Założenie to w naturalny sposób przekłada się na muzykę. O ile w Kształcie wody i Pinokiu mieliśmy do czynienia z przyjemnymi w odbiorze, radosnymi i romantycznymi melodiami, o tyle niniejsza partytura przepełniona jest smutkiem i liryzmem. Desplat odchodzi od romantyzmu, ponieważ, po pierwsze, w tym filmie niewiele jest samego romansu (a jeśli już się pojawia, to szybko się kończy), po drugie zaś, cały obraz i tak przesycony jest romantyzmem w XIX-wiecznym znaczeniu tego słowa. Zdaniem kompozytora muzyka powinna wydobywać to, czego nie widać na ekranie, w przeciwnym razie mogło by dojść do przesytu.
Odbiorowi nie sprzyja również coraz powszechniejsza praktyka publikowania na platformach streamingowych kompletnych ścieżek dźwiękowych. W przypadku tak wymagającego i długiego materiału (aż 1 godzina i 45 minut!) nie jest to najłatwiejsze wyzwanie dla szerokiej publiczności. Z powodzeniem można by wyodrębnić 50-60 minut najbardziej porywającej muzyki i wydać je w formie standardowego albumu, a dla najzagorzalszych fanów przygotować wersję deluxe. Tymczasem, podobnie jak w przypadku Jurassic World, każdy może poratować się własną, spersonalizowaną playlistą ulubionych utworów.
Zanim Desplat przystąpił do pisania muzyki pod finalną wersję montażową, na etapie preprodukcji został poproszony o skomponowanie muzyki diegetycznej (walców) na potrzeby scen tanecznych. O ile Victor in Love utrzymany jest w bardziej tradycyjnym stylu i subtelnie ilustruje w tle rozmowę dwojga bohaterów podczas balu, o tyle utwór Victor & Elizabeth dorównuje najlepszym filmowym walcom Francuza i należy do najbardziej atrakcyjnych do słuchania kompozycji na albumie. Wykracza przy tym poza samo tło sceny, którą ilustruje, towarzysząc także sekwencji montażowej poświęconej przygotowaniom do eksperymentu.
Największym highlightem muzycznym Frankensteina jest niewątpliwie scena, w której Wiktor konstruuje ciało Stwora z różnych fragmentów zwłok zebranych z pola bitwy lub spod szubienicy. W odróżnieniu od wcześniejszych adaptacji twórcy postanowili pokazać Frankensteina nie tyle jako naukowca, co jako artystę, dla którego jest to moment spełnienia największego marzenia – pokonania śmierci. W związku z tym scena nie mogła zostać opatrzona muzyką grozy. W kontraście do rozrzuconych po laboratorium krwi i mięsa podłożono radosnego walca (Body Building).
Kolejnym istotnym założeniem scoru było oparcie kompozycji na solowym instrumencie – skrzypcach – które, zdaniem kompozytora, najlepiej oddają delikatność i wrażliwość Stwora, będącego duchowym sercem filmu. Solowe partie wykonała norweska skrzypaczka Eldbjørg Hemsing. To jedna z nielicznych okazji, kiedy możemy usłyszeć, jak Francuz komponuje na skrzypce, ponieważ zazwyczaj preferuje fortepian i flet (choć jego żona, Solrey, była skrzypaczką). Najbardziej wirtuozerskie partie solowe Hemsing można usłyszeć w utworach: The Castle (poszukiwanie lokacji pod laboratorium), Awakening i Eternity (przepiękny motyw towarzyszący Stworowi w promieniach słońca), Creature’s Tale (dramatyczny początek opowieści Stwora), Family Life (sielanka na farmie) oraz A Friend (pierwszy śnieg).