Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kow Otani

Gamera: Daikaijū Kūchū Kessen (Gamera: Guardian of the Universe)

(1995)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 12-10-2015 r.

Wielki jak wieżowiec, latający oraz chodzący na dwóch łapach żółw – tak można by pokrótce określić Gamerę, jednego z najsłynniejszych, japońskich potworów. Jednak w odróżnieniu od Godzilli, Rodana i innych popularnych kaiju, Gamera nie powstała w studiu Toho, a w konkurencyjnym Daiei. Stało się to dokładnie w 1965 roku, czyli w czasach, gdy seria o gigantycznym jaszczurze zaczęła zmierzać w stronę infantylnych i wątpliwych jakościowo „widowisk”. Pierwsza produkcja z cyklu, Daikaiju Gamera, przypominała swoim mrocznym i poważnym tonem legendarną Godzillę Ishiro Hondy, choć statusu dzieła kultowego nie udało się jej uzyskać. Mimo to decydenci z Daiei nie zrazili się i do 1980 roku Gamera doczekała się siedmiu kolejnych filmów ze swoim udziałem, które razem tworzą serię Showa, analogicznie, jak w przypadku produkcji o Godzilli. Olbrzymi, fruwający żółw powrócił półtora dekady później, w 1995 roku, wraz z filmem Gamera: Daikaijū Kuchu Kessen (Gamera: Guardian of the Universe). Była to pierwsza część trylogii powstałej na przestrzeni trzech lat. Za kamerą tryptyku stanął Shunsuke Kaneko, późniejszy twórca dylogii Notatnika śmierci.

Film odniósł niemały sukces komercyjny oraz – co ciekawe – także artystyczny, pomimo generalnie niezbyt wyszukanej fabuły. Mamy bowiem wątek ludzki oraz walczące ze sobą i rozwalające miasto potwory. Tym razem tytułowe monstrum staje w szranki z Gyaosami, trzema wielgachnymi bestiami, które można określić jako krzyżówki pterodaktyla z nietoperzem (sic!). Gyaos to zresztą odwieczny wróg Gamery. Potwory te mierzyły się ze sobą wielokrotnie, począwszy od 1967 roku i filmu Gamera vs. Gyaos.

Tak, jak zmieniał się charakter produkcji o Gamerze, tak samo ewoluowały ścieżki dźwiękowe komponowane do tej serii. Pierwszy obraz z 1965 roku, podchodzący do opowieści o wielkim żółwiu bardzo poważnie, otrzymał ponury score napisany przez Tadashiego Yamauchiego. Jednak wraz z kolejnymi latami cykl zaczął przypominać równolegle powstające, naiwniutkie filmy o Godzilli. Przez to muzyka takich kompozytorów, jak Shunsuke Kikuchi, czy Kenjiro Hirose zaczęła nabierać znacznie bardziej humorystyczny wydźwięk. Drugi z Japończyków napisał do filmu Gamera vs. Viras z 1968 roku przesympatyczną, dziecięcą piosenkę Gamera March, którą można uznać za pierwszy muzyczny symbol tej serii. Jednak gdy czołowy potwór wytwórni Daiei powrócił do kin w 1995 roku, to znów skierowano się w stronę bardziej mrocznych brzmień. Za muzykę do wszystkich trzech filmów o Gamerze, zrealizowanch w latach 90-tych, odpowiadał Kow Otani.

Japończyk całkowicie zerwał z partyturami do poprzednich filmów z serii, tym samym odrzucając piosenkę Gamera March, która pojawiła się w większości z nich. W zamian za to Otani przygotował dla Gamery zupełnie nowy motyw – posępny, żywiołowy i charakterystyczny. Melodię tą usłyszymy już w Main Title, a podczas seansu w scenach z udziałem tytułowego potwora. Stanie się ona tematem przewodnim całej trylogii, nazywanej też serią Haisei (tak, jak powstałe w tym samym czasie filmy o Godzilli). Na partyturze wyróżnia się także temat Gyaosa, którego również możemy uznać za ogólny temat akcji (doskonale rozbrzmiewa min. w Gyaos Flees).

Obydwie melodie idealnie pasują do reszty materiału. Dominują tu szare i ciemne kolory, a jaśniejszych i lżejszych fragmentów jest jak na lekarstwo. Japoński kompozytor konsekwentnie buduje swoją ilustrację na bardzo energicznej i dobrze zorkiestrowanej muzyce akcji oraz stosunkowo nielicznym underscorze, który oddelegowany zostaje do wykreowania napięcia. Dynamiczne utwory doprawdy potrafią porwać słuchacza lubującego moc brzmienia orkiestry, choć z drugiej strony po pewnym czasie może się on poczuć nimi troszkę przytłoczony. Niemniej jednak mamy do czynienia ze świetnie rozpisaną akcją, bogatą w wyróżniające się motywy i różne, orkiestracyjne dodatki, takie jak chór, syntezatory, czy gitary elektryczne.

Główną wadą score’u Otaniego jest to, o czym już zdążyłem co nieco wspomnieć. Podczas odsłuchu rzuca się w uszy pewna siermiężność. Choć mamy styczność z nieźle zmontowanym krążkiem, nie odstraszającym czasem trwania, krótkością ścieżek, czy bonusowymi utworami, jak to ma miejsce w przypadku większości soundtracków z kaiju-ega, to jednak miłośnicy stonowanych partytur nie mają tutaj czego szukać. A to za sprawą zredukowania praktycznie do zera warstwy lirycznej. Natrafimy na nią w zasadzie tylko w przedostatnim utworze z płyty, Ending Theme: To The Sea, w którym nieprzeciętnej urody, iście hollywoodzka melodia zostaje „podana” w pełnej patosu aranżacji.

Z drugiej strony, Japończyk stworzył taką ścieżkę dźwiękową, jaką potrzebował film. To w końcu czysto rozrywkowe kino, marginalizujące relacje międzyludzkie, które Otani mógłby odzwierciedlić za pomocą muzyki lirycznej. W zamian za to mamy na pierwszym planie, skądinąd całkiem nieźle zrealizowaną, batalię pomiędzy wojskiem, Gamerą, a Gyaosami. Taki film nie mógł przecież otrzymać delikatnej partytury. Japoński kompozytor zatroszczył się więc o odpowiedni score, który nawet jeśli w paru miejscach wydaje się nieco zbyt intensywny, to bez dwóch zdań uwypukla charakter na swój sposób groteskowo epickiego dzieła Kaneko.

Gamera: Guardian of the Universe Kow Otaniego to muzyka, która może nie wytycza nowych szlaków, ale zachowuje jednak pewną odrębność pośród innych partytur z filmów kaiju—ega. Na pewno podczas pełnego odsłuchu może się ona wydać nieco przyciężka z wyżej już wymienionych przyczyn. Niemniej jest to praca posiadająca swój klimat, nieodtwórcza i wyróżniająca się kilkoma ciekawymi koncepcjami muzycznymi, z których Japończyk będzie korzystał podczas pracy nad kolejnymi częściami Gamery.

Inne recenzje z serii:

  • Gamera Trilogy
  • Gamera vs. Viras
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze