”!

Inside Out (polski tytuł W głowie się nie mieści) przełamuje oba te negatywne trendy: filmowo jest to ścisła czołówka produkcji Pixara, muzycznie zaś – powrót do lepszych czasów, kiedy to pixarowskie soundtracki znajdowały uznanie w oczach branży. Paradoksalnie jednak jest to kolejna ścieżka Giacchino, która jedynie ociera się o najwyższe noty; obiecuje więcej, niż może faktycznie zaoferować. Jest przekonująca, rzetelna, momentami nawet porywająca, ale potencjał filmowej opowieści wykorzystuje w ograniczonym stopniu. Wydaje się, że ten sam materiał w rękach Thomasa Newmana, twórcy o zdecydowanie bogatszej wyobraźni, mógłby zaowocować czymś lepszym, bardziej plastycznym i nietuzinkowym – czymś o większej dawce finezji i artyzmu.

Nie ulega przy tym wątpliwości, że dawno już żadna animacja Pixara nie dawała kompozytorowi takich możliwości ilustracyjnych. Czego tu nie ma: cała plejada emocji, fantazyjny świat wykreowany od podstaw, intensywne spięcia dramaturgiczne, koloryt, przepych i oryginalność wizji! A wszystko to wolne od sztywnych ram założonej konwencji, bo Inside Out – w odróżnieniu od sequeli Cars (kino szpiegowskie) oraz Monsters, Inc. („college movie”) – traktuje fabularne szablony z dużą elastycznością.

Strzałem w dziesiątkę jest równoczesność obu linii narracyjnych, rozgrywających się symultanicznie w naszej rzeczywistości oraz w fikcyjnym świecie emocji głównej bohaterki. Film zahacza z jednej strony o dramat rodzinny (oczywiście w wersji uproszczonej na potrzeby małoletnich widzów), a z drugiej o dynamiczną, ekscytującą opowieść przygodową z pogranicza fantasy. Trzeba Giacchino oddać, że te przeplatające się doznania zdołał powiązać w przekonujący sposób, unikając przy tym narracyjnego chaosu. Spośród wszystkich pixarowskich ścieżek kompozytora, Inside Out jest dzięki temu najbardziej autonomiczna. Nie uświadczymy tutaj niewolniczego dopasowania pod filmowy montaż – Giacchino żongluje muzycznymi pomysłami płynnie, ale z dużą samodyscypliną. W efekcie większość utworów sprawia wrażenie zamkniętych całości, niekiedy rozpisanych nawet według klasycznego schematu: wstęp, rozwinięcie, kulminacja. Jest to duża poprawa w stosunku do pozbawionych umiaru Aut 2 oraz nierównego Odlotu, który poza tematem głównym cierpiał na muzyczną anonimowość.

W Inside Out na uwagę zasługuje zarówno temat przewodni, jak i to, co wokół niego się dzieje. Główna melodia to jedna z najbardziej udanych muzycznych kreacji w karierze Giacchino: wpadająca w ucho, serdeczna, śmiała i ujmująco pieszczotliwa. Nie zaowocowała wprawdzie hitem na miarę kultowego Married Life, ale tak naprawdę sytuacja ta wychodzi ścieżce na dobre, zapewnia jej odpowiedni balans. Temat przewodni jest przy tym na tyle charakterystyczny i funkcjonalny, że błyskawicznie zyskuje status muzycznej sygnaturki filmu. Delikatne liryczne muśnięcia w kulminacyjnym utworze Joy Turns to Sadness/A Growing Personality pokazują, że Giacchino – faworyzowany przez miłośników gatunku jako specjalista od wielkoorkiestrowej akcji – w rzeczywistości najlepiej sprawdza się tam, gdzie przemawiać ma serce, a nie muskuły.

Skoro jednak o akcji mowa, to Inside Out i na tym polu prezentuje się interesująco. Z biegiem lat coraz częściej odnoszę wrażenie, że Giacchino uwiera przypisany mu (mocno na wyrost) status następcy Williamsa i Goldsmitha; związana z tym presja skutkuje pewnym automatyzmem i suchą „technicznością”, wkradającymi się w efektowne skądinąd ścieżki z gatunku przygody/SF (Super 8, Star Treki, Jupiter Ascending). Inside Out jest jednak wolny od tej przypadłości. Utwory akcji nie niosą ze sobą williamsowskiego piętna, stylizacja ma drugorzędne znaczenie, Giacchino nie musi tym razem niczego udowadniać. Na polu dramaturgii ścieżka prezentuje się dzięki temu bardzo wiarygodnie i pozwala szczerze przejmować się losem ekranowych bohaterów. Desperackie We Can Still Stop Her i apokaliptyczne Escaping the Subconscious na tle spektakularnych wizualiów filmu prezentują się szczególnie smakowicie. Prawdziwym popisem muzycznej dramaturgii jest natomiast Rainbow Flyer, pięknie wyeksponowany w obrazie i dodający ilustrowanej scenie niemal teatralnego, straceńczego patosu.

Ścieżka broni się również detalami: czasem będzie to błyskotliwa solówka (flet dynamizujący Chasing Down Sadness), czasem subtelny elektroniczny pejzaż (Tears of Joy), innym razem intrygująca szarża na pograniczu awangardy (saksofon w Abstract Thought – jednej z najlepszych sekwencji filmu). Nie jest to oczywiście szczegółowość faktury na miarę dokonań Newmana czy Desplata, ale przy ciężkiej niekiedy ręce Giacchino takie drobnostki cieszą i warte są odnotowania.

Ogólnie Inside Out spełnia wszystkie kryteria udanej ilustracji filmowej. Kompozycji Giacchino można zarzucić jedynie to, o czym wspomniałem na początku recenzji: niewykorzystanie pełnego potencjału filmu. Twórca Ratatuja podszedł do materiału z dużą ostrożnością i słychać to zwłaszcza w sekwencjach rozgrywających się w „świecie emocji” – nietuzinkowa, surrealistyczna wizja grafików Pixara okraszona została muzyką raczej konwencjonalną i bezpieczną. Za wyjątkiem wspomnianego Abstract Thought nie ma tutaj woli eksperymentatorstwa, próby wykreowania czegoś unikalnego i magicznego. Nie jest to może nudny formalizm Odlotu, ale daleko mu również do malowniczych scenerii, które Newman malował w Gdzie jest Nemo. Giacchino twardo stąpa po ziemi, jak gdyby bał się, że dziwaczny, fantazyjny świat Inside Out bezwzględnie wymaga zakotwiczenia w klasycznym, zrozumiałym dla każdego szablonie. Obawa wydaje się nieuzasadniona, bo i bez tego obraz Pixara może pochwalić się uniwersalnym, klarownym przekazem.

Giacchino nie ma jednak czego się wstydzić – Inside Out to najlepsza pixarowska ścieżka od czasu Wall-E, a zgłoszone wyżej obiekcje wynikają przede wszystkim z mocno rozbudzonych oczekiwań i apetytów. Najważniejsze, że otrzymaliśmy wreszcie kompozycję, która satysfakcjonuje na obu płaszczyznach – filmowej i płytowej – i która unika błędów popełnionych przez Giacchino w poprzednich latach. Dojrzała i urocza muzyka.

P.S. Fizyczne wydanie ścieżki zawiera bonusowy track w postaci hawajskiej piosenki z krótkometrażówki Lava, wyświetlanej przed seansem Inside Out.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.