Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ramin Djawadi

Great Wall, the (Wielki Mur)

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 05-02-2017 r.

Zhang Yimou zaliczany jest do czołówki chińskich reżyserów. Karierę rozpoczynał od dramatów obyczajowych (min. Czerwono sorgo i Zawieście czerwone latarnie), które zyskiwały poklask nie tylko na rodzimym rynku, ale również na zachodnich festiwalach. Światową popularność zdobył jednak dopiero w nowym millenium, głównie za sprawą Hero i Domu latających sztyletów, blockbusterów z gatunku wu-xia. Część obserwatorów zaczęła postrzegać go za specjalistę od wysokobudżetowych obrazów, choć on sam nie poprzestał w międzyczasie kręcić bardziej kameralnych produkcji. Jakkolwiek wielkie widowiska stały się w końcu jego znakiem rozpoznawczym, co przełożyło się na pozafilmowe angaże – np. w 2008 roku pracował nad ceremonią otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. W 2011 roku na ekrany kin wszedł jego pierwszy film koprodukowany z Hollywoodem, Kwiaty wojny z Christianem Bale’m w roli głównej. Drugie dzieło w dorobku Yimou współtworzone z Fabryką Snów, to Wielki Mur, tym razem z Mattem Damonem.

Pomimo pojawienia się w tytule jednej z najbardziej charakterystycznych budowli starożytnego świata, film nie ma prawie nic wspólnego z historią. Wielki Mur służy tutaj za fortecę, ostatni bastion rasy ludzkiej. Popularny Jason Bourne, tyle że uzbrojony w miecz, łuk i zbroję, musi stawić czoła rozmaitym bestiom, które za wszelką cenę będą próbowały sforsować umocnienia. Z takiej o to fabuły Zhang Yimou sklecił kino pozbawione artystycznego sznytu, który cechował wiele jego wcześniejszych dokonań. Wielki Mur nie stara się nawet udawać, że jest czymś więcej niż czystą rozrywką.

Wielki Mur to dla Yimou pierwsza współpraca z kompozytorem nie pochodzącym z dalekowschodnich krajów. Na stołku autora ścieżki dźwiękowej wylądował bowiem Ramin Djawadi, członek grupy Remote Control Production i zarazem wychowanek Hansa Zimmera. Gdy więc dowiedziałem się o tym angażu, to od razu przyszła mi do głowy świetna ścieżka dźwiękowa Klausa Badelta z filmu Przysięga z 2005 roku. Badelt, tak jak i Djawadi, również zaczynał karierę pod skrzydłami laureata Oscara za muzykę z Króla Lwa. Poza tym Wielki Mur i Przysięga reprezentowały analogiczny typ kina, czyli chińskie kino fantasy osadzone w dawnych czasach. Czy zatem recenzowanemu score udało się dorównać starszemu o ponad dziesięć lat dziełu Badelta? Zacznijmy najpierw od osoby Djawadiego.

Prawdę mówiąc, nigdy nie byłem, i zapewne nie będę, fanem członków Remote Control Production. Muszę jednak przyznać, że Niemiec irańskiego pochodzenia wyróżnia się pośród swoich kolegów z tzw. RCP. O ile można mieć zastrzeżenia do wielu aspektów prac tego twórcy, o tyle trzeba przyznać, że stosunkowo łatwo przychodzi mu pisanie chwytliwych tematów, w ówczesnym mainstreamie towaru wręcz deficytowego. Oczywiście Djawadiego nie nazwałbym świetnym melodykiem, wszak określenie to zarezerwowane jest dla tuz muzyki filmowej, to jednak nie da się ukryć, że na koncie ma już kilka doprawdy chwytliwych motywów. W tym miejscu wypadałoby przypomnieć chociażby Pacific Rim, Warcrafta, Westworld, czy osławioną już Grę o tron, którą chyba każdy czytelnik byłby w stanie zanucić bez najmniejszych problemów. Jak się okazuje, również główny temat z Wielkiego Muru będzie można zaliczyć do tej stawki.

Usłyszymy go w najbardziej reprezentacyjnym utworze, Nameless Order, który ukazał się oficjalnie na kilka dni przed premierą soundtracku. Melodia wiodąca ma wydźwięk heroiczny i patetyczny, a do tego jest bardzo dynamiczna, w dużej mierze za sprawą wyraziście nakreślonej rytmiki. Siłą kompozycji jest nie tylko sam motyw, ale również przebojowy aranż, w którym wiodącą rolę odgrywa kobiecy chór. Co ciekawe, wyśpiewuje on tekst chińskiego poematu liczącego sobie ponad 2000 lat. Do tego Djawadi dorzuca dość typowe dla siebie, a także dla innych twórców z RCP, smyczki i perkusjonalia. Tak o to Niemiec, jak sam zresztą twierdzi, stworzył utwór łączący elementy zachodniej i wschodniej muzyki. Co prawda może brzmieć to dość banalnie i oklepanie, niemniej takowy ruch ze strony kompozytora, patrząc przez pryzmat koprodukcyjnej specyfiki filmu, wydaje się zrozumiały. Z tegoż tematu Djawadi korzysta na przestrzeni całej partytury wielokrotnie.

Obok tematu z Nameless Order usłyszymy także jeszcze inny motyw, który będzie przewijał się w różnych utworach, min. w otwierającym film Prologue. Przypomina on wydany mniej więcej pół roku wcześniej soundtrack z Warcrafta, a konkretniej tytułową kompozycję z tego albumu. W zasadzie gdyby nie orientalne naleciałości (shakuhachi), to ów muzyczny prolog można by postrzegać za odrzuconą kompozycję z partytury powstałej do ekranizacji słynnego cyklu gier wytwórni Blizzard. Rola tych motywów jest zresztą całkiem podobna – w obydwu przypadkach ich zadaniem jest odzwierciedlenie agresji i brutalności.

Na dłuższą metę soundtrack może sprawiać pewne kłopoty. Sęk tkwi w tym, że swoje najmocniejsze karty Djawadi wykłada na stół już na samym początku albumu. To właśnie wtedy mamy do czynienia z większością najlepszych kawałków. Z czasem na pierwszy plan wysuwa się bezpardonowa akcja, niestety miejscami dość czerstwa i odtwórcza (choć wprowadzane tematy mogą robić spore wrażenie). Tak też omawiana partytura po parunastu minutach traci na sile rażenia, a uwaga statystycznego odbiorcy, niczym tytułowa budowla, zostaje wystawiona na próbę. Przerywników od intensywnej muzyki akcji jest stosunkowo niewiele, pojawiają się one głównie pod postacią przeciętnego motywu lirycznego (min. Funeral Song) lub skromnych naleciałości związanych z chińską muzyką ludową. Mając na uwadze, jaki film otrzymał do zilustrowania Djawadi, przewaga dynamicznych kompozycji nie powinna dziwić. Inna sprawa, że zredukowanie czasu trwania płyty do przystępnych 40 minut mogłoby wyjść wszystkim na dobre.

Wielki Mur Ramina Djawadiego na pewno nie będzie drugą Przysięgą. Nie jest to ten kaliber artyzmu i wyczucia dalekowschodniej wrażliwości. Muszę jednak przyznać, że Niemcowi udało się napisać całkiem efektowną ścieżkę dźwiękową. To prawda, że bywa ona siermiężna, a soundtrack może się okazać za długi dla niektórych odbiorców. Na plus jednak trzeba zaliczyć fakt, że Djawadi umie poprzeć hollywoodzkie standardy ilustracyjne stosownymi orientalizmami i porządnymi tematami. Ja będę ostrożny w ocenie, ale wcale nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś zaliczył Wielki Mur do swoich ulubionych soundtracków z 2016 roku.

Najnowsze recenzje

Komentarze