Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Du Prez

Fish Called Wanda, A (Rybka zwana Wandą)

(1988)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 24-05-2008 r.

Rybka zwana Wandą to niewątpliwie wielki kinowy hit roku 1988, najpewniej najlepszy poza monty-python’owski projekt Johna Cleese, ale przede wszystkim po prostu wyśmienita komedia. Swój sukces zawdzięcza zarówno dowcipnemu scenariuszowi (nominacja do Oscara), jak i bardzo dobrej realizacji (kolejna nominacja dla reżysera), ale przede wszystkim czwórce aktorów odtwarzających główne role. Mamy tu bowiem dwójkę charakterystycznych Brytyjczyków rodem z Latającego Cyrku Monty Pythona: Johna Cleese w roli wiodącego nudne życie angielskeigo adwokata oraz Michaela Pallina wcielającego się w strachliwego jąkałę. Aby było zabawniej zmieszano ją z amerykańskim duetem: Jamie Lee Curtis jako tytułową Wandą i przede wszystkim fenomenalnym Kevinem Kline’m, który za odtwarzanie zwariowanej postaci bandyty-twardziela zgarnął Oscara za najlepszą rolę drugoplanową. Ten kwartet w pogoni za diamentami niejednego smutasa jest w stanie rozbawić do łez.

Na końcowy rezultat w postaci jednej z najzabawniejszych komedii, nie tylko lat 80-tych, składa się ostatecznie wiele elementów, a swoją malutką cegiełkę dorzuca także muzyka. Kompozytorem tejże jest mało znany Brytyjczyk John Du Prez, który do ekipy twórców A Fish Called Wanda trafił dzięki dobrej znajomości z Cleesem i Pallinem. Du Prez współpracował bowiem z Pythonami przy Sensie życia wg Monty Pythona i Żywocie Briana (w tym drugim obrazie był jednak tylko aranżerem). O ile jednak w tamtych filmach rola muzyki ilustracyjnej była ograniczona i mało wyrazista, a główny akcent, zwłaszcza w The Meaning of Life, położony był na prześmiewcze piosenki, o tyle w Rybce zwanej Wandą mamy już typowy score z wyrazistymi tematami, który w filmie sprawuje się bardzo dobrze. Obok sztandarowych funkcji ilustracyjnych pełni też momentami wyraźną funkcję parodystyczną, np. w scenach psich pogrzebów.

Muzyka zostala wydana przez popularną wytwórnię Milan, w postaci ponad 40-minutowego albumu, na który składa się 21 utworów. Większość ścieżek jest krótka, spora część z nich nie przekracza nawet minuty, toteż soundtrack nieco sztucznie wydłużono wrzucając na koniec 15-minutową suitę, stanowiącą zlepek najważniejszych fragmentów kompozycji Du Preza. Zanim jednak do niej dojdziemy, usłyszymy m.in. dwa główne tematy filmu. Pierwszy pojawiać się będzie najczęściej w postaci romantycznych solówek świetnego gitarzysty Johna Williamsa (nie mylić z kompozytorem) wspomaganych smyczkowym tłem. Pierwsza aranżacja obecna na albumie, w wypchniętych na sam początek End Titles, będzie jednak nieco inna, bo bardziej żywiołowa i radosna, a Williamsa i orkiestrę wesprze dodatkowo perkusja i saksofon. Drugi z głównych tematów, można okreslić jako muzykę akcji. W filmie towarzyszy scenom kradzieży, pościgów itp., zaś na albumie usłyszymy go chociażby w Main Title czy Robbery. Dynamiczna, rytmiczna melodia powstaje w oparciu o charaakterystyczny dla lat 80-tych miks orkiestry, elektroniki i perkusjonaliów. Zresztą cała ścieżka utrzymana jest w stylistyce właściwej dla tamtej dekady, bardzo powszechnej wówczas w komediach czy filmach akcji, niewiele odbiegającej od tego, co modne było także w muzyce pop. W przeciwieństwie jednak do kompozycji np. takiego speca od kinowych przebojów lat 80-tych, jak Harold Faltermeyer, Du Prez traktuje elektronikę jedynie jako dodatek do orkiestry i gitary Johna Williamsa.

Poza wspomnianymi całkiem przyjemnymi, mocno eksploatowanymi tematami, które po którymś z kolei powtórzeniu mogą zacząć nieco nużyć, reszta to w zasadzie tylko skromne uzupełnienie: króciutkie ilustracyjne fragmenty oparte o podobne instrumentarium a nawet nieco bardziej „popowe” i niewiele wnoszące na albumie. Wyróżniają się tylko dwa motywy celowo przeszarżowane, bo w filmie podłożone w parodystycznym kontekście. Sword Ballet i Humping pozorują na klasykę sprzed kilku wieków, zaś Choir Boys z przywołanej już wcześniej sceny pogrzebu psa to śpiewany po łacinie przez wokalny duet lament o tym, że zginął czworonóg („Miserere Dominus, miserere Dominus, Canis mortuus est„, czyli mniej więcej: „Miej litość Panie, miej litość Panie, pies jest martwy„). W filmie oba oczywiście sprawują się znakomicie, ale na albumie mogą sprawiać wrażenie burzących stylistykę całości.

A Fish Called Wanda to całkiem udana komediowa kompozycja, która pokazuje, że John Du Prez doskonale czuje się we współpracy z ex-Pythonami, rozumie ich dowcip i potrafi oddać go muzycznie. Chyba lepiej niż Jerry Goldsmith, który parę lat później zilustrował kolejne spotkanie kwartetu Cleese, Pallin, Curtis, Kline w obrazie Lemur zwany Rollo. Kompozycja Goldsmitha, niewątpliwie ilustracyjnie poprawna i być może o większej klasie niż muzyka Brytyjczyka przemyka jednak podczas seansu niemal zupełnie niezauważenie, podczas gdy w Rybce zwanej Wandą ścieżka dźwiękowa Du Preza bardzo wyraźnie daje o sobie znać zarówno przebojowością, melodyjnymi tematami, jak i humorystycznym wyczuciem scen. Oczywiście na płycie nie jest już tak różowo, jednakże całości słucha się zupełnie przyzwoicie a kompozycja pozostaje przyjemnym, niezobowiązującym muzycznym rzemiosłem. Nie tylko dla najwierniejszych fanów filmu.

PS: Istnieje też wydanie dłuższe o 3 minuty, z dwoma dodatkowymi utworami.
.

Najnowsze recenzje

Komentarze