Kenjiro Hirose

Gamera Tai Uchu Kaijû Bairasu (Gamera vs. Viras)

(1968/1996)
Gamera Tai Uchu Kaijû Bairasu (Gamera vs. Viras) - okładka
Dominik Chomiczewski | 18-01-2018 r.

Seria o Gamerze, wielkim i latającym żółwiu, czołowym potworze konkurencyjnej dla Toho wytwórni Daiei, przechodziła podobne przeobrażenia, jak cykl o dużo popularniejszej Godzilli. Pierwsze filmy, choć zadebiutowały w czasach, gdy franczyza Toho zaczęła już ukierunkowywać się w stronę młodszej widowni, cechował poważny ton, analogicznie, jak w przypadku klasycznego już obrazu z 1954 roku o gigantycznym jaszczurze. Jednak seria o Gamerze potrzebowała zaledwie dwóch lat, aby wzorem Toho spróbować infantylnego tonu na swoim podwórku. I tak też już w 1968 roku, czyli zaledwie trzy lata od debiutu Gamery na dużym ekranie, miał premierę Gamera vs. Viras, który cechował zdecydowanie familijny charakter. Film ukazał się w Stanach Zjednoczonych pod tytułem Destroy All Planets, co jest ewidentnym nawiązaniem do Destroy All Monsters, produkcji z cyklu o Godzilli.

Gamera vs Viras, czyli czwarta cześć serii, ponownie wyreżyserowana przez Norakiego Yuasę, skupia się na dwójce harcerzy, Jimie i Masau. Pewnego dnia zostają oni porwani przez obcą cywilizację, Virasian, która chce się zemścić na Gamerze za zniszczenie ichniejszego statku kosmicznego. Kosmici doskonale zdają sobie bowiem sprawę ze słabości zmutowanego żółwia do dzieci. W ten sposób Virasianie oraz ich lider Viras zastawiają na Gamerę pułapkę.

Ścieżkę dźwiękową do Gamera vs. Viras stworzył Kenjiro Hirose (1929-2009), głównie autor muzyki filmowej. Podczas swojej ponad 30-letniej kariery miał on sposobność współpracować z rozmaitymi reżyserami, zwłaszcza z Junem Fukudą i Sadao Nakajimą. Warto też wspomnieć, że Hirose był konsultantem muzycznym samego Johna Wiliamsa, gdy ten, jeszcze jako Johnny Williams, w 1965 roku pracował nad None but the Brave Franka Sinatry, filmem, którego akcja toczy się w trakcie II wojny światowej na jednej z wysp na Pacyfiku.

Choć Gamera vs. Viras to jedyny film z serii, do którego Hirose miał sposobność napisać muzykę, to jednak jego wkład w muzyczne uniwersum jest znacznie szerszy. Otóż piosenka Gamera March, stworzona na potrzeby tejże partytury, pojawiła się w kilku następnych produkcjach o Gamerze. Jest to chwytliwy i beztroski marszyk (jak zresztą sama nazwa wskazuje), zdecydowanie jedna z najfajniejszych melodii skomponowanych na potrzeby cyklu. Takowa stylistyka wynika oczywiście z obranej przez Yuasę konwencji – familijna Gamera otrzymała familijny temat główny.

W podobnym tonie utrzymana jest zresztą pierwsza połowa oficjalnego soundtracku, i nie mam tu na myśli jedynie posługiwania się tematem z Gamera March. Hirose skomponował także prosty, zamierzenie infantylny temat dla harcerzyków, często rozpisany na smyczki i kojarzone z dziećmi cymbałki, którym towarzyszą zazwyczaj subtelne perkusjonalia (min. marakasy i bębenki). Do tego mamy kilka pomniejszych, dziecięcych motywików (kojarzących się chociażby z dawnymi kreskówkami), a nawet harcerską przyśpiewkę. Cały ten, nazwijmy to, familijny blok utworów kończy się instrumentalną (niemalże pompatyczną w wydźwięku) intonacją Gamera March.

Począwszy od 12. utworu wkraczamy jednak na dużo cięższy w odsłuchu materiał, który związany jest z filmowymi antagonistami, czyli Virasianami. Sprowadza się on głównie do budowania suspensu, często za pomocą awangardowych środków muzycznego wyrazu. Hirose nierzado łączy przeciągłe, niskie frazy fagotu (lub kontrafagotu) z charakterystycznym dźwiękiem, osiąganym najpewniej za pomocą ciągłego pocierania o talerze. Czasem owym teksturom towarzyszą inne perkusjonalia. Kolejnym modernistycznym elementem są partie elektroniczne, oczywiście już mocno archaiczne (syntezatory w owym czasie dopiero raczkowały), które nieźle sprawdzają się w roli muzycznego odzwierciedlenia zaawansowanej technologii Virasian. Niestety poza filmowym kontekstem radzą sobie dużo słabiej, czasem nawet mogą wręcz mierzić.

Dość zaskakujący jest sposób prezentacji materiału na płycie. Przede wszystkim nie otrzymaliśmy, jak to często bywa w przypadku soundtracków z tzw. kaiju-movies, masy kompletnie zbędnych ścieżek alternatywnych. Ba, niektóre utwory, zupełnie przeciwnie od typowych dla tego podgatunku tendencji, są stosunkowo długie, kilka z nich przekracza nawet 5 minut. Druga strona medalu jest taka, że niestety tyczy się to głównie tych dużo mniej przystępnych kompozycji (materiał Virasian). I tak też ów suspens, nawet jeśli intrygujący od formalnej strony, może wystawić odbiorcę na próbę. Ponadto w drugiej części albumu mamy sposobność obcować z bardziej typowymi dla tego typu filmów, lekko dysonującymi i gromkimi partiami instrumentów dętych blaszanych.

Pomimo tego, że nie ma tutaj prawie w ogóle niepotrzebnych dodatków, to jednak wciąż jest to muzyka, która trwa prawie 70 minut, co przy tego rodzaju ścieżkach dźwiękowych na pewno będzie doskwierało statystycznemu miłośnikowi muzyki filmowej. Nie ma co ukrywać – zredukowanie materiału na pewno wyszłoby wszystkim na dobre. Niemniej chociażby ze względu na pierwsze pojawienie się Gamera March należy zaliczyć ten soundtrack do ważniejszych pozycji z muzycznego uniwersum Gamery.

Inne recenzje z serii:

  • Gamera Trilogy
  • Gamera: Guardian of the Universe
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze

    Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.