Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tadashi Yamauchi, Chuji Kinoshita

Gamera Trilogy

(1965/1966/1967/1995)
5,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-01-2017 r.

Gamera – wielki żółw chodzący na dwóch nogach – to obok Godzilli najważniejszy filmowy potwór z Japonii. Wniosek ten można oprzeć na tym, że praktycznie żadna inna bestia, wyłączając wspomnianego w poprzednim zdaniu, radioaktywnego jaszczura, nie stała się bohaterem tylu produkcji. Począwszy od lat 60. aż po pierwszą dekadę XXI wieku powstało łącznie 12 obrazów z Gamerą w roli głównej. Najpierw, tak jak w przypadku serii z Godzillą, była seria Showa (8 filmów), następnie Heisei (3 filmy) i Millenium (1 film). W niniejszym tekście cofniemy się do samych początków tej franczyzy. W tym celu na warsztat weźmiemy trzypłytowy box wytwórni King Records, który zawiera w sobie ścieżki dźwiękowe z trzech pierwszych filmów o przerośniętym żółwiu, czyli kolejno Gamera, Gamera vs. Barugon i Gamera vs. Gyaos.

Nakręcona w 1965 roku Gamera w reżyserii Norakiego Yuasy, pierwszy film z serii, powstała jako odpowiedź wytwórni Daiei na popularny cykl o Godzilli, który dystrybuowany był przez konkurencyjny koncern Toho. Mamy zatem ten schemat, co w kultowym dziele o wielkiej jaszczurce. Gigantyczna bestia zakuta w lodach Antarktydy, tytułowy Gamera, zostaje obudzona do życia, po czym, jak łatwo się domyślić, za cel zniszczenia obiera sobie Kraj Kwitnącej Wiśni. Wkrótce do walki z poczwarą staje cesarska armia. Decydenci z Daiei nie kryją nawet analogii z Godzillą, aczkolwiek trzeba też zaznaczyć, że w ówczesnej Japonii takowe produkcje sprzedawały się jak świeże bułeczki. Wszystko musiałoby zatem uszyte na odpowiednią miarę. Łącznie z muzyką.

Muzykę do pierwszego filmu o Gamerze napisał Tadashi Yamauchi (1927-1980). Był to twórca raczej niezbyt kojarzony w branży – obraz Yuasy jest zresztą najbardziej znaną pozycją w jego karierze. Warto natomiast zauważyć, że postać Akiry Ifukube odegrała pewną rolę w nabieraniu kształtu tej partytury. Po pierwsze, Yamauchi pobierał nauki u słynnego kompozytora. Po drugie, skoro Gamera miał naśladować Godzillę i inne filmy z serii, to było niemal oczywiste, że Yamauchi będzie musiał nawiązać brzmieniowo do twórczości swojego nauczyciela. Można by zatem pomyśleć, że Japończyk, tak jak Ifukube, skomponuje jakiś wyrazisty temat, muzyczną wizytówkę, którą z powodzeniem można by wykorzystywać w kolejnych odsłonach. Niestety, nic takiego Yamauchi nie stworzył na potrzeby pierwszej Gamery – w tej materii dużo bardziej reprezentacyjny wydaje się motyw Kow Otaniego skomponowany dla zrealizowanej w latach 1995-1997 serii Heisei. Nie jest też jednak, że japoński artysta całkowicie zrezygnował z bazy melodycznej.

W czasie zapoznawania się z omawianym soundtrackiem usłyszymy ładny, jazzujący motyw Toshio, ludzkiego protagonisty filmu Yuasy. Jest on często rozpisywany min. na gitarę, wibrafon i trąbkę (co też może stanowić pewną odskocznię od innych ścieżek dźwiękowych z filmów kaiju). Z czasem staje się on motywem dramatycznym. Oczywiście nie ma on takiej siły przebicia, jak legendarny temat Ifukube. Poza tą koncepcją muzyczną, Yamauchi ukierunkowuje swoją partyturę przede wszystkim w stronę posępnej, dość mrocznej ilustracji, co też podyktowane jest tonem filmu Yausy. Nie należy ona do łatwej w odbiorze, wszak obcowanie z ponurymi dysonansami sekcji smyczkowej i dętej, delikatnie mówiąc, niekoniecznie musi sprawiać przyjemność. Wzorem swojego mentora, Yamauchi przygotował też marsz. Brakuje mu jednak melodycznej zwiewności, jaką zapewniał w analogicznych kompozycjach Ifukube.

