Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Furankenshutain no Kaijū: Sanda tai Gaira (Pojedynek potworów)

(1966/1997)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-06-2016 r.

Frankenstein to bez wątpienia jeden z najbardziej osobliwych produktów wyobraźni członków wytwórni Toho. Także dlatego, że w żaden sposób nie przypomina on dobrze znanego miłośnikom horrorów potwora, w którego wcielał się chociażby Boris Karloff. Po raz pierwszy pojawił się w 1965 roku w filmie Frankenstein Conquers the World, gdzie stanął w szranki z dinozauropodobnym Baragonem. Obraz spotkał się z ciepłym przyjęciem widowni, w wyniku czego decydenci z Toho zaczęli rozmyślać o kontynuacji, pomimo tego, że sam Frankenstein zginął w jednej z ostatnich scen. W związku z tym scenarzyści wpadli na pomysł, że z jego materiału genetycznego zrodziły się dwie kolejne bestie, Sanda i Gaira, których starcie mogliśmy podziwiać w kolejnej produkcji, Pojedynku potworów (Kaiju Daisenso, War of the Gargatuas) z 1966 roku. Za kamerą filmu stanął oczywiście Ishiro Honda, efektami specjalnymi zajął się Eiji Tsubaraya, a muzykę skomponował Akira Ifubube. Tak też ekipa realizatorska Pojedynku potworów nie różniła się wielce w porównaniu z nieco popularniejszą serią o Godzilli.

Wszystkich, którzy narzekają na autoplagiaty japońskiego kompozytora, pragnę od razu uprzedzić, że na potrzeby Pojedynku potworów przygotował on zupełnie nowy marsz, Operation L – March, który wykorzystywany jest we wszelakich scenach z udziałem armii. Wpadający w ucho temat i rasowe orkiestracje czynią z niego na pewno najciekawszy i zarazem najbardziej reprezentatywny utwór na soundtracku. Co prawda niewykluczone, że Ifukube wykorzystał jedną ze swoich wcześniejszych melodii, wszak fragmenty Operation L – March można odnaleźć jego partyturach z dramatu Clothes of Deception (1951), czy dokumentu Sakuma Dam Part 2 (1955), niemniej jest to na pewno pierwsza produkcja z gatunku kaiju, w której została użyta (później pojawiła się min. w Godzilla vs. Destroyer). Warto podkreślić, że usłyszymy ją także w brawurowej aranżacji na drugiej części Symphonic Fantasii.

Kto kojarzy soundtracki Ifukube, ten wie, że poza częstym wałkowaniem w koło Macieju tych samych tematów, stworzone przez niego muzyczne uniwersum cechuje melodyczny bałagan (motywy skomponowane do jednego filmu pojawiają w następnych bez żadnego związku). Tym razem jednak Japończyk instynktownie wrócił do głównego tematu z Frankenstein Conquers the World, i obdarował nim Sandę, 30-metrowe, brązowe monstrum. Posępna melodia ponownie świetnie się sprawdza jako filmowa ilustracja, a ponadto łatwo dopatrzeć się tutaj rzadkiej u maestro konsekwencji w repetycji własnej muzyki – Sanda powstała z DNA Frankensteina, a zatem ponowne użycie jego motywu wydaje się jak najbardziej zrozumiałe.

To samo możemy powiedzieć o materiale stworzonym dla wielkiej ośmiornicy Odako, drugoplanowego potwora występującego w jednej z początkowych scen Pojedynku potworów. Wcześniej pojawiła się ona w King Kong vs. Godzilla oraz w wyciętej scenie we Frankenstein Conquers the World. W obydwu przypadkach była ilustrowana poprzez charakterystyczne, zjeżdżające w dół glissando sekcji blaszanej, zapewne odwołujące się do jej oślizłej fizjonomii. Ifukube postanowił ponownie skorzystać z tego rozwiązania na potrzeby omawianej ścieżki dźwiękowej (utwór Giant Octopus: The Devil Of The Sea).

Podobnie jak Sanda, swoje muzyczne odzwierciedlenie otrzymała również Gaira, występująca w obrazie Hondy w roli antagonisty. Wypada nadmienić, że wychwycenie analogii z tematem Ghidoraha z dwa lata starszego filmu Ghidorah – trójgłowy potwór nie będzie niczym trudnym. Jakkolwiek w porównaniu z motywem adwersarza Gairy, tym razem Ifukube postawił większy nacisk na jazgot trąbek i większe dysonanse. Obydwie zresztą melodie dają o sobie znać bardzo często, zarówno podczas seansu, jak i odsłuchu soundtracka. I tutaj pojawia się podstawowy problem, albowiem ich nadmierne powtarzanie może dać odbiorcy we znaki. Tym bardziej, że większość aranżacji jest bardzo zbliżona do siebie (to samo tyczy się Operation L- March). Niestety rzadko kiedy będzie nam dane odpocząć od rzeczonych motywów. Nie licząc pojedynczych fragmentów lirycznych, urozmaiceniem jest jedynie piosenka źródłowa Feel In My Heart.

Dzięki premierowemu pojawieniu się świetnego marszu Operation L – March , soundtrack z Pojedynku potworów powinien zainteresować miłośników gatunku kaiju. Co do reszty materiału można już mieć jednak mieszane odczucia. Akira Ifukube tradycyjnie nie wychyla się poza utarte przez siebie schematy ilustracyjnie, a poza tym forma prezentacji jego muzyki również pozostawia wiele do życzenia (niepotrzebne bonusy). Jakkolwiek nie można zarzucić tej ścieżce dźwiękowej braku pazura, czy rzucających się w ucho motywów. No i film nie byłby tym samym bez charakternego score’u Japończyka. Tak też Pojedynek potworów wśród prac Ifukube zakwalifikowałbym do średniej półki.

Inne recenzje z serii:

  • Frankenstein Conquers the World
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze