The Forgotten to thriller psychologiczny z Julianne Moore, opowiadający historię kobiety, której wmawia się, że jej zmarłe dziecko nigdy nie istniało. Bardzo skrytykowany film został wyreżyserowany przez Josepha Rubena (Sypiając z wrogiem, z muzyką Goldsmitha). Muzykę skomponował, czego się chyba nikt nie spodziewał, James Horner.
Kompozytor przeżywa w tej chwili kryzys twórczy. Najlepiej to widać właśnie w tym roku, najpierw bardzo ostro skrytykowana Troja, potem bardzo nieoryginalny Bobby Jones: The Stroke of Genius. The Forgotten jest próbą zrobienia czegoś jak najbardziej oryginalnego. Nie ma żadnej orkiestry, tylko elektronika, solowe skrzypce i fortepian. Nie ma co mówić o materiale tematycznym, właściwie mamy tu tylko i wyłącznie underscore.
Bardzo oryginalnie zaczyna się pierwszy utwór, od zsamplowanych dzieci, potem przechodzi w fortepian, potem dołączają skrzypce. Partie fortepianowe są bardzo ładne, chociaż mroczne. Całość brzmi bardzo podobnie do osiągnięć Marka Snowa w serialach Chrisa Cartera (Z Archiwum X, Millennium, zwłaszcza to drugie, jak widać chociażby w Rememeber…)
Należałoby rozważyć przy okazji rolę underscore w muzyce filmowej oraz sposób jego komponowania. Najpierw zdefiniujmy termin, który ja rozumiem jako muzykę pozatematyczną, chociaż, jak się okazuje, to wcale nie jest takie proste. Porównajmy dwa podejścia do tego sposobu komponowania – Hansa Zimmera i Hornera właśnie. Zimmer stara się nadać mu charakter, poprzez tworzenie specyficznych motywów, które prowadzą muzykę w określonym kierunku. Przykładem tego jest Ostatni samuraj, gdzie underscore dostaje prawie samodzielny materiał tematyczny, choć bardzo prosty i prowadzony w wolny sposób. Podobnie czyni James Newton Howard, który stosuje też techniki minimalistyczne (jak Phillip Glass). Obaj nadają swojemu materiałowi nietematycznemu emocjonalny charakter, przywiązując wagę do detalu. U Hornera natomiast underscore jest tylko materiałem nietematycznym, daje go jako „przerwę” między użyciem któregoś z tematu, więc nie ma ono żadnego charakteru. Wadą underscore Hornera jest to, że albo jest zbyt proste i pozbawione charakteru, albo zbyt skomplikowane technicznie, więc nieprzekonujące. Wyjątkiem jest Apollo 13 i Sneakers. W tym drugim takie skomplikowanie technicznie bardzo pomaga, w sumie zabawnemu przecież, filmowi.
O The Forgotten dość trudno mówić. Trudno tu wyczuć jakikolwiek materiał tematyczny, raczej pewne progresje akordowe, samo zastosowanie skrzypiec ma dość podobny charakter, chociaż nadawanie określonego charakteru danemu instrumentowi za dobrym pomysłem nie jest. Intensywność emocjonalna partytury nie jest duża. Horner wciąż nie opanował koncentracji na detalu, niestety, chociaż bardzo bliski temu był w House of Sand and Fog, wciąż jest chyba za bardzo zdystansowany.
Beyond Borders, które tam brzmiały najlepiej. W filmie muzyka wypada całkiem dobrze, jednak tutaj naszpikowanie całości underscore nie przekonuje za bardzo. Stosowanie sampli, ostrej elektroniki, brzmiącej jakby wziął je z muzyki techno. Brak żywych instrumentów. Muzyka akcji, jeśli się pojawia, jest brutalna i oparta na najostrzejszym brzmieniu, na jakie kompozytor mógł sobie pozwolić. Czasami zbliża się do wczesnego Hansa Zimmera, jak w Re-Assembling Shattered Pieces, elektronika brzmi jakby wytrzaśnięta z Helikoptera w ogniu w połączeniu z Peacemakerem, potem z podobnym do Backdraft dwunutowym motywem.
Sample używane są zupełnie nieźle, najpierw zabawa dzieci, bardzo dobry pomysł, co ciekawe stanowi to klamrę płyty. Nie jest to to samo, co zastosował Zimmer w Hannibalu, ale jest tu pewna świadomośc, że odpowiednie użycie sampli wspomaga samą muzykę, dodaje jej napięcia. Można powiedzieć: wreszcie. Nareszcie Horner zaczyna odkrywać rolę elektroniki w muzyce filmowej, ale niestety musi popracować nad brzmieniem.
Widać, że Horner szuka. Najlepszym przykładem jest, być może w przyszłości niedoceniany, początek pierwszego utworu, jeden z być może najciekawszych pomysłów roku, żeby partyturę zacząć od śmiejących się dzieci. Partie fortepianowe są bardzo dobre, choć czasem nijakie. Horner poprawił też brzmienie elektroniki, ale nie jest w tym na tyle dobry, żeby oprzeć na syntezatorach całą partyturę, a chyba to jest jej największym grzechem. Trochę lepiej niż się spodziewałem, ale wciąż bardzo średnia partytura.