Gdy zestawimy Godzillę Akiry Ifukube i Gamerę Tadashiego Yamauchiego, to ta pierwsza wypada absolutnie bezkonkurencyjnie. Muzyka młodszego z Japończyków nie jest oczywiście zła, od strony technicznej prezentuje się nienagannie, a swoją filmową rolę spełnia należycie, niemniej brakuje jej wyrazistości, chwytliwych tematów i czegoś, co mogłoby zapaść w pamięć na dłużej. Nie pomaga też licha jakość dźwięku, która utrudnia zapoznawanie się z materiałem, choć patrząc od strony wydawniczej należy pochwalić decydentów, że oszczędzili zasypania krążkami bezsensownymi dodatkami. Wypada też docenić, że Yamauchi nie kopiuje bezmyślnie pomysłów z innych filmów kaiju, a jedynie stylistycznie do nich nawiązuje, jednocześnie w miarę umiejętnie wprowadzając do swojej muzyki odrobinę jazzowego sznytu. Generalnie nie jest to nic wielkiego, ani godnego uwagi szerszego audytorium, acz miłośnicy tzw. monster movies mogą się rozejrzeć za tą pozycją.



Gamera:



Inaczej prezentuje się od strony muzycznej druga odsłona serii – Gamera vs. Barugon z 1966 roku. O ile w pierwszej części Gamera walczył z armią, o tyle w kolejnym filmie postawiono naprzeciw niego innego potwora, Barugona (nie mylić z występującym w produkcjach Toho Baragonem – podobieństwo tyczy się zresztą nie tylko nazewnictwa, ale także i wyglądu, przez co część amatorów kina kaiju uznaje Barugona za bezczelną kopię potwora z konkurencyjnej wytwórni). Ponadto zmiany pojawiły się także w ekipie realizatorskiej, w tym na stanowisku autora ścieżki dźwiękowej. Tadashiego Yamauchiego zastąpił Chuji Kinoshita (1916-), w stosunku do poprzednika twórca dużo bardziej znany w branży (ówcześnie na jego koncie widniała już chociażby ceniona trylogia Człowieczy los Masakiego Kobayashiego).

Dzieło Kinoshity wyróżnia się przede wszystkim okazałymi tematami. Najważniejsze z nich usłyszymy już pierwszym utworze, będącym pewnego rodzaju suitą przeznaczoną pod napisy początkowe i prolog filmu. Charakteryzuje je spora ekspresja, chwytliwość i militarny sznyt. Co ważne, pojawiają się dość często. Zresztą reżyser bardzo ochoczo wykorzystuje muzykę Japończyka, nierzadko podkładając ją w dłuższych sekwencjach, co potrafi dawać całkiem imponujący efekt. Aż chciałoby się, aby takie kompozycje, jak Gamera vs Barugon, czy Bulding the Mirror , zostały ponownie nagrane z dużą orkiestrą. Urozmaiceniem jest ponadto okazyjny motyw z Diamond Lure , brzmiący nieco podniośle, ale jednocześnie tajemniczo. Baza tematyczna zupełnie odcina się od partytury Yamauchiego. Jedynie motyw główny zdaje się, być może zupełnie przypadkowo, nawiązywać w pierwszych nutach do melodii Toshio z pierwszej Gamery .

Część akcji Gamera vs Barugon rozgrywa się na jednej z wysp Pacyfiku zamieszkałej przez tubylców (kolejna zrzynka z filmów o Godzilli). Z tego powodu Kinoshita napisał trochę etnicznie zabarwionej muzyki, na którą natkniemy się głównie w pierwszej połowie albumu. W niektórych fragmentach usłyszymy jedynie solowe, dalekowschodnie perkusjonalia (Drums), co ukierunkowuje partyturę Japończyka nie tylko w stronę tradycyjnego score, ale również w stronę muzyki źródłowej. Z kolei inne kawałki bazują na połączeniu pseudo folklorystycznych stylizacji z partiami sekcji dętej (min. interesujące Into the Twenty Valleys ). Kompozycje te dodają recenzowanej pracy sporo eklektyzmu.

Tak też Gamera vs. Barugon Chujiego Kinoshity to partytura napisana z rozmachem i tematycznym zacięciem, przez co z pewnością zostawia ona w tyle dzieło Yamauchiego. To prawda, że melodie Akiry Ifukube z filmów o Godzilli wydaja się bardziej doniosłe i bombastyczne, niemniej pracy Japończyka słucha się doprawdy bardzo dobrze. Kinoshita unika przestojów w postaci nieciekawego underscore’u, ogranicza też do minimum, na korzyść brzmienia orkiestry, rolę syntezatorów, które po tylu latach mogłoby działać jedynie na niekorzyść tego dzieła. Ponadto album nie nudzi, wszak mamy do czynienia z dość różnorodnym i bogatym tematycznie materiałem. Zdecydowanie czołówka serii.



Gamera vs Barugon:



Po pokonaniu Barugona, w kolejnym filmie w szranki z przerośniętym żółwiem stanął Gyaos – wielki pseudo-nietoperz. Do ekipy realizatorskiej obrazu Gamera vs Gyaos , który miał premierę w 1967 roku, powrócił „ojciec serii”, reżyser Noriaki Yuasa. Ponadto na stołku autora ścieżki dźwiękowej ponownie zasiadł Tadashi Yamauchi, dla którego miała to być druga i ostatnia próba sprawdzenia się we franczyzie Gamery. Czy kontynuował on idee muzyczne nakreślone przez siebie samego w pierwszym filmie z cyklu? A może zdecydował się skierować w stronę, co by nie powiedzieć, efektownej partytury Kinoshity z Gamera vs. Barugon ?

Przy rozważaniach nad score z Gamera vs. Gyaos możemy w zasadzie cofnąć się do akapitu podsumowującego pierwszą ścieżkę dźwiękową z serii. I tym razem otrzymaliśmy partyturę stosunkowo ubogą tematycznie, niezbyt wyrazistą i skupioną w dużej mierze na podążaniu za filmowymi realiami. Yamauchi nie cytuje dosłownie swojej poprzedniej pracy, choć niektóre frazy melodyczne oraz orkiestracje mogą faktycznie nasuwać z skojarzenia z materiałem zawartym na CD1. Z nowych koncepcji muzycznych wyróżnia się motyw Gyaosa, oparty na chromatycznych zjazdach sekcji dętej blaszanej. Pod koniec tej plyty pojawia się też infantylna pioseneczka Song of Gamera.

„Jedynkę” cechował jednak pewien eklektyzm – nie była to oczywiście jakoś szczególnie różnorodna praca, ale w kilku miejscach próbowała przynajmniej odmiennych rozwiązań stylistycznych (min. jazz i marsze). Poza paroma wstawkami z muzyki źródłowej, tutaj mamy do czynienia przede wszystkim z czysto ilustracyjną partyturą, na którą składa się głównie posępna, mało pociągająca liryka lub dysonujący underscore. Co prawda takie utwory, jak tytułowe Gamera vs Gyaos , chyba najlepsza prezentacja tematu Gyaosa, mogą zwracać uwagę niezłym wykonaniem i ciekawymi rozwiązaniami aranżacyjnymi, to jednak w przy obcowaniu z całym krążkiem przepełniają jedynie czarę goryczy. Partytura Yamauchiego, pomijając aspekty techniczne, przytłacza słuchacza, jest ciężka, nudna i męcząca. Na szczęście do kolejnego filmu o Gamerze, Gamera vs. Viras , miał już napisać muzykę zupełnie inny twórca.



Gamera vs Gyaos



Tak o to prezentuje się Gamera Trilogy , czyli trójpłytowy box, na którym znajdziemy soundtracki z pierwszych trzech filmów o Gamerze. Patrząc z perspektywy historii japońskiego kina, jest to na pewno wydanie ciekawe i ważne, wszak właśnie poprzez odsłuch tych płyt możemy zagłębić się w muzykę z początków tej w pewnych kręgach kultowej już franczyzy. Gdy jednak zachcemy na nie spojrzeć okiem statystycznego miłośnika muzyki filmowej, to nie jest już tak kolorowo, w końcu dwie partytury Tadashiego Yamauchiego na pewno nie znajdą poklasku wśród słuchaczy nie gustujących w filmów kaiju. W tej stawce wyróżnia się na plus score Chujiego Kinoshity, który punktuje wyrazistą tematyką i porządnym oddziaływaniem w ruchomych kadrach. Czy zatem warto polecać Gamera Trilogy ? Dla miłośników serii, o ile takich w ogóle znajdziemy wśród czytelników tego portalu, jest to na pewno pozycja obowiązkowa. Reszcie odbiorców polecałbym głównie najciekawsze fragmenty opisywanych ścieżek dźwiękowych.

Inne recenzje z serii:

  • Gamera vs. Viras
  • Gamera: Guardian of the Universe
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze